Muzyczne kolczyki w końcu doczekały się swojej premiery. Zapis nutowy jest dla mnie kompletnie niezrozumiały, ale nadruk na serwetce głosił, że to fragment koncertu Wolfganga Amadeusa Mozarta. Ta para kolczyków idealnie, moim zdaniem, ilustruje wakacyjną zabawę u Majaleny.
Kalendarium
* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice
piątek, 31 lipca 2015
czwartek, 30 lipca 2015
Torebka komórkowa
Odczułam nagłą potrzebę posiadania nowej torebki. Oczywiście nie takiej zwyczajnej, ale przeznaczonej do zadań specjalnych. Na wyprawy rowerowe nie zabieram balastu. Schowanie telefonu do kieszeni spodenek jest niewygodne, a ulokowanie go na bagażniku wyjątkowo niepraktyczne. Najlepszym miejscem jest kierownica, ale musiałam zmodernizować dotychczasowy sposób mocowania. Zależało mi na transparentności, bo nic tak nie psuje wycieczki, jak zatrzymywanie się w celu wysłuchiwania nagabywań ze strony prześladowców ubezpieczeniowych czy innej tym podobnej sekty. Wyświetlacz powinien być dobrze widoczny. Równie ważna była długość uszu, pozwalająca na bezpieczne przypięcie torebki do kierownicy.
Mój torebkowy pomysł podrzucam do szkoły magii i czarodziejstwa makramowego u Joasi. Wykorzystałam siateczkę jako bazę, a uszy wyplotłam węzłem płaskim. Supełki wykończeniowe pozwalają dodatkowo dopiąć torebkę poprzez zahaczenie ich w dziurkach siateczki.
Mój torebkowy pomysł podrzucam do szkoły magii i czarodziejstwa makramowego u Joasi. Wykorzystałam siateczkę jako bazę, a uszy wyplotłam węzłem płaskim. Supełki wykończeniowe pozwalają dodatkowo dopiąć torebkę poprzez zahaczenie ich w dziurkach siateczki.
Etykiety:
Dodatki,
Makrama,
Moje prace,
Wyzwanie
środa, 29 lipca 2015
W krainie szczęśliwości
Szczęścia nie chodzą parami. Wysyłają jedno na zwiady, a kiedy znajdzie ono grunt podatny do wysiewu ziaren radości, wszystkie kumulują się w tym jednym miejscu. Pierwszą kostkę domina przewróciła Micia. Niespodzianka okazała się ogromna, aż zaczęłam się zastanawiać, czy to pudło w ogóle posiada dno. Dwie torebki. Motylkowe drzewko. Przydasiowy pojemniczek ozdobiony wstążkami. Igielnik (szpilnik?). Chusteczki (tutaj do spisku dołączyła szydełkująca Teściowa). Serwetka. Bransoletka z kamieniami z greckiej plaży. Bardzo kocia karteczka. Poczułam bicie serca Marzenki w tym pięknym rękodziele. Naprawdę, nie potrafię znaleźć słów, aby wyrazić moje wzruszenie. Dziękuję. Spójrzcie, jakie wspaniałe prezenty spontanicznie przysłała mi Micia.
Chwilę później do grona uszczęśliwiaczy dołączył Michał Szulc i podarował mi suszarkę do prania. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że to właśnie moja konkursowa odpowiedź została nagrodzona. Kolejną niespodziankę zaanonsowała Ala. Znalazłam się w epicentrum rozpieszczania. Testowaniem szerokości mojego uśmiechu zajęła się też Edytka. Nie wystarczyło jej zaczarowanie ostatniej niedzieli i zaprosiła mnie do siebie. Za kilka dni ruszam bawić się na zachodzie.
Chwilę później do grona uszczęśliwiaczy dołączył Michał Szulc i podarował mi suszarkę do prania. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że to właśnie moja konkursowa odpowiedź została nagrodzona. Kolejną niespodziankę zaanonsowała Ala. Znalazłam się w epicentrum rozpieszczania. Testowaniem szerokości mojego uśmiechu zajęła się też Edytka. Nie wystarczyło jej zaczarowanie ostatniej niedzieli i zaprosiła mnie do siebie. Za kilka dni ruszam bawić się na zachodzie.
niedziela, 26 lipca 2015
Emocje w kolczykach
Poniedziałek.
