Wstępny plan naszej wyprawy obejmował Słowację. Po wnikliwej analizie map mieliśmy zamiar zrezygnować, gdyż dystans 130 km nie uwzględniał moich możliwości czasowych. Wojtek zasięgnął języka u autochtonów i okazało się, że moim samochodem możemy dojechać do Bardejova leśnym duktem, skracając drogę do 22 km. Tym oto sposobem zdążyłam obejrzeć jedno z najpiękniejszych słowackich miast.
Podstawowa różnica wizualna pomiędzy polską a słowacką częścią Beskidu Niskiego uwidacznia się w stopniu zalesienia wzgórz. Po stronie polskiej drzewostan jest okaleczony, przetrzebiony i zaniedbany. Strona słowacka charakteryzuje się gęstym, zróżnicowanym i wypielęgnowanym zadrzewieniem.
Bardejowskie Stare Miasto zostało w całości w 2000 roku wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Zachwycają świetnie zachowane mury obronne z XIV-XVI wieku, z dwiema bramami, licznymi basztami i barbakanem. Najcenniejszym zabytkiem jest kościół - bazylika mniejsza pod wezwaniem świętego Idziego (Bazilika sv. Egidia) pochodząca z XIV wieku. Ratusz, wybudowany w latach 1505-1511, łączy architektoniczne elementy z późnego gotyku i wczesnego renesansu. Pochyły rynek otaczają gotyckie kamieniczki z widocznymi wpływami renesansowymi.
Pierwotnie na obszarze dzisiejszego Bajdejova istniała słowiańska osada, która do XIII wieku znajdowała się w polskim władaniu, zanim tereny te zostały włączone do Królestwa Węgier. Innym polskim akcentem w historii miasta było zastawienie go w 1412 r. przez węgierskiego króla Zygmunta Luksemburskiego na rzecz szlachcica Alexandra Balickiego. Pożyczka opiewała na kwotę 13000 złotych. Znalazłam też ciekawostkę na temat bardejowskiego ratusza. Jedna z figur na budynku przedstawia chłopca z pupą wypiętą w stronę jednej z kamienic. Według legendy miała to być zemsta rzeźbiarzy za niedotrzymanie przez rajców miejskich finansowych warunków umowy. Zapraszam na spacer po rynku bajkowego miasteczka.
W wolnej chwili na pewno powrócę w te rejony. Z okna samochodu wypatrzyłam ruiny zamku Makovica, a moja krew błękitnieje na widok każdego zamczyska. A jeśli pewnego dnia zamarzy mi się własna hodowla świnek, wiem, skąd wziąć prosiątka z bezpłatnym dowozem.
Kalendarium
* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice
poniedziałek, 31 marca 2014
sobota, 29 marca 2014
Autostop
Zatrzymałeś mnie uśmiechem.
Kiedy mi zajrzałeś w oczy
W chłodnym zgiełku ulic miasta,
Słupek rtęci aż podskoczył.
Zbudziłeś małe tęsknoty,
Aby dotknąć horyzontu.
I ruszyliśmy przed siebie,
Aż ukazał się gór kontur.
Terenowym samochodem
Mknęliśmy na świata koniec,
Poza czasem i przestrzenią,
Jak szalone, dzikie konie.
Wędrowaliśmy szlakami,
Których nie ma na map kartach.
Za te chwile w leśnym raju
Oddam duszę w ręce czarta.
Nic dwa razy się nie zdarza,
Wiem, że się już nie powtórzy,
Więc tylko o uśmiech proszę
U kresu wspólnej podróży.
Etykiety:
Słowotwory
Zaproszenie na Kiermasz Wielkanocny
W sobotę 5 kwietnia 2014 r. w godzinach od 10:00 do 17:00 w Klubie Kuźnia działającym przy Ośrodku Kultury im. C.K. Norwida w Krakowie, na osiedlu Złotego Wieku 14, odbędzie się Kiermasz Wielkanocny, zorganizowany przez Nowohucki Klub Rękodzieła. Podczas tej imprezy będzie można zapoznać się z rozmaitymi technikami tworzenia biżuterii, odzieży, dodatków, zabawek i artykułów dekoracyjnych, obejrzeć niepowtarzalne pisanki, kartki i świąteczne stroiki, zakupić unikalne przedmioty i półprodukty do ich wyrobu oraz osobiście poznać twórców.
