Ten tydzień niemal w całości zadedykowałam X muzie. Zdjęcie własne w kolczykach na uszach udało się zdobyć tylko jedno, w dodatku niewyraźne, gdyż akcja rozgrywała się w samym środku nocy w kinowej poświacie.
Poniedziałek.
Na cykliczne spotkanie z czeskim kinem w "Pięknym Psie" wybrałam się w towarzystwie Maćka, Grześka oraz dwóch misiów. Te ostatnie, zrobione z modelinki, dostałam dość dawno temu, ale grzecznie czekały na swój pierwszy raz. Obejrzeliśmy świetną komedię zatytułowaną "Happy End" z 1967 roku, wyreżyserowaną przez Oldřicha Lipský'ego. Misiom tak bardzo film się spodobał, że do domu chciały wracać tyłem.
Wtorek.
Dopełniłam formalności na uczelni. Złożyłam cały stosik dokumentów o treści: "oświadczam, że oryginał dostarczę w terminie późniejszym". Oficjalnie już jestem studentką pierwszego roku religioznawstwa. O to, czy w archiwum AGH odnajdą w końcu moją teczkę, pomartwię się we wrześniu. Skromne, ale lśniące wkrętki odzwierciedlały radość ze sfinalizowania kolejnego szalonego pomysłu.
Środa.
Zajęłam się felinopsychologią. Próbuję wyleczyć mojego kota z klaustrofobii. Wkładam go do pudełka i terapeutycznie głaskam. Początkowo wyskakiwał, zanim zdążyłam włożyć go do środka. Po kilkudziesięciu takich sesjach potrafi wytrzymać w pudełku aż 42 sekundy po zakończeniu głaskania. Jako następny etap w planowanym procesie kociej tresury wybrałam naukę obsługi aparatu fotograficznego. Przed aparatem ucieka bardziej niż przed pudłami. Mój zwariowany nastrój podkreślały silikonowe kolczyki upcyklingowe z napisem w języku portugalskim "sprawia, że lubię", które zrobiłam w czasie jednej z podróży.
Czwartek.
Rozpoczął się sezon mojego nocnego znikania z domu. Ubrałam gwiazdki wygrane w konkursie i ruszyłam w świat filmowej fantazji. Położyłam się na kocyku na Małym Rynku, jednak, wbrew pozorom, nie wzbudziłam żadnej sensacji. Wokół leżało wielu amatorów animacji, a przezorniejsi przynieśli nawet śpiwory. Festiwal Krakow Summer Animation Days wystartował po raz siódmy. W czwartkowym programie rozbawił mnie "Houdini" (Cédric Babouche, Francja), a w drugiej części pokazu na największe oklaski zasłużyły (w kolejności mojego zachwytu):
1. "Sztorm uderza w kurtkę" (Paul Cabon, Francja),
2. "Mythopolis" (Aleksandra Hetmerová, Czechy),
3. "High wool" (Nikolai Maderthoner, Moritz Mugler, Niemcy),
4. "Krowa w moim kubku od mleka" (Yantong Zhu, Japonia),
5. "Wirtualny wirtuoz" (Thomas Stellmach, Maja Oschmann, Niemcy),
6. "Szersza perspektywa" (Daisy Jacobs, Wielka Brytania).
Piątek.
Animacjom często towarzyszy muzyka, a czasem to raczej melodii towarzyszą rysunki. Na węgierskie pokazy postanowiłam wystroić się w nutki. Na listę moich faworytów trafiły następujące filmy (choć ten ostatni właściwie wkupił się w moje łaski... kotem):
1. "Paperworld" (László Ruska, Dávid Ringeisen),
2. "Lady with Long Hair"(Barbara Bakos),
3. "Girl with Backpack" (Essemble-group),
4. "Dipendenza" (Panna Horváth-Molnár).
Sobota.
Dzień spędziłam w łazience. Nie, nie miało to nic wspólnego z sensacjami żołądkowymi. Malowałam rurki. Mieszkam na poddaszu, więc musiałam przenieść swój warsztat do najchłodniejszego pomieszczenia. Wieczorem założyłam kwiatowe kolczyki. Wykonałam je w technice shrink plastic. Z jednej strony pomalowałam je markerami, z drugiej są polakierowane, więc przypominają srebrne blaszki. Nieprzewidywalność kurczliwości sprawia, że nie można uzyskać dwóch identycznych kształtów. Na uszach te różnice się zatracają. Wystąpiłam po tej srebrzystej stronie, chociaż i tak nie było nic widać.
Kolejny wieczór filmowy otworzyła piękna, refleksyjna i bardzo muzyczna opowieść o losach pewnego chłopca ("Chłopiec i świat", Alê Abreu, Brazylia). Lista moich osobistych zwycięzców wybranych podczas drugiej części pokazu przedstawia się następująco:
1. "Women’s Letters" (Augusto Zanovello, Francja),
2. "Whodunnit" (Jim Lacy, Kathrin Albers, Niemcy),
3. "Sun of a Beach" (Arnaud Crillon, Alexandre Rey, Jinfeng Lin, Valentin Gasaria, Francja),
4. "Pommes Frites" (Balder Westein, Holandia),
5. "Leaving Home" (Joost Lieuwma, Holandia),
6. "My Own Personal Moose" (Leonid Shmelkov, Rosja).
Niedziela.
Nie pamiętam, gdzie kupiłam te gwiazdki, ale obiecałam im, że zabiorę je na projekcję litewskich animacji. Mogłabym przejrzeć trailery i już teraz wybrać moich bohaterów. Nie chcę jednak psuć sobie niespodzianki, więc cierpliwie czekam, czym zaskoczy mnie wielki ekran.
Monia, jestes pozytywnie zakręcona! Widać to po Twoich kolczykach:-) Buźka!
OdpowiedzUsuńWyobraźnię masz ogromną :-)
OdpowiedzUsuńFantastyczne! Wygrane gwiazdki skradły moje serce, ale te kwiaty ze serbrną drugą stroną genialne! Kociaki są przesłodkie, zresztą cała reszta też bardzo fajna. Bardzo oryginalne. Dzieki za podsumowanie, a co do filmowych wieczorów to chyba coś sobie zapodam z tej Twojej listy.. jak tylko znajde gdzieś na sieci ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie .
Today, we are going to share with you some 8-ball hints.
OdpowiedzUsuń