Powinnam dostać nagrodę Nobla. W koszmarze tortur wszechobecnych w okresie wakacyjnym remontów wynalazłam urządzenie, które mogłoby ulżyć każdej wrażliwej parze uszu: niewielką nakładkę na wszelkiego typu hałaśliwe maszyny, konwertującą ostre dźwięki na łagodną muzykę. W doskonałym świecie młoty pneumatyczne zagrałyby Beethovena, z pił unosiłyby się melodie Bacha, a wiertarki nuciłyby Mozarta. Wyobraźcie sobie kosiarkę, która zamiast warczeć imituje ptasie trele czy silnik samochodu śpiewający rockowe ballady. Zanim ten pomysł doczeka się realizacji, mój umysł pozostaje kłodą drewna. Wybrałam kolczyki imitujące stan mojego odrętwienia, a więc drewniane koraliki, które ozdobiłam serwetką.
Wtorek.
Dowiedziałam się, że nie istnieję. Na uczelni twierdzą, że nie mają mojej teczki. Stany depresyjne leczę słodyczami. Nie pamiętam, gdzie kupiłam te brązowe czekoladki, ale wyglądają smakowicie.
Środa.
Uskrzydlenie przyszło niespodziewanie, ale okazało się bardzo skuteczne. Mój nastrój ukoronowały motylki z najnowszej linii produkcyjnej.
Czwartek.
Wieczorem spotkałam się z koleżankami z pracy. W drodze powrotnej do domu zostałam porwana i przemalowana na fioletowo. Moja hippisowska uroda uległa transformacji w styl zaprzyjaźnionych punków. Kolczyki się zdezaktualizowały, może dlatego, że kupiłam je wiele lat temu.
Piątek.
Zostałam zaproszona na huczne obchody dwudziestych urodzin. Szczególnie huczny był koncert podczas imprezy. Na chwilę zniknęliśmy z tłumu gości i w ten sposób nowe fiołkowe kolczyki zapisały się na karcie pamięci w wersji nausznej.
Sobota.
Zgłosiłam się jako ochotnik do prac polowych. Deszcze niespokojne potargały świat. Nie umiem siedzieć bezczynnie, więc błyskawicznie zorganizowałam sobie uniform przeciwdeszczowy. Nie wiem, czy widać, że mam na sobie guziczkowe kolczyki, które dostałam od jednej z blogowych artystek.
Niedziela.
Nagle zadzwonił telefon. Pobiegłam szlifować umiejętności przewodnika. Spędziłam cudowny dzień z Edytką, Karinką oraz Zuzią pokazując im, co kryje się pod komercyjną maską mojego miasta. Przypadkowo złapane w locie kryształki wpasowały się w nastrojowy koncert, na który równie przypadkowo trafiłyśmy.
Telegraficzny zapis ostatniego tygodnia podrzucam do Majaleny. Mam nadzieję, że Wasz zachwyt wzbudzi mój genialny kostium pogromcy deszczu.
Powinnam dostać nagrodę Nobla. W koszmarze tortur wszechobecnych w okresie wakacyjnym remontów wynalazłam urządzenie, które mogłoby ulżyć każdej wrażliwej parze uszu: niewielką nakładkę na wszelkiego typu hałaśliwe maszyny, konwertującą ostre dźwięki na łagodną muzykę. W doskonałym świecie młoty pneumatyczne zagrałyby Beethovena, z pił unosiłyby się melodie Bacha, a wiertarki nuciłyby Mozarta. Wyobraźcie sobie kosiarkę, która zamiast warczeć imituje ptasie trele czy silnik samochodu śpiewający rockowe ballady. Zanim ten pomysł doczeka się realizacji, mój umysł pozostaje kłodą drewna. Wybrałam kolczyki imitujące stan mojego odrętwienia, a więc drewniane koraliki, które ozdobiłam serwetką.
Wtorek.
Dowiedziałam się, że nie istnieję. Na uczelni twierdzą, że nie mają mojej teczki. Stany depresyjne leczę słodyczami. Nie pamiętam, gdzie kupiłam te brązowe czekoladki, ale wyglądają smakowicie.
