Cenię umiar. Unikam świecidełek i barokowego przepychu. Dla mnie papierowa wiklina jest ozdobą sama w sobie. Przystroiłam ją dziką różą i dodałam blasku błyszczącym lakierem, ale jeśli dziewczyny uznają koszyki za zbyt skromne, pozostawiam swobodę w dalszym upiększaniu.

Kalendarium
* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Decoupage. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Decoupage. Pokaż wszystkie posty
piątek, 24 listopada 2017
piątek, 6 stycznia 2017
Czarno-biały folk
Nie zamierzam krytykować miłośników ludowości. Sama w folkowych wzorach nie dostrzegam elegancji. Po prostu, nie mój styl. Nie pasuje do mnie pstrokacizna. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie efekt wykorzystania takiego motywu w wersji czarno-białej. Po etniczne wydanie serwetki sięgnęłam z powodu niedostępności koronkowej, zamówionej przez Basię. Zwykły słoik po kawie zamieniłam w technice decoupage w całkiem miły dla oka wazonik.
Etykiety:
Decoupage,
Dekoracje,
Ekosztuka,
Moje prace
czwartek, 28 kwietnia 2016
Blokowanie reklam
Zupełnie nie rozumiem sensu reklam. Przy zakupach kieruję się estetyką produktu, a nie jego marką. Metki zawsze odpruwam. Napisy i logo staram się usuwać. Firmowy nadruk na okularowym etui ukryłam pod różyczkami naniesionymi w technice decoupage. Jak widać na zdjęciach, lakieroklej jeszcze nie zdążył całkiem wyschnąć, ale siedzę na walizkach i już nie zdążę przed wyjazdem zrobić drugiej sesji. Dopiero na sucho kwiatowy wzorek stanie się wyrazisty.
Buraczkowy kolor leży na granicy mojego smaku w zależności od tonacji. Odcienie wpadające w fiolet odnajdują się w mojej szafie. Szczypta czerwieni powoduje całkowitą dyskwalifikację. Za buraczkami nie przepadam, rzadko trafiam na idealnie przyrządzone. Etui w wersji z różowym procentem podsyłam na buraczkowe wyzwanie u Danutki. Myślę, że skutecznie udało mi się zablokować nadrukowaną na nim reklamę firmy optycznej.
Przy okazji przypominam, że czekam na Wasze odpowiedzi na kwietniowe pytanie w zagadkowej zabawie. Wkrótce pojawi się nowa zagadka.
Buraczkowy kolor leży na granicy mojego smaku w zależności od tonacji. Odcienie wpadające w fiolet odnajdują się w mojej szafie. Szczypta czerwieni powoduje całkowitą dyskwalifikację. Za buraczkami nie przepadam, rzadko trafiam na idealnie przyrządzone. Etui w wersji z różowym procentem podsyłam na buraczkowe wyzwanie u Danutki. Myślę, że skutecznie udało mi się zablokować nadrukowaną na nim reklamę firmy optycznej.
Etykiety:
Decoupage,
Etui,
Moje prace,
Wyzwanie
niedziela, 4 października 2015
Kolczykowa wymianka
Rzadko biorę udział w wymiankach. Powstrzymuje mnie strach, że moje prace mogą nie spełnić oczekiwań osoby, dla której zostały zrobione. Trudno trafić w gust kogoś zupełnie nieznanego. Wytyczne dostałam dość lakoniczne - długie kolczyki w kolorach: turkusowym, niebieskim i brązowym.
W paczuszce musiały się znaleźć minimum trzy pary kolczyków. Przygotowałam dla Sary zestaw dziewięcioczęściowy: trzy makramowe plecionki, trzy zwyklaki koralikowe, dwa decoupage'owe kółeczka i jeden optymistyczny silikon z napisem w języku portugalskim "sprawia, że lubię". Mam nadzieję, że moja produkcja nie została uznana za zbyt ekstrawagancką. Do przesyłki dodałam serwetki, herbatki i karteczkę. Od Sary otrzymałam śliczne gotowe kolczyki ze sklepu: dwie pary w kolorze złotym i dwie pary w kolorze srebrnym. Do tych złotych będę musiała się przekonać, bo jestem zdecydowanie srebrnolubna. Nawet obrączkę mam z białego złota. Szczególnie zachwyca mnie kształt łapacza snów, więc chyba będę musiała się w końcu pozbyć tych odpustowych skojarzeń. Dodatkowo dostałam serwetki, czekoladkę, karteczkę i fioletowy lakier do paznokci. Dziękuję.
Nie pokazywałam Wam wcześniej tylko niezapominajek. Te kolczyki przeznaczone są dla osoby odważnej i z poczuciem humoru. Na jednej stronie tekturki kwitną kwiatuszki. Na niebieskim rewersie widnieje napis w języku angielskim "nie zapomnij o mnie". Sara mieszka w Irlandii.