Mnie, niestety, tam nie będzie. Nie jestem włosem, żeby się rozdwoić, a już szczytem moich marzeń byłaby umiejętność podzielenia się na czworo. Na miejscu będą natomiast pozostałe dziewczyny z Zarządu naszego Stowarzyszenia Twórców Biżuterii Ręcznie Robionej, przesympatyczne, uśmiechnięte i gotowe odpowiedzieć na każde Wasze, nawet najtrudniejsze, pytanie. Możecie się od nich dowiedzieć, jakie korzyści daje akces do naszej organizacji, a wszelkich formalności związanych z członkostwem dopełnić będzie można przy stoisku Stowarzyszenia.
Listę technik rękodzielniczych, w jakich specjalizują się kiermaszowi wystawcy, przejrzeć można na Facebooku. Zapraszam wszystkie osoby, którym poczucie piękna nakazuje szukać rozwiązań twórczych i wyjątkowych, zamiast otaczać się powszechnie dostępną chińszczyzną. Wstęp na to wydarzenie jest wolny.
Mnie, niestety, tam nie będzie. Nie jestem włosem, żeby się rozdwoić, a już szczytem moich marzeń byłaby umiejętność podzielenia się na czworo. Na miejscu będą natomiast pozostałe dziewczyny z Zarządu naszego Stowarzyszenia Twórców Biżuterii Ręcznie Robionej, przesympatyczne, uśmiechnięte i gotowe odpowiedzieć na każde Wasze, nawet najtrudniejsze, pytanie. Możecie się od nich dowiedzieć, jakie korzyści daje akces do naszej organizacji, a wszelkich formalności związanych z członkostwem dopełnić będzie można przy stoisku Stowarzyszenia.
Listę technik rękodzielniczych, w jakich specjalizują się kiermaszowi wystawcy, przejrzeć można na Facebooku. Zapraszam wszystkie osoby, którym poczucie piękna nakazuje szukać rozwiązań twórczych i wyjątkowych, zamiast otaczać się powszechnie dostępną chińszczyzną. Wstęp na to wydarzenie jest wolny.
Etykiety:
Aktualności
czwartek, 27 marca 2014
Zaproszenie na SLOT FEST
Na dwa dni, 29 i 30 marca 2014 r., mury gmachu II Liceum Ogólnokształcącego im. Jana III Sobieskiego w Krakowie po brzegi wypełnią się kulturą Azji Centralnej. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie w bogatej ofercie programowej festiwalu. Znajdzie się mnóstwo atrakcji dla miłośników podróży, sportu, gier, tańca, filozofii, nauki i oczywiście rękodzieła. Dodatkowym wabikiem niech będzie możliwość spotkania mnie przez cały czas trwania imprezy ;) Na moje warsztaty przybliżające technikę decoupage zapraszam w niedzielę od 15:00 do 16:45. Po więcej informacji odsyłam na stronę organizatorów.
Etykiety:
Aktualności
środa, 26 marca 2014
Górskie opowieści
Propozycja wyjazdu w góry pojawiła się pomiędzy kuflami w niezobowiązującej atmosferze nocnej Polaków rozmowy. Zaświeciło się bardzo wiele par oczu, ale tylko to moje koło zamachowe przełożyło siłę chęci na wolę działania. W życiu trzeba mieć fantazję, ale konieczne są również możliwości i odwaga, aby tą fantazję realizować. Wycięłam więc dziurę w moim napiętym grafiku, wrzuciłam sprzęt survivalowy do bagażnika i ruszyłam na spotkanie z przygodą.
Pomna zaleceń prastarej legendy, ani razu nie obejrzałam się za siebie, aby nie dorwał mnie krakowski potwór, smogiem zwany, i nie wciągnął mnie swoimi mackami z powrotem w otchłań czeluści miejskiej dżungli. Mimo osiągnięcia przeze mnie apogeum roztrzepania w ostatnich dniach, nie zabłądziłam na trasie i nie rozjechałam ani jednej zakochanej żaby, choć wkraczały na jezdnię w miejscach nieoznakowanych.