Środa.
Uskrzydlenie przyszło niespodziewanie, ale okazało się bardzo skuteczne. Mój nastrój ukoronowały motylki z najnowszej linii produkcyjnej.
Czwartek.
Wieczorem spotkałam się z koleżankami z pracy. W drodze powrotnej do domu zostałam porwana i przemalowana na fioletowo. Moja hippisowska uroda uległa transformacji w styl zaprzyjaźnionych punków. Kolczyki się zdezaktualizowały, może dlatego, że kupiłam je wiele lat temu.
Piątek.
Zostałam zaproszona na huczne obchody dwudziestych urodzin. Szczególnie huczny był koncert podczas imprezy. Na chwilę zniknęliśmy z tłumu gości i w ten sposób nowe fiołkowe kolczyki zapisały się na karcie pamięci w wersji nausznej.
Sobota.
Zgłosiłam się jako ochotnik do prac polowych. Deszcze niespokojne potargały świat. Nie umiem siedzieć bezczynnie, więc błyskawicznie zorganizowałam sobie uniform przeciwdeszczowy. Nie wiem, czy widać, że mam na sobie guziczkowe kolczyki, które dostałam od jednej z blogowych artystek.
Niedziela.
Nagle zadzwonił telefon. Pobiegłam szlifować umiejętności przewodnika. Spędziłam cudowny dzień z Edytką, Karinką oraz Zuzią pokazując im, co kryje się pod komercyjną maską mojego miasta. Przypadkowo złapane w locie kryształki wpasowały się w nastrojowy koncert, na który równie przypadkowo trafiłyśmy.
Telegraficzny zapis ostatniego tygodnia podrzucam do Majaleny. Mam nadzieję, że Wasz zachwyt wzbudzi mój genialny kostium pogromcy deszczu.
sobota, 25 lipca 2015
Fioletowa (ob)sesja
Na piątkową imprezę wystroiłam się w moje ukochane fiolety. Fiołkowe kolczyki wymagały niezwykłej oprawy, więc Mitsu dodała szczypty magii do moich włosów. Podczas wieczornej sesji zdjęciowej na wawelskim wzgórzu po drugiej stronie obiektywu stanął Robert Polański. Jak Wam się podobam fioletowa?
Etykiety:
Osobiste,
Stylizacja
piątek, 24 lipca 2015
Fiołki w głowie
Rozpiera mnie pozytywna energia. W środę dostałam uskrzydlającego maila. Micia sprawiła mi niezwykłą niespodziankę i utwierdziła w przekonaniu, żeby nadal podążać blogową drogą. We wtorek zostałam porwana przez dziecię moje, które przemalowało mi włosy na fiołkowo. Dzisiaj dowiedziałam się, że przyjęli mnie na studia. Przedstawiam Wam świeżo upieczoną studentkę pierwszego roku Uniwersytetu Jagiellońskiego. Miło jest cofnąć się w czasie o dwie dekady. Oczywiście, obejmie mnie program dla emerytów (tzw. studia 30+), "umożliwiający indywidualny tok studiów, nie kolidujący z obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi", ale i tak czuję się, jakbym studiowała po raz pierwszy w życiu.
Do fiołkowych włosów idealnie pasują fiołkowe kolczyki. Jako seryjny morderca opakowań po perfumach zrobiłam sobie w sumie osiem nowych par. Na tekturowe krążki nakleiłam serwetki i zabezpieczyłam lakierem. Bardzo lubię prostotę i lekkość. Fiołkową wersję kolczyków zgłaszam do zabawy rocznicowej u Danutki. Nie muszę chyba dodawać, że do mojego gustu najbardziej przypadła kwietniowa propozycja zestawienia kolorystycznego. Cały mój świat jest fioletowy.
