Znajomi wiedzieli, a sprytni się domyślili, że wywiało mnie na łono przyrody przy słowackiej granicy. Mieszkam w mieście, w którym powietrze jest trujące, więc czasami muszę zafundować sobie naturalny respirator. Przypadkowo się złożyło, że tuż przed wyjazdem obejrzałam kilka filmów produkcji czeskiej i słowackiej.
Konsulat Generalny Republiki Słowackiej w Krakowie w dniach 16-20 kwietnia zaprosił nas na przegląd filmowy w kinie Paradox. Udało mi się obejrzeć trzy z pięciu seansów. Festiwal rozpoczął się od polskiego akcentu, gdyż w roli głównej w "Ja kocham, Ty kochasz" ("Ja milujem, ty miluješ") wystąpił Roman Kłosowski. Film w reżyserii Dušana Hanáka przeleżał na cenzorskiej półce przez dziewięć lat i po raz pierwszy został wyświetlony w 1989 roku. Stary kawaler, Pišta, marzy o wielkiej miłości, przerzucając przesyłki pocztowe, hodując pszczoły i opiekując się schorowaną matką, a przede wszystkim pijąc alkohol przy każdej możliwej okazji. Taka historia mogłaby wydarzyć się nawet we współczesnej Polsce, chociaż zapewne niezwykły spokój bohaterów zostałby tutaj zastąpiony wulgaryzmami.
Dušan Hanák wyreżyserował również "Różowe sny" ("Růžové sny" ) z 1977 roku, liryczną opowieść o ciężkiej próbie przełamania obyczajowego tabu. Jakub (Juraj Nvota) pracuje jako wiejski listonosz, Jolanka (Iva Bittová) to młoda Cyganka. Środowisko nie akceptuje ich miłości. Ucieczka do miasta i konfrontacja wzajemnych oczekiwań w starciu z codziennością wypalają namiętność. Finał zaskakuje, ale bardzo pozytywnie. Spodobały mi się również płynne i bardzo naturalne przejścia pomiędzy realistycznymi, choć ukazanymi z dużą dawką humoru, scenami zwykłego życia na wsi a baśniowymi wizjami zakochanych.
Najsłabszym, moim zdaniem, filmem był obraz Martina Ťapáka z 1976 roku "Pacho, zbójnik z Hybia" ( "Pacho, hybský zbojník"). Trudne życie górali zbuntowanych wobec swoich okrutnych i chciwych władców przedstawione zostało w formie quasi musicalu, a sami zbójnicy stali się karykaturami. Kojarzą mi się tutaj z niezbyt rozgarniętymi krasnoludkami z bajki o królewnie Śnieżce. Prawdziwa legenda ośmieszała jedynie złych kasztelanów i panów feudalnych.
W poniedziałek, 20 kwietnia, otrzymaliśmy w Klubie Gwarek w prezencie od Etiudy&Animy ogromną porcję śmiechu. Bezsprzecznie numerem jeden była dla nas fantastyczna animacja "Mythopolis" (2013). Reżyserka, Alexandra Hetmerová, wykazała się nie tylko świetną znajomością greckiej mitologii, ale też niezwykłym poczuciem humoru i abstrakcyjnym myśleniem. Meduza szuka tatusia dla swojego synka. Prawdziwą miłość odnajduje dzięki nici Ariadny.
W "Nowym gatunku" ("Nový druh", 2013) Kateřina Karhánková z ironicznym uśmiechem pokazuje, jak edukacja zabija wyobraźnię dzieci. Podobny wydźwięk ma "Lewo, prawo" ("Levá, pravá", 2013), ale w tym przypadku Marek Náprstek wytyka wady systemu w świecie dorosłych, zamieniającego ludzi w bezmyślne roboty.
Do refleksji zmusza Klará Břicháčková w krótkiej opowieści o myśliwym i ściganej zwierzynie "Mimicry" (2013). Akwarelowa animacja uświadomiła mi, dlaczego tak trudno sfotografować dzikie zwierzęta w ich naturalnym środowisku. O tym, że nawet najbardziej nieprawdopodobne marzenia mogą się spełnić, przypomina Jakub Kouřil w "Małym Cousteau" ("Malý Cousteau", 2013). Podwodny świat może pojawić się nawet w wielkim mieście.
Hanka Nováková ukazuje, z jednej strony, pazerność, z drugiej zaś, bezwzględną manipulację w obrazie pod tytułem "Chciwość" ("Greed", 2013). Chęć posiadania okazuje się silniejsza od zdrowego rozsądku. W kategorii animowanej najmniej przypadł mi do gustu pomysł Martina Mája w filmie "Punch and Judy" (2013). Bunt marionetek przerodził się w zbyt brutalne dla mnie zakończenie.
Fabularne etiudy wypadły na tle animacji blado. W "Loic, witaj!" ("Loicu, vítej!", 2013) Natálie Císařovská zaskoczyła nas jedynie... kapciami. Największym jednak rozczarowaniem był drugi film tej samej reżyserki "Karel Lampa" (2013). Narcystycznego prostytuującego się narkomana nie uważam za temat wart mojego czasu, pomimo, że jest dzieckiem słynnych rodziców. Nawet wirus HIV nie nauczył go pokory, więc w filmowej opowieści zabrakło morału.
Lubię czeskie kino - czasami późno wieczorem leci coś na Kulturze, więc mogę sobie pooglądać raczej starsze produkcje filmowe...A na temat kina słowackiego właściwie nic nie wiem. Miłego weekendu:)
OdpowiedzUsuńRóżnice są niewielkie - można je dostrzec w napisach końcowych ;) Najsłynniejsza jest oczywiście praska szkoła FAMU ;)
Usuń