Zatrzymałam się dopiero w Beskidzie Niskim. Naszą bazą wypadową była Wysowa-Zdrój. Wojtek znalazł tam dla mnie idealną kwaterę: Pokoje Gościnne Pod Wysotą. Gospodarze byli po prostu niewidzialni, a ja bardzo cenię sobie prywatność i polecam to miejsce wszystkim, którzy szukają ciszy oraz spokoju.
Wiosna żółciła się w podbiałach, a kotki bazi zalotnie puszyły futerka. Tego czystego powietrza tak brakuje w moim zanieczyszczonym ponad normy mieście. Szkoda, że Wojtek wyjeżdża z Polski, bo przydałby mi się taki kompan do takich regularnych szalonych ekspedycji.
Prawosławna cerkiew w Wysowej została wzniesiona jako orientowana świątynia greckokatolicka w 1779 roku. Swoim wyglądem nieco odbiega od kanonów typowych łemkowskich budynków sakralnych. Jej ściany nie są pokryte gontem, lecz oszalowane poziomymi deskami, pomalowanymi na brązowo, a dachy, które zwieńczono baniastymi hełmami, pokrywa blacha. Górną część wieży zdobią ślepe tarcze zegarowe. Pierwotnie cerkiew była trójdzielna, obecnie jest budowlą dwudzielną.
W sąsiedniej wiosce, Blechnarce, także znajduje się cerkiew prawosławna, pod wezwaniem Świętych Kosmy i Damiana. Została wybudowana w 1801 roku z kamienia rzecznego jako orientowana świątynia greckokatolicka, trójdzielna z półkoliście zwieńczonym prezbiterium. Babiniec mieści się pod wieżą, nadbudowaną nad fasadą i połączoną z dachem nawy o konstrukcji kalenicowej. Trzy wieżyczki zwieńczono pozornymi latarniami oraz baniami z metalowymi krzyżami. Poddasze tej cerkwi jest schronieniem dla kolonii jednego z najrzadszych w Europie gatunku nietoperzy - podkowca małego. Zwiedzanie wnętrz odłożyłam jednak na przyszłość, gdyż przyroda kusiła bardziej niż lokalna architektura.
Pozytywnie zaskoczyła mnie moja kondycja fizyczna. Spodziewałam się, że będę ogonem podczas wędrówki po górach, ale okazało się, że praca przy komputerze i przesiadywanie w krakowskich centrach kultury nie uśpiły dzikiego zwierzęcia we mnie. Wybraliśmy się na Ostry Wierch, drugi co do wysokości szczyt w tej polskiej części Beskidu Niskiego (938 m n.p.m.). Planowaliśmy jeszcze dojść do Lackowej, najwyższego beskidzkiego punktu (997 m n.p.m.), ale niebo zaczęło podejrzanie łzawić, a sowicie obsypane liśćmi szlaki stają się po prostu niebezpieczne, kiedy są mokre.
Nie spotkaliśmy, niestety, rodowitych leśnych mieszkańców. Gdzieś w oddali słychać było dzięcioła. Czasem jakiś drapieżnik rozpostarł skrzydła wysoko nad nami. Kilka nornic przemknęło i ukryło się w pniach drzew. Zapewne faunę spłoszył intruz, który urządził sobie przejażdżki quadem. Pozostało mi zatem podziwianie rzeźb stworzonych przez naturę. Spójrzcie na zdjęcia moimi oczami. A więc kolejno: rusałka próbowała wydostać się z bagna, ropucha przyczaiła się pod drzewem, mały piesek zatrzymał się nad urwiskiem, foczka przyglądała się ze zdziwieniem, krab rozłożył szczypce nad ścieżką polując na ofiarę, dwie surykatki wirowały w tańcu godowym, stary jeleń przystanął, aby odpocząć, dwie królewskie kaczki podróżowały konno, a widoczne wśród drzew na ostatniej fotografii tajemnicze słowiańskie bóstwo upominało wędrowców, aby szanowali ziemię, po której stąpają.