Do fiołkowych włosów idealnie pasują fiołkowe kolczyki. Jako seryjny morderca opakowań po perfumach zrobiłam sobie w sumie osiem nowych par. Na tekturowe krążki nakleiłam serwetki i zabezpieczyłam lakierem. Bardzo lubię prostotę i lekkość. Fiołkową wersję kolczyków zgłaszam do zabawy rocznicowej u Danutki. Nie muszę chyba dodawać, że do mojego gustu najbardziej przypadła kwietniowa propozycja zestawienia kolorystycznego. Cały mój świat jest fioletowy.
czwartek, 23 lipca 2015
Krasnal balkonowy
W niektórych kręgach panuje moda na afiszowanie się swoją zamożnością poprzez dekorowanie ogrodów figurami krasnali. Cóż jednak począć mają nowobogaccy właściciele apartamentów, dla których zabrakło skrawka ziemi? Znalazłam dla nich rozwiązanie. Przedstawiam Wam prototyp krasnala balkonowego.
Pierwsze krasnale ogrodowe zamieszkały przy niemieckich rezydencjach w osiemnastym wieku. Według tradycji symbolizują bogactwo. Pojawiło się jednak wielu zazdrośników, którzy w krasnalach dostrzegli symbol złego smaku. Mimo braku społecznej akceptacji, baśniowe istoty mają się dobrze, a ich populację w samych Niemczech oszacowano na 25 milionów.
Mojego krasnala balkonowego wyrzeźbiłam z gipsu, pomalowałam farbami akrylowymi i zabezpieczyłam lakierem bezbarwnym. Na uwagę zasługuje jego niezwykła osobowość. Jako zagorzały fan gejowskich blogów modowych zamówił sobie ciuszki z najnowszej kolekcji "Faszyn from Raszyn." Wybrał pomarańczowy kapelusz, obcisłą niebieską koszulkę z lycry, podkreślającą jego idealną figurę, jaskrawożółtą, puchową kurtkę ortalionową na wypadek nagłego ochłodzenia oraz jasnoróżowe spódnico-spodnie w klimacie genderowskim. Zasugerował się z pewnością paletą u Majaleny, bo z kremową buzią, brązową brodą i turkusowym kwiatem w dłoniach wykorzystał wszystkie zadane kolory. Szanownych krytyków uprzedzam, że krasnal został wychowany bezstresowo, a jego jedyną reakcją na bezpodstawny zarzut braku poczucia estetyki jest pokazanie zadka.
Pierwsze krasnale ogrodowe zamieszkały przy niemieckich rezydencjach w osiemnastym wieku. Według tradycji symbolizują bogactwo. Pojawiło się jednak wielu zazdrośników, którzy w krasnalach dostrzegli symbol złego smaku. Mimo braku społecznej akceptacji, baśniowe istoty mają się dobrze, a ich populację w samych Niemczech oszacowano na 25 milionów.
Mojego krasnala balkonowego wyrzeźbiłam z gipsu, pomalowałam farbami akrylowymi i zabezpieczyłam lakierem bezbarwnym. Na uwagę zasługuje jego niezwykła osobowość. Jako zagorzały fan gejowskich blogów modowych zamówił sobie ciuszki z najnowszej kolekcji "Faszyn from Raszyn." Wybrał pomarańczowy kapelusz, obcisłą niebieską koszulkę z lycry, podkreślającą jego idealną figurę, jaskrawożółtą, puchową kurtkę ortalionową na wypadek nagłego ochłodzenia oraz jasnoróżowe spódnico-spodnie w klimacie genderowskim. Zasugerował się z pewnością paletą u Majaleny, bo z kremową buzią, brązową brodą i turkusowym kwiatem w dłoniach wykorzystał wszystkie zadane kolory. Szanownych krytyków uprzedzam, że krasnal został wychowany bezstresowo, a jego jedyną reakcją na bezpodstawny zarzut braku poczucia estetyki jest pokazanie zadka.
Etykiety:
Dekoracje,
Gips,
Moje prace,
Wyzwanie
środa, 22 lipca 2015
Efekt motyla
Kręciły się wokół mnie motyle. Bielinka kapustnika "przywiozłam" z Emilianowa. Kolejnemu motylowi uratowałam życie, kiedy zabłądził w uczelnianych korytarzach. Wszczęłam alarm, że rusałka pawik obija się o szybę, żadnej drabiny pod ręką nie było, ale sprytna pani sprzątająca miotłą nakierowała nieszczęśnika do otwartych drzwi. Na Kopcu Piłsudskiego zatańczył dla mnie paź królowej z drwiącym uśmiechem, że na wycieczkę rowerową nie zabrałam aparatu fotograficznego.
