Kręciły się wokół mnie motyle. Bielinka kapustnika "przywiozłam" z Emilianowa. Kolejnemu motylowi uratowałam życie, kiedy zabłądził w uczelnianych korytarzach. Wszczęłam alarm, że rusałka pawik obija się o szybę, żadnej drabiny pod ręką nie było, ale sprytna pani sprzątająca miotłą nakierowała nieszczęśnika do otwartych drzwi. Na Kopcu Piłsudskiego zatańczył dla mnie paź królowej z drwiącym uśmiechem, że na wycieczkę rowerową nie zabrałam aparatu fotograficznego.
Zrobiłam sobie kilka par nowych kolczyków pokrywając serwetkami krążki wycięte z opakowania po perfumach. Pokażę Wam wersję z motylkami. Zawieszki są dwustronne i nieznacznie różnią się tłem, ale po założeniu na uszy różnice te stają się niewidoczne. Z racji swojej lekkości wiercą się jak prawdziwe motyle przy każdym podmuchu wiatru. Nie mogę oprzeć się pokusie pochwalenia się nimi w motylarni sklepu Craft Style i, oczywiście, u Majaleny, chociaż już piszę dla niej scenariusz kolejnego odcinka kolczykowego pamiętnika i w niedzielę ponownie przyfruną do blogosfery.
Fantastyczne, takie lekkie i bardzo letnie. Dziękuję że zechciałaś się nimi z nami podzielić ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.