Pomna zaleceń prastarej legendy, ani razu nie obejrzałam się za siebie, aby nie dorwał mnie krakowski potwór, smogiem zwany, i nie wciągnął mnie swoimi mackami z powrotem w otchłań czeluści miejskiej dżungli. Mimo osiągnięcia przeze mnie apogeum roztrzepania w ostatnich dniach, nie zabłądziłam na trasie i nie rozjechałam ani jednej zakochanej żaby, choć wkraczały na jezdnię w miejscach nieoznakowanych.
Zatrzymałam się dopiero w Beskidzie Niskim. Naszą bazą wypadową była Wysowa-Zdrój. Wojtek znalazł tam dla mnie idealną kwaterę: Pokoje Gościnne Pod Wysotą. Gospodarze byli po prostu niewidzialni, a ja bardzo cenię sobie prywatność i polecam to miejsce wszystkim, którzy szukają ciszy oraz spokoju.
Wiosna żółciła się w podbiałach, a kotki bazi zalotnie puszyły futerka. Tego czystego powietrza tak brakuje w moim zanieczyszczonym ponad normy mieście. Szkoda, że Wojtek wyjeżdża z Polski, bo przydałby mi się taki kompan do takich regularnych szalonych ekspedycji.
Prawosławna cerkiew w Wysowej została wzniesiona jako orientowana świątynia greckokatolicka w 1779 roku. Swoim wyglądem nieco odbiega od kanonów typowych łemkowskich budynków sakralnych. Jej ściany nie są pokryte gontem, lecz oszalowane poziomymi deskami, pomalowanymi na brązowo, a dachy, które zwieńczono baniastymi hełmami, pokrywa blacha. Górną część wieży zdobią ślepe tarcze zegarowe. Pierwotnie cerkiew była trójdzielna, obecnie jest budowlą dwudzielną.
W sąsiedniej wiosce, Blechnarce, także znajduje się cerkiew prawosławna, pod wezwaniem Świętych Kosmy i Damiana. Została wybudowana w 1801 roku z kamienia rzecznego jako orientowana świątynia greckokatolicka, trójdzielna z półkoliście zwieńczonym prezbiterium. Babiniec mieści się pod wieżą, nadbudowaną nad fasadą i połączoną z dachem nawy o konstrukcji kalenicowej. Trzy wieżyczki zwieńczono pozornymi latarniami oraz baniami z metalowymi krzyżami. Poddasze tej cerkwi jest schronieniem dla kolonii jednego z najrzadszych w Europie gatunku nietoperzy - podkowca małego. Zwiedzanie wnętrz odłożyłam jednak na przyszłość, gdyż przyroda kusiła bardziej niż lokalna architektura.
Pozytywnie zaskoczyła mnie moja kondycja fizyczna. Spodziewałam się, że będę ogonem podczas wędrówki po górach, ale okazało się, że praca przy komputerze i przesiadywanie w krakowskich centrach kultury nie uśpiły dzikiego zwierzęcia we mnie. Wybraliśmy się na Ostry Wierch, drugi co do wysokości szczyt w tej polskiej części Beskidu Niskiego (938 m n.p.m.). Planowaliśmy jeszcze dojść do Lackowej, najwyższego beskidzkiego punktu (997 m n.p.m.), ale niebo zaczęło podejrzanie łzawić, a sowicie obsypane liśćmi szlaki stają się po prostu niebezpieczne, kiedy są mokre.
Nie spotkaliśmy, niestety, rodowitych leśnych mieszkańców. Gdzieś w oddali słychać było dzięcioła. Czasem jakiś drapieżnik rozpostarł skrzydła wysoko nad nami. Kilka nornic przemknęło i ukryło się w pniach drzew. Zapewne faunę spłoszył intruz, który urządził sobie przejażdżki quadem. Pozostało mi zatem podziwianie rzeźb stworzonych przez naturę. Spójrzcie na zdjęcia moimi oczami. A więc kolejno: rusałka próbowała wydostać się z bagna, ropucha przyczaiła się pod drzewem, mały piesek zatrzymał się nad urwiskiem, foczka przyglądała się ze zdziwieniem, krab rozłożył szczypce nad ścieżką polując na ofiarę, dwie surykatki wirowały w tańcu godowym, stary jeleń przystanął, aby odpocząć, dwie królewskie kaczki podróżowały konno, a widoczne wśród drzew na ostatniej fotografii tajemnicze słowiańskie bóstwo upominało wędrowców, aby szanowali ziemię, po której stąpają.
