stoję
na pogorzelisku
na pogorzelisku
kiedyś rosła tutaj
wiara w ludzi
ona
ubiera żółtą koszulę zazdrości
na swoje niekształtne ciało
wybiera
najbrzydsze i najbrudniejsze słowa
z głębi rynsztoka
niczym balista
niczym balista
ciska
nimi we mnie
nimi we mnie
z całą mocą
własnych frustracji i niespełnienia
on
ze służalczym uśmiechem uzależnienia
szuka
słów najbardziej fałszywych
oprawionych w tombak
jak marionetka
jak marionetka
na niewidocznych nitkach aprobaty
w zgniłej zieleni jej oczu
trafia
z zaskakującą celnością
z zaskakującą celnością
w najczulsze punkty mojego istnienia
tłum
gromadzi się wokół nas
obserwuje
gęstnieje
zaczyna wrzeć
jak zahipnotyzowany
bezwolnie
kopiuje gesty
gromadzi się wokół nas
obserwuje
gęstnieje
zaczyna wrzeć
jak zahipnotyzowany
bezwolnie
kopiuje gesty
podnosi odłamki słów
i sypie w moją stronę
gradem niezrozumienia
gradem niezrozumienia
umieram
na krwistoczerwonym dywanie
złej sławy
porażona dotykiem
toksycznego języka
przypadkowa
ofiara linczu
w imię
emocjonalnego niezrównoważenia
miłość
ukryta między wierszami
została sformatowana
jednym klawiszem manipulacji
nie można
odzyskać danych
kto jest bez winy
niech pierwszy rzuci słowo
porażona dotykiem
toksycznego języka
przypadkowa
ofiara linczu
w imię
emocjonalnego niezrównoważenia
miłość
ukryta między wierszami
została sformatowana
jednym klawiszem manipulacji
nie można
odzyskać danych
kto jest bez winy
niech pierwszy rzuci słowo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz