Już dawno minęła północ, kiedy nagle niepokojący dźwięk obudził czujność myśliwych. Coś kręciło się po podłodze w korytarzu. Ratunku! Szczur! Łowcy zbiegli po schodach i solidarnie zaatakowali intruza. Przez chwilę trwała walka. Moja z kotami. Łapały za ogon i próbowały wynieść modela z sesji fotograficznej.
Pomysł na szczurka nie był mój, chociaż szpiegostwo przemysłowe w tym przypadku było mocno utrudnione. Nie wiem, kto wymyślił ograniczenia wiekowe. Powinnam złożyć skargę do rzecznika praw obywatelskich z powodu dyskryminacji peselowej. Najfajniejsze warsztaty twórcze zarezerwowane są dla małoletnich. Od czego jednak są wypożyczalnie dzieci? Rzuciłam ogłoszeniem i nie czekałam długo na odzew. Uzbrojona w Dagmarę przekroczyłam bramki biura przepustek do świata zabawy. Dzień francuski w Klubie Kultury Mydlniki zapowiadał się interesująco. Na początek zaserwowano nam komedię familijną w reżyserii Brada Birda "Ratatuj" ("Ratatouille", 2007). Drugie danie rozpoczęło się od nadziewania filcowej formy "chmurką". Daga, jak przystało na dziecko idealne, pozwoliła mi nawet zamocować ogon u swojego szczurka. Na deser podano słodkości, dosłownie i w przenośni. Projekcji "Czekolady" ("Chocolat", 2000), którą wyreżyserował Lasse Hallström, towarzyszyły tace z przepysznymi czekoladkami. Zjadłyśmy prawie wszystkie.
Mój szczurek nieznacznie różni się od projektu pani Magdy. Korpus zszyłam ręcznie ściegiem za igłą z kawałków sweterka, skurczonego przez grasujące w szafie kalorie. Nadałam kształt wypełniaczem do maskotek. Uszka i nosek wycięłam z arkusza cienkiego różowego filcu, a ogonek z grubego kawałka filcu w kolorze bordowym. Przyszyłam oczka z guziczków i niemal sumiaste wąsy ze sznurka. Na blogową premierę Ratatuj musiał jednak kilka tygodni poczekać, żeby nie zepsuć efektu niespodzianki przed spotkaniem ze swoim nowym właścicielem.