Etykiety:
Daleko od domu,
Historia sztuki,
Natura,
Osobiste
wtorek, 25 marca 2014
Wszystko dla pań
Mam nowy aparat i powoli zaczynamy się zaprzyjaźniać. Mam nadzieję, że mi wybaczycie niedoskonałość, gdyż w tej fazie oswajania moje zdjęcia wyglądać będą jak rzeźbione młotkiem.
Szóste spotkanie z cyklu "Pasja sposobem na życie" poświęcone było kobietom. W dużym stopniu to właśnie ja czułam się jego bohaterką, gdyż na ekranie zaprezentowano kadry z mojej metamorfozy i sesji fotograficznej. Niebawem pokażę Wam wszystkie zdjęcia i pomożecie mi wybrać to najpiękniejsze z pięknych, które dostanę w wielkim formacie. Niespodziewanie dla samej siebie wygrałam w konkursie dopasowania makijażu do typu urody, chociaż moje kredki dosłownie fruwały nad papierem, podniecone perspektywą szalonego wyjazdu w góry, zaraz po spotkaniu.
Julita Dusza zaskoczyła mnie swoją wszechstronnością. Poznałam ją jako artystkę, przed którą masa fimo nie ma tajemnic. Okazuje się, że równie dobrze radzi sobie w świecie muzyki. Julicie partnerował Rafał Tomkiewicz.
Niestety, do końca spotkania nie dotrwałam, bo dzikość serca ciągnęła mnie na łono natury. Obiecałam więc samodzielne wykonanie sutaszowej biżuterii w ramach pracy domowej, wskoczyłam do mojej terenówki i pognałam na południe.
Szóste spotkanie z cyklu "Pasja sposobem na życie" poświęcone było kobietom. W dużym stopniu to właśnie ja czułam się jego bohaterką, gdyż na ekranie zaprezentowano kadry z mojej metamorfozy i sesji fotograficznej. Niebawem pokażę Wam wszystkie zdjęcia i pomożecie mi wybrać to najpiękniejsze z pięknych, które dostanę w wielkim formacie. Niespodziewanie dla samej siebie wygrałam w konkursie dopasowania makijażu do typu urody, chociaż moje kredki dosłownie fruwały nad papierem, podniecone perspektywą szalonego wyjazdu w góry, zaraz po spotkaniu.
Beata Marszałek, redaktor naczelna portalu MamyCel.pl, zaprosiła fantastycznych gości. Katarzyna Rudnik opowiedziała o swojej pasji fotograficznej, która narodziła się z miłości do własnego dziecka. To właśnie Kasia jest autorką serii zdjęć, na których wyglądam znacznie lepiej niż w czasach młodości. Wizażystka Iwona Miernik zdradziła, jak ukrywać mankamenty urody oraz wykonała pokaz wiosennego makijażu. Kolejnym punktem programu była prelekcja wizażystki Jovanki Czarnik na temat analizy kolorystycznej. Mogliśmy zobaczyć, jak ta sama kobieca twarz rozjaśnia się lub gaśnie, w zależności od barwy przyłożonego materiału. Na deser Aleksandra Bojakowska, w rękodzielniczym świecie znana jako Calista, podzieliła się swoją pasją: haftem sutaszowym.
Katarzyna Rudnik (w środku) Aleksandra Bojakowska
Julita Dusza zaskoczyła mnie swoją wszechstronnością. Poznałam ją jako artystkę, przed którą masa fimo nie ma tajemnic. Okazuje się, że równie dobrze radzi sobie w świecie muzyki. Julicie partnerował Rafał Tomkiewicz.
Julita Dusza Rafał Tomkiewicz
Niestety, do końca spotkania nie dotrwałam, bo dzikość serca ciągnęła mnie na łono natury. Obiecałam więc samodzielne wykonanie sutaszowej biżuterii w ramach pracy domowej, wskoczyłam do mojej terenówki i pognałam na południe.