Zrobiłam sobie kilka par nowych kolczyków pokrywając serwetkami krążki wycięte z opakowania po perfumach. Pokażę Wam wersję z motylkami. Zawieszki są dwustronne i nieznacznie różnią się tłem, ale po założeniu na uszy różnice te stają się niewidoczne. Z racji swojej lekkości wiercą się jak prawdziwe motyle przy każdym podmuchu wiatru. Nie mogę oprzeć się pokusie pochwalenia się nimi w motylarni sklepu Craft Style i, oczywiście, u Majaleny, chociaż już piszę dla niej scenariusz kolejnego odcinka kolczykowego pamiętnika i w niedzielę ponownie przyfruną do blogosfery.
Zrobiłam sobie kilka par nowych kolczyków pokrywając serwetkami krążki wycięte z opakowania po perfumach. Pokażę Wam wersję z motylkami. Zawieszki są dwustronne i nieznacznie różnią się tłem, ale po założeniu na uszy różnice te stają się niewidoczne. Z racji swojej lekkości wiercą się jak prawdziwe motyle przy każdym podmuchu wiatru. Nie mogę oprzeć się pokusie pochwalenia się nimi w motylarni sklepu Craft Style i, oczywiście, u Majaleny, chociaż już piszę dla niej scenariusz kolejnego odcinka kolczykowego pamiętnika i w niedzielę ponownie przyfruną do blogosfery.
Etykiety:
Daleko od domu,
Decoupage,
Ekosztuka,
Kolczyki,
Moje prace,
Natura,
Wyzwanie
poniedziałek, 20 lipca 2015
(O)błędna zabawa - finał
Czy ktoś czeka na wyniki (o)błędnej zabawy? W nietypowym wyzwaniu wzięło udział dziewięć osób. Na pewno każdej z nich należy się złoty medal za odwagę. Fanfary odśpiewa mój asystent, gdyż na moich uszach od dnia mojego poczęcia drzemie wielkie słonisko.
Internetowych głosów uzbierało się jedynie dziesięć. To znacznie ułatwiło mi liczenie. Bardzo przypadło Wam do gustu podejście z poczuciem humoru do metali szlachetnych, zwolenników znalazły także wariacje maskotkowo-czapeczkowe. Zdobywcę tytułu lidera zobaczyć możecie...
Gratuluję autorce, a na bocznym pasku mojego bloga otwieram furtkę, przez którą będziecie mogli odwiedzać liderkę przez najbliższe dwa tygodnie.
Moja ulubiona warszawianka, Kasia, świetnie sprawdziła się w roli jurora i mam nadzieję, że pozwoli się wykorzystać w kolejnych edycjach zabawy. Bez wahania wskazała osobę, która otrzyma ode mnie drobny upominek... za rozczulającą pokraczność:
Gratuluję i poproszę o maila z danymi do wysyłki, a ja się zabieram za przygotowanie niespodzianki.
Kolejne wyzwanie ogłoszę dopiero po wakacjach, ale już teraz możecie poszukać pomysłów na smaczną zabawę. Tematem będzie motyw jedzenia w rękodziele. Pewnie byłam głodna, kiedy zastanawiałam się nad nową inspiracją.
Internetowych głosów uzbierało się jedynie dziesięć. To znacznie ułatwiło mi liczenie. Bardzo przypadło Wam do gustu podejście z poczuciem humoru do metali szlachetnych, zwolenników znalazły także wariacje maskotkowo-czapeczkowe. Zdobywcę tytułu lidera zobaczyć możecie...
----------------> TUTAJ!!!
Gratuluję autorce, a na bocznym pasku mojego bloga otwieram furtkę, przez którą będziecie mogli odwiedzać liderkę przez najbliższe dwa tygodnie.
Moja ulubiona warszawianka, Kasia, świetnie sprawdziła się w roli jurora i mam nadzieję, że pozwoli się wykorzystać w kolejnych edycjach zabawy. Bez wahania wskazała osobę, która otrzyma ode mnie drobny upominek... za rozczulającą pokraczność:
----------------> TUTAJ!!!