Organizatorem wymianki była Majalena, więc chciałabym również jej podziękować za zabawę. Przy okazji muszę się pochwalić, że udało mi się poznać osobiście autorkę tego inspirującego bloga. O naszym spotkaniu i o tym, co wygrałam w candy, opowiem niebawem.
W paczuszce musiały się znaleźć minimum trzy pary kolczyków. Przygotowałam dla Sary zestaw dziewięcioczęściowy: trzy makramowe plecionki, trzy zwyklaki koralikowe, dwa decoupage'owe kółeczka i jeden optymistyczny silikon z napisem w języku portugalskim "sprawia, że lubię". Mam nadzieję, że moja produkcja nie została uznana za zbyt ekstrawagancką. Do przesyłki dodałam serwetki, herbatki i karteczkę. Od Sary otrzymałam śliczne gotowe kolczyki ze sklepu: dwie pary w kolorze złotym i dwie pary w kolorze srebrnym. Do tych złotych będę musiała się przekonać, bo jestem zdecydowanie srebrnolubna. Nawet obrączkę mam z białego złota. Szczególnie zachwyca mnie kształt łapacza snów, więc chyba będę musiała się w końcu pozbyć tych odpustowych skojarzeń. Dodatkowo dostałam serwetki, czekoladkę, karteczkę i fioletowy lakier do paznokci. Dziękuję.
Nie pokazywałam Wam wcześniej tylko niezapominajek. Te kolczyki przeznaczone są dla osoby odważnej i z poczuciem humoru. Na jednej stronie tekturki kwitną kwiatuszki. Na niebieskim rewersie widnieje napis w języku angielskim "nie zapomnij o mnie". Sara mieszka w Irlandii.
Organizatorem wymianki była Majalena, więc chciałabym również jej podziękować za zabawę. Przy okazji muszę się pochwalić, że udało mi się poznać osobiście autorkę tego inspirującego bloga. O naszym spotkaniu i o tym, co wygrałam w candy, opowiem niebawem.
Etykiety:
Decoupage,
Ekosztuka,
Kolczyki,
Makrama,
Moje prace
niedziela, 30 sierpnia 2015
Motyl po grecku
Zajęłam się lepidopterologią. Poszukuję idealnego wzoru na motyla. Od tygodnia prowadzę eksperymenty za pomocą supełków. Zaczęłam od fioletowej ćmy, ale wydaje mi się nazbyt nietoperzowata. Model numer dwa, wypleciony z żółtego sznurka, przypomina płuca. Zielony model numer trzy kojarzy mi się z utuczonym kurczakiem albo z indykiem na Święto Dziękczynienia. Makrama towarzyszyć mi będzie podczas podróży po Grecji i może uda mi się odnaleźć kształt doskonały. Dwa pierwsze zdjęcia przedstawiają prawą i lewą stronę moich prototypowych motylków. Wykorzystałam węzeł płaski i węzeł żebrowy.
Wszystko, co dobre, szybko się kończy, podobnie jak kolczykowa zabawa u Majaleny. Pokazałam jedynie ułamek mojej kolekcji. W wersji "na ludziu" mam tylko jedną fotografię, w dodatku z przyczyn technicznych wykonaną falstartem na dwa dni przed oficjalną premierą.
Poniedziałek.
Wybraliśmy się z Maćkiem i Grześkiem na projekcję filmową do Klubu Piękny Pies. "Diabelska przepaść” ("Ďáblova past") z 1961 roku, wyreżyserowana przez Františka Vláčila, to zachwycająca i bardzo poetycka ballada poruszająca tematykę ponadczasowego konfliktu pomiędzy dogmatyzmem a racjonalizmem. A ja uwielbiam, kiedy zwycięzcą okazuje się miłość. Czeskie kino nacechowane jest abstrakcją, więc wybrałam niekonwencjonalne dodatki - koraliki z papieru.
Wtorek.
Wprowadziła się Agnieszka. Mój rozpieszczony kot posiada już pięć nianiek. Napoleona będzie teraz głaskać sześć rąk, bo cztery nie mają śmiałości do kociej ekscelencji i najbardziej lubią go z daleka. Od Agnieszki dostałam podwójny "Pocałunek" Gustava Klimta, więc dorzuciłam bigielek i powiesiłam na uszach.
Środa.
Dowiedziałam się, że jadę do Grecji. Za trzy dni. Moje życie jest nieprzewidywalne i w tym tkwi sekret jego wyjątkowości. Niebieskie zwyklaki marzyły o morzu.
Czwartek.
Odebrałam telefon.