Etykiety:
Artykuły,
Moje prace,
Muzyka,
Obrazki
sobota, 22 marca 2014
Jak zrobić fokę z zająca
Podczas spotkania twórczych umysłów sypią się iskry, niebo rozświetlają błyskawice innowacyjności, a w tle grzmią okrzyki radości z odkrycia Ameryki.
Pewnie już jesteście znudzeni moimi zającami, fioletowym i zielonym, ale to są już ostatnie nad nimi tortury. Drobna zmiana zaprzecza ścieżce ewolucyjnej, ale ma znaczenie funkcjonalne. Po doszyciu zatrzasków do uszu, zając zamienia się w fokę, a skarby ukryte wewnątrz są zabezpieczone przed wypadaniem. Właścicielka drugiego mózgu, uczestniczącego w tej burzy, chciała zapięcie na rzepy, ale przekonałam ją, że w wersji otwartej torebki mogą zaciągać materię delikatnej odzieży i zatrzaski będą bardziej praktyczne.
Pewnie już jesteście znudzeni moimi zającami, fioletowym i zielonym, ale to są już ostatnie nad nimi tortury. Drobna zmiana zaprzecza ścieżce ewolucyjnej, ale ma znaczenie funkcjonalne. Po doszyciu zatrzasków do uszu, zając zamienia się w fokę, a skarby ukryte wewnątrz są zabezpieczone przed wypadaniem. Właścicielka drugiego mózgu, uczestniczącego w tej burzy, chciała zapięcie na rzepy, ale przekonałam ją, że w wersji otwartej torebki mogą zaciągać materię delikatnej odzieży i zatrzaski będą bardziej praktyczne.
Etykiety:
Dodatki,
Filc,
Moje prace
piątek, 21 marca 2014
Konkurs na najlepszy wielkanocny tutorial
Zapraszam wszystkich do zapoznania się z kreatywnymi pomysłami na wielkanocne dekoracje oraz do wyboru swojego własnego faworyta. Szkoda, że można oddać tylko jeden głos, bo zgłoszono naprawdę świetne prace i aż słychać, jak bije włożone w nie serce. Nisko kłaniam się tu Ilonce, organizatorce zabawy, w podziękowaniu za fantastyczną inicjatywę dla wszystkich miłośników rękodzieła.
Głosowanie, do 24 marca br. włącznie, odbywa się na stronie konkursowej (KLIK!!!).
Głosowanie, do 24 marca br. włącznie, odbywa się na stronie konkursowej (KLIK!!!).
Etykiety:
Aktualności
czwartek, 20 marca 2014
Izabela Staruch
Na moje siły witalne zasadniczo wpływa pogoda. Weekend był mocno zachlapany, więc miałam ochotę zwyczajnie zaszyć się w zaciszu własnego ciepłego kąta. Na szczęście, Wojtek namówił mnie na koncert. Naprawdę warto było przedrzeć się przez ścianę deszczu na krakowski Kazimierz.
16 marca 2014 r., w kawiarni Kładka Cafe, zaśpiewała Izabela Staruch. Akompaniował jej Filip Halon na pianinie. Piosenki z repertuaru Edith Piaf znakomicie wpasowały się w scenerię tego wyjątkowo romantycznego miejsca, zlokalizowanego tuż przy moście zakochanych. Iza przywołała najpiękniejsze wspomnienia ze spacerów po paryskiej dzielnicy Montmartre.
Artystka z równym wdziękiem śpiewa po francusku, po hiszpańsku, po włosku i po polsku. Ujmuje słuchaczy skromnością i naturalnością. Świetnie wyłapuje też emocje charakterystyczne dla muzyki - w języku francuskim staje się melancholijna, z języka włoskiego wydobywa radość, w języku hiszpańskim pokazuje pazur temperamentu, natomiast w naszych rodzimych tekstach odnajduje ich liryczność.
Zatrzymajcie się, kiedy zobaczycie nazwisko Izy na afiszu. Swoim głosem przeniesie Was w inny świat, pozwoli zapomnieć o codzienności, posypie Was szczyptą magii. Z przyczyn technicznych, mojej własnej relacji fotograficznej z tego wieczoru nie będzie, ale poprosiłam wokalistkę o podesłanie zdjęcia.
