Poniedziałek.
Chciałam zapisać się na zajęcia na uczelni. USOS odmówił współpracy. Stwierdził, że nie znam hasła. Kłamał w żywe oczy. Ale i tak na platformę mnie nie wpuścił. Nie pomogły nawet optymistycznie różowe makramowe sploty na nakrętce od butelki.
Wtorek.
Rano zajrzałam do moich dinozaurów. Gniazdo znalazłam tydzień wcześniej, ale dojście do niego mogłam zapewnić tylko z drugiej strony budynku, otwierając małe okienko na najwyższej kondygnacji. Obawiałam się, że ich matka okaże się zbyt mało inteligentna, żeby odkryć nowy punkt dostępu. Na szczęście trafiła. Ptaszki mają się dobrze i obrastają w piórka. W nagrodę za uratowanie świata wręczyłam sobie tulipany.
Środa.
Pojechałyśmy z Mitsu za miasto łapać gwiazdy. Złapałyśmy 21 sztuk. Towarzyszyły mi stare gwiaździste kwiatuszki wykonane przez zezowatego Chińczyka.
Czwartek.
Odwiedził mnie mieszkaniec pobliskiego Fortu Reditowego 7 w Bronowicach. Przysnęło mu się na mojej bramie garażowej, więc mogłam przyjrzeć mu się w świetle dziennym. Nawet dał się sfotografować. Nie mogłam go dłużej gościć, gdyż dla mojego kota nie ma znaczenia, czy myszowate stworzenie żyje w ziemi, czy lata w chmurach. Nietoperz pofrunął w stronę swojego domu. Mały wampirek przypomniał mi o kolczykach, które zrobiłam sobie kiedyś na halloweenową imprezę.
Piątek.
Przyjechała wygrana w konkursie suszarka. Czekam, aż skończą się okoliczne remonty i znikną te tumany kurzu, wchodzące bez pukania przez okna, namolnie i bezczelnie, jak do siebie. Wypiorę każdą szmatkę, a jeśli poczuję niedosyt testowania, to nawet po kilka razy. Na uszach miałam "zwyklaki" z koralików w ciapki.
Sobota.
Sznurki kleiły się do mnie, a ja kleiłam się do sznurków. Uparłam się jednak, że uplotę makramki przed wyjazdem. Z połowy mojej pracy jestem zadowolona. Druga podobać się może producentom artykułów higienicznych dla kobiet. Pewnie zgłoszą się do mnie z propozycją pracy w dziale designu. Uśmiechnęłam się o zdjęcie, więc możecie zobaczyć, jak wyglądam w tych dziwadełkach.
Niedziela.
Nie lubię czerwieni i źle się w niej czuję. Zapakowałam na uszy patriotyczne kolczyki, żeby je wywieźć 160 km na północ. Czerwonolubna istotka się ucieszy, więc ruszam w drogę. Wybieram się do jednego z najpiękniejszych miast w Polsce. Ciekawa jestem, czy wiecie, dokąd?
Stawiam na Częstochowa... choć z Krakowa to tylko 140km. Trafiłam?
OdpowiedzUsuńDziękuję za podsumowanie. Pozdrawiam serdecznie