- Tatuś złapał węża. Jest śliczny, taki czarny z plamkami. Przyjedź, to sobie weźmiesz.
- Mamusiu, ja nie przepadam za wężami. Lepiej dajcie go swojej wnuczce.
- Nie, bo może być jadowity.
I jak tu nie kochać tak cudownych Rodziców? Dla podkreślenia tego ogromu bezgranicznej miłości wyciągnęłam zestaw z granatami. Bez zawleczek.
Piątek
Pojechaliśmy kupić buty dla mnie. Wiem, jak powinny wyglądać, ale producenci obuwia tego nie wiedzą. W jednym sklepie znalazłam właściwy model, ale był dostępny wyłącznie w rozmiarze dla słonia. Kupiłam erzac, ale przynajmniej w moim ulubionym kolorze. Poprosiłam Pana Wu o małą sesję, ale stwierdził, że najbardziej lubi zieleń i w takim wariancie musiałam się zaprezentować. Sukienki nie miałam już czasu zmienić i sokole oko zauważy ten zgrzyt, jak bordowe ramiączko gryzie się z zielonymi plecionkami. Później wróciłam do pierwotnej koncepcji, czyli do decoupage'owych koralików korespondujących z sukienką.
Sobota i niedziela.
Dzisiejszy post jest równaniem z dwoma niewiadomymi. Został zaplanowany z premedytacją. Nie mam pojęcia, jak spędzę sobotę i niedzielę. Kierunek: Grecja. Program: nieznany. Humor: fantastyczny. Moje motylki trzepocą skrzydłami na samą myśl o śródziemnomorskiej przygodzie. Sobota będzie słonecznie żółta, natomiast niedziela zapowiedziała się soczyście zielona.
Wszystko, co dobre, szybko się kończy, podobnie jak kolczykowa zabawa u Majaleny. Pokazałam jedynie ułamek mojej kolekcji. W wersji "na ludziu" mam tylko jedną fotografię, w dodatku z przyczyn technicznych wykonaną falstartem na dwa dni przed oficjalną premierą.
Poniedziałek.
Wybraliśmy się z Maćkiem i Grześkiem na projekcję filmową do Klubu Piękny Pies. "Diabelska przepaść” ("Ďáblova past") z 1961 roku, wyreżyserowana przez Františka Vláčila, to zachwycająca i bardzo poetycka ballada poruszająca tematykę ponadczasowego konfliktu pomiędzy dogmatyzmem a racjonalizmem. A ja uwielbiam, kiedy zwycięzcą okazuje się miłość. Czeskie kino nacechowane jest abstrakcją, więc wybrałam niekonwencjonalne dodatki - koraliki z papieru.
Wtorek.
Wprowadziła się Agnieszka. Mój rozpieszczony kot posiada już pięć nianiek. Napoleona będzie teraz głaskać sześć rąk, bo cztery nie mają śmiałości do kociej ekscelencji i najbardziej lubią go z daleka. Od Agnieszki dostałam podwójny "Pocałunek" Gustava Klimta, więc dorzuciłam bigielek i powiesiłam na uszach.
Środa.
Dowiedziałam się, że jadę do Grecji. Za trzy dni. Moje życie jest nieprzewidywalne i w tym tkwi sekret jego wyjątkowości. Niebieskie zwyklaki marzyły o morzu.
Czwartek.
Odebrałam telefon.
- Tatuś złapał węża. Jest śliczny, taki czarny z plamkami. Przyjedź, to sobie weźmiesz.
- Mamusiu, ja nie przepadam za wężami. Lepiej dajcie go swojej wnuczce.
- Nie, bo może być jadowity.
I jak tu nie kochać tak cudownych Rodziców? Dla podkreślenia tego ogromu bezgranicznej miłości wyciągnęłam zestaw z granatami. Bez zawleczek.
Piątek
Pojechaliśmy kupić buty dla mnie. Wiem, jak powinny wyglądać, ale producenci obuwia tego nie wiedzą. W jednym sklepie znalazłam właściwy model, ale był dostępny wyłącznie w rozmiarze dla słonia. Kupiłam erzac, ale przynajmniej w moim ulubionym kolorze. Poprosiłam Pana Wu o małą sesję, ale stwierdził, że najbardziej lubi zieleń i w takim wariancie musiałam się zaprezentować. Sukienki nie miałam już czasu zmienić i sokole oko zauważy ten zgrzyt, jak bordowe ramiączko gryzie się z zielonymi plecionkami. Później wróciłam do pierwotnej koncepcji, czyli do decoupage'owych koralików korespondujących z sukienką.
Sobota i niedziela.