16 marca 2014 r., w kawiarni Kładka Cafe, zaśpiewała Izabela Staruch. Akompaniował jej Filip Halon na pianinie. Piosenki z repertuaru Edith Piaf znakomicie wpasowały się w scenerię tego wyjątkowo romantycznego miejsca, zlokalizowanego tuż przy moście zakochanych. Iza przywołała najpiękniejsze wspomnienia ze spacerów po paryskiej dzielnicy Montmartre.
Artystka z równym wdziękiem śpiewa po francusku, po hiszpańsku, po włosku i po polsku. Ujmuje słuchaczy skromnością i naturalnością. Świetnie wyłapuje też emocje charakterystyczne dla muzyki - w języku francuskim staje się melancholijna, z języka włoskiego wydobywa radość, w języku hiszpańskim pokazuje pazur temperamentu, natomiast w naszych rodzimych tekstach odnajduje ich liryczność.
Zatrzymajcie się, kiedy zobaczycie nazwisko Izy na afiszu. Swoim głosem przeniesie Was w inny świat, pozwoli zapomnieć o codzienności, posypie Was szczyptą magii. Z przyczyn technicznych, mojej własnej relacji fotograficznej z tego wieczoru nie będzie, ale poprosiłam wokalistkę o podesłanie zdjęcia.
Izabela Staruch
Fot. Archiwum prywatne piosenkarki
wtorek, 18 marca 2014
Tutorial zając wielkanocny
Był sobie zając. W dodatku fioletowy. Ale smutny miał pyszczek, bo doskwierała mu samotność. Doczekał się w końcu swojego kompana. Równie abstrakcyjnego, bo zielonego. A kiedy tak na nie patrzę, chociaż na zającach zupełnie się nie znam, myślę, że fioletowy jest dziewczynką, a zielony chłopcem.
Tutorial oceniam jako bardzo łatwy, sama szyć nie umiem, a mimo to zając wygląda zajęczo. Wymaga jednak sporo czasu i cierpliwości, chociaż w moim przypadku największym utrudnieniem był czarny kot bez przerwy zwisający na końcu nici.
Potrzebne materiały, sprzęt i narzędzia:
- arkusz grubego filcu
- trzy arkusze cienkiego filcu, najlepiej biały, czarny i różowy
- płaski okrągły przedmiot, np. talerz
- pisak
- nożyczki
- igła i nici, kordonek lub mulina (opcjonalnie maszyna do szycia)
- wypełnienie lub wata
- ozdobny sznurek
1. Zaznaczam na grubym filcu 2 okręgi. Na jednym z nich rysuję łuk i taki sam zaznaczam na wolnym kawałku filcu. Łuki wyszły mi dramatycznie krzywo, ale potem skorygowałam nożyczkami. Wycinam dwa koła. Z jednego koła odcinam łuk, który będzie uchem. Wycinam drugi identyczny element z reszty filcu.
2. Wycinam elementy z cienkich arkuszy filcu. Teoretycznie też można skorzystać z jakiejś formy, ale ja to robię na oko.
Do wykonania zająca potrzebuję: dwa różowe podłużne paski w kształcie listka, nieco mniejsze od ucha wyciętego z grubego filcu, jedno różowe kółeczko na nosek, dwa białe kółeczka na policzki, dwa białe elementy w kształcie półokrągłych drzwi na oczy, dwa czarne mniejsze na źrenice, biały prostokąt na zęby.
3. Obszywam różowe kółeczko dookoła i zaciągam nitkę. Analogicznie obszywam dwa białe kółeczka, ale luźniej zaciągam nitkę. Wypełniam wnętrze watą.
4. Na kółku z grubego filcu układam białe elementy, na nich czarne i zszywam razem wzdłuż konturu czarnego elementu. Pod spodem przyszywam nosek, policzki i zęby.