Gratuluję i poproszę o maila z danymi do wysyłki, a ja się zabieram za przygotowanie niespodzianki.
Kolejne wyzwanie ogłoszę dopiero po wakacjach, ale już teraz możecie poszukać pomysłów na smaczną zabawę. Tematem będzie motyw jedzenia w rękodziele. Pewnie byłam głodna, kiedy zastanawiałam się nad nową inspiracją.
niedziela, 19 lipca 2015
Tydzień w kolczykach
Wygrzebałam nieco moich kolczykowych staroci na konto wakacyjnej zabawy u Majaleny. Powstał taki nieszablonowy minipamiętnik. Brak nadwornego fotografa sprawia, że zdjęcia nauszne pojawiają się sporadycznie, ale nie mogę przekonać się do selfie.
Poniedziałek.
Ktoś rzucił myśl natrętną jak mucha, że po dwudniowym weselu kierowca powinien przebadać się alkomatem. Poszukiwanie lokalnych policjantów zajęło nam całe popołudnie. Nie było ich w gnieździe, a nie wiedzieliśmy, w którą stronę polecieli, zatem kręciliśmy się po koźmińskim rynku w oczekiwaniu na ich powrót. Promile okazały się zerowe i mogliśmy w końcu ruszyć na południe. Fuksje to ostatnio moje ulubione kolczyki. Zrobiłam je z filcu prasowanego i koralików.
Wtorek.
Pojechałyśmy załatwić papierkologię na uczelni. Przemiła pani Ania z dziekanatu zasugerowała mi, że też powinnam iść na studia. Na Uniwersytecie Jagiellońskim jeszcze nie studiowałam. Właściwie to dawno nie studiowałam. Poczułam słodki smak pokusy. Do niebiesko-dżinsowej wersji mojego stroju wybrałam makramowe kolczyki na bazie nakrętki z butelki.
Środa.
Mam bardzo ścisły podział kolorystyczny moich ubrań. Te do pracy utrzymują się w tonacjach biało-granatowo-niebiesko-turkusowych. Tym razem całości dopełniły jedne z moich pierwszych kolczyków, srebrzyste koralikowe winogronka.
Czwartek.
Pokusa okazała się zbyt silna, żeby przejść obok niej obojętnie. Postanowiłam rozpocząć nowe studia. Wykopałam stare dyplomy, pokserowałam i nawet zrobiłam zdjęcie legitymacyjne. Wyszło koszmarnie. Wyglądam na nim jak chomik z napakowanymi polikami. Okazało się, że rejestracja na studia nie jest wcale prosta. Za moich czasów nie istniało takie zjawisko jak suplementy do dyplomów, natomiast moje świadectwo maturalne zaginęło przed wiekami w czarnej dziurze któregoś z dziekanatów. Nie wiem, czy uda się je odnaleźć. Studencki zapał gwałtownie ostygł. Pomyślę o tym w przyszłym tygodniu. Do prostej turkusowej sukienki idealnie pasowały mi równie proste kolczyki z turkusowym koralikiem.
Piątek
Po południu wybraliśmy się na wycieczkę rowerową. Osobiście uważam, że jazda na rowerze polega jednak na pedałowaniu, a nie na wnoszeniu miejskiego roweru stromymi ścieżkami dla kozic górskich. Poobijał mnie z niezwykłą precyzją. Do domu wróciłam z pokaźną kolekcją siniaków na nogach. Muszę sprawdzić, czy w krakowskim ogrodzie zoologicznym nie mają wakatu dla ocelota, bo mam teraz pełne kwalifikacje na to stanowisko. Na wyprawę zabrałam leciutkie kotki w srebrnej tonacji. To jedyne kolczyki w tym zestawieniu, których nie zrobiłam sama. Wygrałam je w konkursie.
Sobota.
Młodzież zaprosiła mnie na imprezę. Nie rozumiem, czemu innych rodziców nigdy nie zapraszają. Może traktują mnie jak studentkę, chociaż pokonały mnie bariery rejestracyjne? W młodzieżowe klimaty wkomponowałam się pacyfistycznymi kolczykami.
Niedziela.