Dzisiejszy post jest równaniem z dwoma niewiadomymi. Został zaplanowany z premedytacją. Nie mam pojęcia, jak spędzę sobotę i niedzielę. Kierunek: Grecja. Program: nieznany. Humor: fantastyczny. Moje motylki trzepocą skrzydłami na samą myśl o śródziemnomorskiej przygodzie. Sobota będzie słonecznie żółta, natomiast niedziela zapowiedziała się soczyście zielona.
niedziela, 16 sierpnia 2015
Kolczykowy pamiętnik
Wciągnęła mnie zabawa zorganizowana przez Majalenę. Przy okazji dokonuję selekcji i "pozbywam się" kolczyków, które zupełnie nie pasują do mojej osobowości. Oczywiście stosuję metodę bardzo małych kroczków, a wszystkie przedmioty przekazuję w godne ręce. Mam naturę zbieracza i z trudem rozstaję się z rzeczami, nawet jeśli nigdy z nich nie korzystam.
Poniedziałek.
Chciałam zapisać się na zajęcia na uczelni. USOS odmówił współpracy. Stwierdził, że nie znam hasła. Kłamał w żywe oczy. Ale i tak na platformę mnie nie wpuścił. Nie pomogły nawet optymistycznie różowe makramowe sploty na nakrętce od butelki.
Wtorek.
Rano zajrzałam do moich dinozaurów. Gniazdo znalazłam tydzień wcześniej, ale dojście do niego mogłam zapewnić tylko z drugiej strony budynku, otwierając małe okienko na najwyższej kondygnacji. Obawiałam się, że ich matka okaże się zbyt mało inteligentna, żeby odkryć nowy punkt dostępu. Na szczęście trafiła. Ptaszki mają się dobrze i obrastają w piórka. W nagrodę za uratowanie świata wręczyłam sobie tulipany.
Środa.
Pojechałyśmy z Mitsu za miasto łapać gwiazdy. Złapałyśmy 21 sztuk. Towarzyszyły mi stare gwiaździste kwiatuszki wykonane przez zezowatego Chińczyka.
Czwartek.
Odwiedził mnie mieszkaniec pobliskiego Fortu Reditowego 7 w Bronowicach. Przysnęło mu się na mojej bramie garażowej, więc mogłam przyjrzeć mu się w świetle dziennym. Nawet dał się sfotografować. Nie mogłam go dłużej gościć, gdyż dla mojego kota nie ma znaczenia, czy myszowate stworzenie żyje w ziemi, czy lata w chmurach. Nietoperz pofrunął w stronę swojego domu. Mały wampirek przypomniał mi o kolczykach, które zrobiłam sobie kiedyś na halloweenową imprezę.
Piątek.
Przyjechała wygrana w konkursie suszarka. Czekam, aż skończą się okoliczne remonty i znikną te tumany kurzu, wchodzące bez pukania przez okna, namolnie i bezczelnie, jak do siebie. Wypiorę każdą szmatkę, a jeśli poczuję niedosyt testowania, to nawet po kilka razy. Na uszach miałam "zwyklaki" z koralików w ciapki.
Sobota.
Sznurki kleiły się do mnie, a ja kleiłam się do sznurków. Uparłam się jednak, że uplotę makramki przed wyjazdem. Z połowy mojej pracy jestem zadowolona. Druga podobać się może producentom artykułów higienicznych dla kobiet. Pewnie zgłoszą się do mnie z propozycją pracy w dziale designu. Uśmiechnęłam się o zdjęcie, więc możecie zobaczyć, jak wyglądam w tych dziwadełkach.
Niedziela.
Nie lubię czerwieni i źle się w niej czuję. Zapakowałam na uszy patriotyczne kolczyki, żeby je wywieźć 160 km na północ. Czerwonolubna istotka się ucieszy, więc ruszam w drogę. Wybieram się do jednego z najpiękniejszych miast w Polsce. Ciekawa jestem, czy wiecie, dokąd?
Etykiety:
Decoupage,
Ekosztuka,
Kolczyki,
Makrama,
Moje prace,
Wire wrapping,
Wyzwanie
wtorek, 11 sierpnia 2015
Tulipany
Kolejna serwetka ułożyła się na tekturkach po perfumach. Tulipanowe kolczyki są dwustronne. Krawędzie dodatkowo zabezpieczyłam lakierem do paznokci. Tym samym odcieniem wymalowałam moje pazurki. Kolczyki świetnie pasują do mojej dzisiejszej kwiecistej sukienki, więc biegnę pochwalić się nimi do Majaleny.
Etykiety:
Decoupage,
Ekosztuka,
Kolczyki,
Moje prace,
Wyzwanie
niedziela, 9 sierpnia 2015
Pożegnanie z kolczykiem
Na kilka dni zmieniłam długość geograficzną. Mój pomysł na wakacyjną przygodę może wydawać się abstrakcyjny, ale szczepienie wioskowych psów przeciwko wściekliźnie okazuje się bardzo ciekawym doświadczeniem. Teren zaznaczyłam kolczykami. Tygodniowy przegląd podrzucam do Majaleny.