5. Naszywam różowe paski cienkiego filcu na uszy, a następnie obrębiam krawędzie wszystkich elementów z grubego filcu.
6. Doszywam uszy do okrągłego kawałka grubego filcu.
7. Mam już dwa zasadnicze elementy mojego zająca: przód oraz tył. Przykładam oba kawałki do siebie i zszywam z zachowaniem odległości od krawędzi. Dla wzmocnienia przeszywam jeszcze raz w tym samym miejscu. W efekcie ma powstać tunel na pasek ze sznurka. Wsuwam sznurek wzdłuż szwów, tak, aby jego łączenie było ukryte pod filcem.
8. Zszywam dwukrotnie zewnętrzną część tunelu, w miarę ciasno, aby sznurek się nie przesuwał.
Zaletą takiego mocowania sznurka jest jego trwałość i pasek nie zerwie się nawet, jeśli do torebki trafią cięższe skarby. Ciekawe, co na widok zająca powie jego nowa właścicielka, minki nie zobaczę, ale będę czekać na maminą relację. A Wam życzę miłej zabawy podczas hodowli własnych egzemplarzy.
Tutorial oceniam jako bardzo łatwy, sama szyć nie umiem, a mimo to zając wygląda zajęczo. Wymaga jednak sporo czasu i cierpliwości, chociaż w moim przypadku największym utrudnieniem był czarny kot bez przerwy zwisający na końcu nici.
Potrzebne materiały, sprzęt i narzędzia:
- arkusz grubego filcu
- trzy arkusze cienkiego filcu, najlepiej biały, czarny i różowy
- płaski okrągły przedmiot, np. talerz
- pisak
- nożyczki
- igła i nici, kordonek lub mulina (opcjonalnie maszyna do szycia)
- wypełnienie lub wata
- ozdobny sznurek
1. Zaznaczam na grubym filcu 2 okręgi. Na jednym z nich rysuję łuk i taki sam zaznaczam na wolnym kawałku filcu. Łuki wyszły mi dramatycznie krzywo, ale potem skorygowałam nożyczkami. Wycinam dwa koła. Z jednego koła odcinam łuk, który będzie uchem. Wycinam drugi identyczny element z reszty filcu.
2. Wycinam elementy z cienkich arkuszy filcu. Teoretycznie też można skorzystać z jakiejś formy, ale ja to robię na oko.
Do wykonania zająca potrzebuję: dwa różowe podłużne paski w kształcie listka, nieco mniejsze od ucha wyciętego z grubego filcu, jedno różowe kółeczko na nosek, dwa białe kółeczka na policzki, dwa białe elementy w kształcie półokrągłych drzwi na oczy, dwa czarne mniejsze na źrenice, biały prostokąt na zęby.
3. Obszywam różowe kółeczko dookoła i zaciągam nitkę. Analogicznie obszywam dwa białe kółeczka, ale luźniej zaciągam nitkę. Wypełniam wnętrze watą.
4. Na kółku z grubego filcu układam białe elementy, na nich czarne i zszywam razem wzdłuż konturu czarnego elementu. Pod spodem przyszywam nosek, policzki i zęby.
5. Naszywam różowe paski cienkiego filcu na uszy, a następnie obrębiam krawędzie wszystkich elementów z grubego filcu.
6. Doszywam uszy do okrągłego kawałka grubego filcu.
7. Mam już dwa zasadnicze elementy mojego zająca: przód oraz tył. Przykładam oba kawałki do siebie i zszywam z zachowaniem odległości od krawędzi. Dla wzmocnienia przeszywam jeszcze raz w tym samym miejscu. W efekcie ma powstać tunel na pasek ze sznurka. Wsuwam sznurek wzdłuż szwów, tak, aby jego łączenie było ukryte pod filcem.
8. Zszywam dwukrotnie zewnętrzną część tunelu, w miarę ciasno, aby sznurek się nie przesuwał.
Zaletą takiego mocowania sznurka jest jego trwałość i pasek nie zerwie się nawet, jeśli do torebki trafią cięższe skarby. Ciekawe, co na widok zająca powie jego nowa właścicielka, minki nie zobaczę, ale będę czekać na maminą relację. A Wam życzę miłej zabawy podczas hodowli własnych egzemplarzy.
Etykiety:
Dodatki,
Filc,
Moje prace,
Tutorial
Subskrybuj:
Posty (Atom)