Kalendarium

* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice

poniedziałek, 13 lipca 2020

Woodstock 2020

Pomysł wyjazdu na Pole wypłynął spontanicznie w połowie butelki wytrawnego czerwonego wina. Oczywiście, nie wyruszyliśmy od razu. Wyjechaliśmy dopiero w czwartkowe popołudnie po dopięciu bieżących spraw, jak dorośli i odpowiedzialni ludzie. Nikt nie musiał wykrzyczeć, że zaraz będzie ciemno, bo na miejsce dotarliśmy, kiedy już zmierzchało. Dla Maćka Kostrzyn nad Odrą to siedem lat festiwalowych wrażeń i odliczania dni do każdego kolejnego Przystanku. Moje pozytywne emocje przypominały erupcję wulkanu, chociaż, delikatnie ujmując, ich stan daleko odbiegał od uporządkowania. Zresztą, ostatni miesiąc mocno odcisnął się rewolucją w mojej głowie. Próbuję pogodzić się ze światem, który brutalnie potargał wszystkie moje tegoroczne bilety lotnicze i uwięził mnie w otchłani absurdu i niekompetencji decydentów. Ten wyjazd miał wyjątkowe znaczenie, choćby przez fakt, że był moją pierwszą prawdziwą wyprawą po izolacji. Najważniejszym elementem udanej podróży jest odpowiednie towarzystwo, a tutaj zagraliśmy z Maćkiem idealnie na tych samych falach. Ponadto, perspektywa nocy w namiocie lub pod gwiazdami nieustannie budzi we mnie ekscytację. Z wersji spania pod gołym niebem błyskawicznie wyleczyły mnie jednak bezlitosne komary. W bezpiecznej przestrzeni namiotu nagle zapomniała o mnie moja chroniczna bezsenność i odpłynęłam pomiędzy ciszą Pola a festiwalowymi historiami szeptanymi przez trawę i buty na sandałowym drzewie. Wybudził mnie dopiero zapach parzonej kawy. Chyba nigdzie indziej kawa nie smakuje tak dobrze.




Dla naszego pokolenia Pol'and'Rock Festiwal zawsze pozostanie Przystankiem Woodstock, chociaż nowej nazwie nie można zarzucić braku polotu. Puste Pole budzi mieszane uczucia. Z jednej strony, czułam się nieco dziwnie bez tych wszystkich uśmiechniętych i roztańczonych ludzi, jakby narzucony dystans społeczny mierzony był w kilometrach. Z drugiej natomiast, nawet bez rozstawionej sceny wciąż słyszałam muzykę. Nasz dwuosobowy Woodstock był magiczny i bardzo głęboko zapadł w serce. A czy jeszcze kiedykolwiek tu przyjadę? Nie wiem, być może zdarzy się wyciągnąć tę kartę z talii marzeń.