Poniedziałek.
Musiałam uratować świat. W remontowanym budynku zdjęto drzwi, a dostępu do wnętrza broniła jedynie krata. Nie stanowiła ona jednak żadnej przeszkody dla gołębicy, która uwiła tam swoje gniazdko. Znalazłam dwa nieopierzone pisklaki. Montaż nowych drzwi oznaczałby dla nich śmierć. Nie można było zostawić ich otwartych, bo żulnia błyskawicznie pojawia się w każdym pustostanie. Uchyliłam okienko na samej górze, aby matka mogła karmić maluchy. W akcji ratunkowej towarzyszyły mi kolczyki z gwiazdkami.
Wtorek.
Pomknęłam autostradą na zachód. W Brzegu zatrzymałam się na chwilę, aby zabrać Violę. Nigdy wcześniej się nie spotkałyśmy, ale natychmiast zaczęłyśmy nadawanie na tych samych falach. Trafiły do niej poniedziałkowe kolczyki. We wtorek występowałam w wersji folkowej.
Środa.
Z Krysią nie widziałam się ponad rok. Mieszka i szyje cudeńka w Bolesławcu, ale akurat miała w planach wizytę w Lubinie. Spędziłyśmy wspólnie fantastyczne przedpołudnie i odjechała z wtorkowymi kolczykami, bo lubuje się w ludowych wzorach. A ja ubrałam oliwki i pojechałam z Edytką i Violą na akcję szczepień do Pieszkowa.
Czwartek.
Podczas szczepień w Buszkowicach odkryłam wiatrak. W Chobieni podziwiałam zamek myśliwski. Napiszę o nich więcej, kiedy tylko uporządkuję zdjęcia. A na uszach dyndały mi zielone kolczyki z filcu.
Piątek.
Dziewin dostarczył mi najwięcej wrażeń. W wiosce spotkać można niezwykłe drewniane rzeźby. Zachwycił mnie ogromny renesansowy pałac, ale równocześnie smutek przywołała jego dewastacja. Poznałam wspaniałych artystów, którzy tworzyli właśnie podczas dorocznego pleneru organizowanego przez Stowarzyszenie "Aktywny Dziewin". Na koniec zabrałam moje motylki na spacer nad malownicze jezioro u stóp wioski.
Sobota.
Najbardziej pracowity dzień dla moich weterynaryjnych przyjaciółek rozpoczął się przy huśtawce w Redlicach. W Sitnie zastrajkował nam samochód, ale tamtejsi mieszkańcy pospieszyli z pomocą i przywołali go do porządku. Ostatnie pieski czekały na nas w Parszowicach i nawet jeden kot w worku przyjechał rowerem na konsultacje. Miałam ze sobą dwustronne, żółto-zielone kwiatuszki.
Niedziela.
Nie lubię pożegnań, ale musiałam opuścić gościnne progi Edytki i Karinki. Do czterech par kolczyków z minionych dni dołożyłam im jeszcze na pamiątkę filcową wersję kwiatuszków w większym rozmiarze. Kilkadziesiąt kilometrów dalej rozstałam się z Violą. Pozostała tęsknota za tymi niezwykle serdecznymi kobietkami, mnóstwo zdjęć i niesamowitych wspomnień. Wszystkie kolczyki, które porzuciłam na wakacyjnej trasie są oczywiście mojego autorstwa.
Poniedziałek.
Musiałam uratować świat. W remontowanym budynku zdjęto drzwi, a dostępu do wnętrza broniła jedynie krata. Nie stanowiła ona jednak żadnej przeszkody dla gołębicy, która uwiła tam swoje gniazdko. Znalazłam dwa nieopierzone pisklaki. Montaż nowych drzwi oznaczałby dla nich śmierć. Nie można było zostawić ich otwartych, bo żulnia błyskawicznie pojawia się w każdym pustostanie. Uchyliłam okienko na samej górze, aby matka mogła karmić maluchy. W akcji ratunkowej towarzyszyły mi kolczyki z gwiazdkami.
Wtorek.
Pomknęłam autostradą na zachód. W Brzegu zatrzymałam się na chwilę, aby zabrać Violę. Nigdy wcześniej się nie spotkałyśmy, ale natychmiast zaczęłyśmy nadawanie na tych samych falach. Trafiły do niej poniedziałkowe kolczyki. We wtorek występowałam w wersji folkowej.
Środa.