Boję się burzy. Najczęściej ukrywamy się z kotem pod kołdrą i czekamy aż minie. Nie zawsze jednak mam przy sobie kota i kołdrę. Na zakończenie tego tygodnia wybrałam skromny, ale elegancki koralik w kolorze mojego samochodu.
Kolczykowe zestawienie zgłaszam do wakacyjnej zabawy u Majaleny "Co gra w duszy, to na uszy".
Poniedziałek.
Ktoś rzucił myśl natrętną jak mucha, że po dwudniowym weselu kierowca powinien przebadać się alkomatem. Poszukiwanie lokalnych policjantów zajęło nam całe popołudnie. Nie było ich w gnieździe, a nie wiedzieliśmy, w którą stronę polecieli, zatem kręciliśmy się po koźmińskim rynku w oczekiwaniu na ich powrót. Promile okazały się zerowe i mogliśmy w końcu ruszyć na południe. Fuksje to ostatnio moje ulubione kolczyki. Zrobiłam je z filcu prasowanego i koralików.
Wtorek.
Pojechałyśmy załatwić papierkologię na uczelni. Przemiła pani Ania z dziekanatu zasugerowała mi, że też powinnam iść na studia. Na Uniwersytecie Jagiellońskim jeszcze nie studiowałam. Właściwie to dawno nie studiowałam. Poczułam słodki smak pokusy. Do niebiesko-dżinsowej wersji mojego stroju wybrałam makramowe kolczyki na bazie nakrętki z butelki.
Środa.
Mam bardzo ścisły podział kolorystyczny moich ubrań. Te do pracy utrzymują się w tonacjach biało-granatowo-niebiesko-turkusowych. Tym razem całości dopełniły jedne z moich pierwszych kolczyków, srebrzyste koralikowe winogronka.
Czwartek.
Pokusa okazała się zbyt silna, żeby przejść obok niej obojętnie. Postanowiłam rozpocząć nowe studia. Wykopałam stare dyplomy, pokserowałam i nawet zrobiłam zdjęcie legitymacyjne. Wyszło koszmarnie. Wyglądam na nim jak chomik z napakowanymi polikami. Okazało się, że rejestracja na studia nie jest wcale prosta. Za moich czasów nie istniało takie zjawisko jak suplementy do dyplomów, natomiast moje świadectwo maturalne zaginęło przed wiekami w czarnej dziurze któregoś z dziekanatów. Nie wiem, czy uda się je odnaleźć. Studencki zapał gwałtownie ostygł. Pomyślę o tym w przyszłym tygodniu. Do prostej turkusowej sukienki idealnie pasowały mi równie proste kolczyki z turkusowym koralikiem.
Piątek
Po południu wybraliśmy się na wycieczkę rowerową. Osobiście uważam, że jazda na rowerze polega jednak na pedałowaniu, a nie na wnoszeniu miejskiego roweru stromymi ścieżkami dla kozic górskich. Poobijał mnie z niezwykłą precyzją. Do domu wróciłam z pokaźną kolekcją siniaków na nogach. Muszę sprawdzić, czy w krakowskim ogrodzie zoologicznym nie mają wakatu dla ocelota, bo mam teraz pełne kwalifikacje na to stanowisko. Na wyprawę zabrałam leciutkie kotki w srebrnej tonacji. To jedyne kolczyki w tym zestawieniu, których nie zrobiłam sama. Wygrałam je w konkursie.
Sobota.
Młodzież zaprosiła mnie na imprezę. Nie rozumiem, czemu innych rodziców nigdy nie zapraszają. Może traktują mnie jak studentkę, chociaż pokonały mnie bariery rejestracyjne? W młodzieżowe klimaty wkomponowałam się pacyfistycznymi kolczykami.
Niedziela.
Boję się burzy. Najczęściej ukrywamy się z kotem pod kołdrą i czekamy aż minie. Nie zawsze jednak mam przy sobie kota i kołdrę. Na zakończenie tego tygodnia wybrałam skromny, ale elegancki koralik w kolorze mojego samochodu.
Kolczykowe zestawienie zgłaszam do wakacyjnej zabawy u Majaleny "Co gra w duszy, to na uszy".
Subskrybuj:
Posty (Atom)