Z Krysią nie widziałam się ponad rok. Mieszka i szyje cudeńka w Bolesławcu, ale akurat miała w planach wizytę w Lubinie. Spędziłyśmy wspólnie fantastyczne przedpołudnie i odjechała z wtorkowymi kolczykami, bo lubuje się w ludowych wzorach. A ja ubrałam oliwki i pojechałam z Edytką i Violą na akcję szczepień do Pieszkowa.
Czwartek.
Podczas szczepień w Buszkowicach odkryłam wiatrak. W Chobieni podziwiałam zamek myśliwski. Napiszę o nich więcej, kiedy tylko uporządkuję zdjęcia. A na uszach dyndały mi zielone kolczyki z filcu.
Piątek.
Dziewin dostarczył mi najwięcej wrażeń. W wiosce spotkać można niezwykłe drewniane rzeźby. Zachwycił mnie ogromny renesansowy pałac, ale równocześnie smutek przywołała jego dewastacja. Poznałam wspaniałych artystów, którzy tworzyli właśnie podczas dorocznego pleneru organizowanego przez Stowarzyszenie "Aktywny Dziewin". Na koniec zabrałam moje motylki na spacer nad malownicze jezioro u stóp wioski.
Sobota.
Najbardziej pracowity dzień dla moich weterynaryjnych przyjaciółek rozpoczął się przy huśtawce w Redlicach. W Sitnie zastrajkował nam samochód, ale tamtejsi mieszkańcy pospieszyli z pomocą i przywołali go do porządku. Ostatnie pieski czekały na nas w Parszowicach i nawet jeden kot w worku przyjechał rowerem na konsultacje. Miałam ze sobą dwustronne, żółto-zielone kwiatuszki.
Niedziela.
Nie lubię pożegnań, ale musiałam opuścić gościnne progi Edytki i Karinki. Do czterech par kolczyków z minionych dni dołożyłam im jeszcze na pamiątkę filcową wersję kwiatuszków w większym rozmiarze. Kilkadziesiąt kilometrów dalej rozstałam się z Violą. Pozostała tęsknota za tymi niezwykle serdecznymi kobietkami, mnóstwo zdjęć i niesamowitych wspomnień. Wszystkie kolczyki, które porzuciłam na wakacyjnej trasie są oczywiście mojego autorstwa.
Etykiety:
Daleko od domu,
Decoupage,
Filc,
Kolczyki,
Moje prace,
Osobiste,
Wyzwanie
niedziela, 2 sierpnia 2015
Kolczykowy przegląd filmowy
Ten tydzień niemal w całości zadedykowałam X muzie. Zdjęcie własne w kolczykach na uszach udało się zdobyć tylko jedno, w dodatku niewyraźne, gdyż akcja rozgrywała się w samym środku nocy w kinowej poświacie.
Poniedziałek.
Na cykliczne spotkanie z czeskim kinem w "Pięknym Psie" wybrałam się w towarzystwie Maćka, Grześka oraz dwóch misiów. Te ostatnie, zrobione z modelinki, dostałam dość dawno temu, ale grzecznie czekały na swój pierwszy raz. Obejrzeliśmy świetną komedię zatytułowaną "Happy End" z 1967 roku, wyreżyserowaną przez Oldřicha Lipský'ego. Misiom tak bardzo film się spodobał, że do domu chciały wracać tyłem.
Wtorek.
Dopełniłam formalności na uczelni. Złożyłam cały stosik dokumentów o treści: "oświadczam, że oryginał dostarczę w terminie późniejszym". Oficjalnie już jestem studentką pierwszego roku religioznawstwa. O to, czy w archiwum AGH odnajdą w końcu moją teczkę, pomartwię się we wrześniu. Skromne, ale lśniące wkrętki odzwierciedlały radość ze sfinalizowania kolejnego szalonego pomysłu.
Środa.
Zajęłam się felinopsychologią. Próbuję wyleczyć mojego kota z klaustrofobii. Wkładam go do pudełka i terapeutycznie głaskam. Początkowo wyskakiwał, zanim zdążyłam włożyć go do środka. Po kilkudziesięciu takich sesjach potrafi wytrzymać w pudełku aż 42 sekundy po zakończeniu głaskania. Jako następny etap w planowanym procesie kociej tresury wybrałam naukę obsługi aparatu fotograficznego. Przed aparatem ucieka bardziej niż przed pudłami. Mój zwariowany nastrój podkreślały silikonowe kolczyki upcyklingowe z napisem w języku portugalskim "sprawia, że lubię", które zrobiłam w czasie jednej z podróży.
Czwartek.
Rozpoczął się sezon mojego nocnego znikania z domu. Ubrałam gwiazdki wygrane w konkursie i ruszyłam w świat filmowej fantazji. Położyłam się na kocyku na Małym Rynku, jednak, wbrew pozorom, nie wzbudziłam żadnej sensacji. Wokół leżało wielu amatorów animacji, a przezorniejsi przynieśli nawet śpiwory. Festiwal Krakow Summer Animation Days wystartował po raz siódmy. W czwartkowym programie rozbawił mnie "Houdini" (Cédric Babouche, Francja), a w drugiej części pokazu na największe oklaski zasłużyły (w kolejności mojego zachwytu):
1. "Sztorm uderza w kurtkę" (Paul Cabon, Francja),
2. "Mythopolis" (Aleksandra Hetmerová, Czechy),
3. "High wool" (Nikolai Maderthoner, Moritz Mugler, Niemcy),
4. "Krowa w moim kubku od mleka" (Yantong Zhu, Japonia),
5. "Wirtualny wirtuoz" (Thomas Stellmach, Maja Oschmann, Niemcy),
6. "Szersza perspektywa" (Daisy Jacobs, Wielka Brytania).
Piątek.
Animacjom często towarzyszy muzyka, a czasem to raczej melodii towarzyszą rysunki. Na węgierskie pokazy postanowiłam wystroić się w nutki. Na listę moich faworytów trafiły następujące filmy (choć ten ostatni właściwie wkupił się w moje łaski... kotem):
1. "Paperworld" (László Ruska, Dávid Ringeisen),
2. "Lady with Long Hair"(Barbara Bakos),
3. "Girl with Backpack" (Essemble-group),
4. "Dipendenza" (Panna Horváth-Molnár).
Sobota.
Dzień spędziłam w łazience. Nie, nie miało to nic wspólnego z sensacjami żołądkowymi. Malowałam rurki. Mieszkam na poddaszu, więc musiałam przenieść swój warsztat do najchłodniejszego pomieszczenia. Wieczorem założyłam kwiatowe kolczyki. Wykonałam je w technice shrink plastic. Z jednej strony pomalowałam je markerami, z drugiej są polakierowane, więc przypominają srebrne blaszki. Nieprzewidywalność kurczliwości sprawia, że nie można uzyskać dwóch identycznych kształtów. Na uszach te różnice się zatracają. Wystąpiłam po tej srebrzystej stronie, chociaż i tak nie było nic widać.
Kolejny wieczór filmowy otworzyła piękna, refleksyjna i bardzo muzyczna opowieść o losach pewnego chłopca ("Chłopiec i świat", Alê Abreu, Brazylia). Lista moich osobistych zwycięzców wybranych podczas drugiej części pokazu przedstawia się następująco:
1. "Women’s Letters" (Augusto Zanovello, Francja),
2. "Whodunnit" (Jim Lacy, Kathrin Albers, Niemcy),
3. "Sun of a Beach" (Arnaud Crillon, Alexandre Rey, Jinfeng Lin, Valentin Gasaria, Francja),
4. "Pommes Frites" (Balder Westein, Holandia),
5. "Leaving Home" (Joost Lieuwma, Holandia),
6. "My Own Personal Moose" (Leonid Shmelkov, Rosja).
Niedziela.
Nie pamiętam, gdzie kupiłam te gwiazdki, ale obiecałam im, że zabiorę je na projekcję litewskich animacji. Mogłabym przejrzeć trailery i już teraz wybrać moich bohaterów. Nie chcę jednak psuć sobie niespodzianki, więc cierpliwie czekam, czym zaskoczy mnie wielki ekran.
Poniedziałek.
Na cykliczne spotkanie z czeskim kinem w "Pięknym Psie" wybrałam się w towarzystwie Maćka, Grześka oraz dwóch misiów. Te ostatnie, zrobione z modelinki, dostałam dość dawno temu, ale grzecznie czekały na swój pierwszy raz. Obejrzeliśmy świetną komedię zatytułowaną "Happy End" z 1967 roku, wyreżyserowaną przez Oldřicha Lipský'ego. Misiom tak bardzo film się spodobał, że do domu chciały wracać tyłem.
Wtorek.
Dopełniłam formalności na uczelni. Złożyłam cały stosik dokumentów o treści: "oświadczam, że oryginał dostarczę w terminie późniejszym". Oficjalnie już jestem studentką pierwszego roku religioznawstwa. O to, czy w archiwum AGH odnajdą w końcu moją teczkę, pomartwię się we wrześniu. Skromne, ale lśniące wkrętki odzwierciedlały radość ze sfinalizowania kolejnego szalonego pomysłu.
Środa.
Zajęłam się felinopsychologią. Próbuję wyleczyć mojego kota z klaustrofobii. Wkładam go do pudełka i terapeutycznie głaskam. Początkowo wyskakiwał, zanim zdążyłam włożyć go do środka. Po kilkudziesięciu takich sesjach potrafi wytrzymać w pudełku aż 42 sekundy po zakończeniu głaskania. Jako następny etap w planowanym procesie kociej tresury wybrałam naukę obsługi aparatu fotograficznego. Przed aparatem ucieka bardziej niż przed pudłami. Mój zwariowany nastrój podkreślały silikonowe kolczyki upcyklingowe z napisem w języku portugalskim "sprawia, że lubię", które zrobiłam w czasie jednej z podróży.
Czwartek.
Rozpoczął się sezon mojego nocnego znikania z domu. Ubrałam gwiazdki wygrane w konkursie i ruszyłam w świat filmowej fantazji. Położyłam się na kocyku na Małym Rynku, jednak, wbrew pozorom, nie wzbudziłam żadnej sensacji. Wokół leżało wielu amatorów animacji, a przezorniejsi przynieśli nawet śpiwory. Festiwal Krakow Summer Animation Days wystartował po raz siódmy. W czwartkowym programie rozbawił mnie "Houdini" (Cédric Babouche, Francja), a w drugiej części pokazu na największe oklaski zasłużyły (w kolejności mojego zachwytu):
1. "Sztorm uderza w kurtkę" (Paul Cabon, Francja),
2. "Mythopolis" (Aleksandra Hetmerová, Czechy),
3. "High wool" (Nikolai Maderthoner, Moritz Mugler, Niemcy),
4. "Krowa w moim kubku od mleka" (Yantong Zhu, Japonia),
5. "Wirtualny wirtuoz" (Thomas Stellmach, Maja Oschmann, Niemcy),
6. "Szersza perspektywa" (Daisy Jacobs, Wielka Brytania).
Piątek.
Animacjom często towarzyszy muzyka, a czasem to raczej melodii towarzyszą rysunki. Na węgierskie pokazy postanowiłam wystroić się w nutki. Na listę moich faworytów trafiły następujące filmy (choć ten ostatni właściwie wkupił się w moje łaski... kotem):
1. "Paperworld" (László Ruska, Dávid Ringeisen),
2. "Lady with Long Hair"(Barbara Bakos),
3. "Girl with Backpack" (Essemble-group),
4. "Dipendenza" (Panna Horváth-Molnár).
Sobota.
Dzień spędziłam w łazience. Nie, nie miało to nic wspólnego z sensacjami żołądkowymi. Malowałam rurki. Mieszkam na poddaszu, więc musiałam przenieść swój warsztat do najchłodniejszego pomieszczenia. Wieczorem założyłam kwiatowe kolczyki. Wykonałam je w technice shrink plastic. Z jednej strony pomalowałam je markerami, z drugiej są polakierowane, więc przypominają srebrne blaszki. Nieprzewidywalność kurczliwości sprawia, że nie można uzyskać dwóch identycznych kształtów. Na uszach te różnice się zatracają. Wystąpiłam po tej srebrzystej stronie, chociaż i tak nie było nic widać.
Kolejny wieczór filmowy otworzyła piękna, refleksyjna i bardzo muzyczna opowieść o losach pewnego chłopca ("Chłopiec i świat", Alê Abreu, Brazylia). Lista moich osobistych zwycięzców wybranych podczas drugiej części pokazu przedstawia się następująco:
1. "Women’s Letters" (Augusto Zanovello, Francja),
2. "Whodunnit" (Jim Lacy, Kathrin Albers, Niemcy),
3. "Sun of a Beach" (Arnaud Crillon, Alexandre Rey, Jinfeng Lin, Valentin Gasaria, Francja),
4. "Pommes Frites" (Balder Westein, Holandia),
5. "Leaving Home" (Joost Lieuwma, Holandia),
6. "My Own Personal Moose" (Leonid Shmelkov, Rosja).
Niedziela.
Nie pamiętam, gdzie kupiłam te gwiazdki, ale obiecałam im, że zabiorę je na projekcję litewskich animacji. Mogłabym przejrzeć trailery i już teraz wybrać moich bohaterów. Nie chcę jednak psuć sobie niespodzianki, więc cierpliwie czekam, czym zaskoczy mnie wielki ekran.
Etykiety:
Decoupage,
Ekosztuka,
Film,
Kolczyki,
Moje prace,
Shrink plastic,
Wyzwanie
piątek, 31 lipca 2015
Co gra w duszy
Muzyczne kolczyki w końcu doczekały się swojej premiery. Zapis nutowy jest dla mnie kompletnie niezrozumiały, ale nadruk na serwetce głosił, że to fragment koncertu Wolfganga Amadeusa Mozarta. Ta para kolczyków idealnie, moim zdaniem, ilustruje wakacyjną zabawę u Majaleny.
Etykiety:
Decoupage,
Ekosztuka,
Kolczyki,
Moje prace,
Wyzwanie
Subskrybuj:
Posty (Atom)