Ostatnio dwukrotnie wybraliśmy się całą rodziną na przedstawienia operowe. Oba widowiska łączył wspólny szyld Opery Krakowskiej, ale różniły się one w każdym detalu.
W dniu 30 czerwca 2013 r. na Dziedzińcu Arkadowym Zamku Królewskiego na Wawelu obejrzeliśmy oraz wysłuchaliśmy fantastycznej oprawy muzycznej spektaklu zatytułowanego "Carmina Burana". Oratorium oparte zostało na odnalezionych ponad 200 lat temu średniowiecznych świeckich pieśniach, których wyboru dokonał Carl Orff. Wawelskie wzgórze okazało się dla ich prezentacji idealne. Muzyka znakomicie odnalazła się w historycznych murach. Szczęśliwie nie padało, chociaż oczywiście mogłoby być nieco cieplej. Samo przedstawienie stanowiło apoteozę życia oraz afirmację świata. Na początku pieśni sławiły naturę i budzącą się wiosnę. Później muzycy złożyli hołd Bachusowi. Na zakończenie zaś wyśpiewano i wytańczono rozkosze miłości.
Kilka dni później, 5 lipca 2013 r., zasiedliśmy na widowni Dużej Sceny przy ul. Lubicz 48. Wnętrza te odbieram jako bardzo nieciekawe, wręcz klaustrofobiczne architektonicznie, wymalowane w ostrej czerwieni, w niesmacznym, kiczowatym stylu. Przedstawienie pod tytułem "Rigoletto", skomponowane przez Giuseppe Verdiego, jednak z nawiązką zrekompensowało banalność przestrzeni. Przede wszystkim wielkie brawa za scenografię, opartą na recyklingu, ale znakomicie oddającą mroczną historię pełną namiętności, przekleństwa, ojcowskiej miłości i rozpaczy, zemsty. Szczególnie tytułowy Rigoletto zachwycał i wzruszał do łez.
Z racji zakazu fotografowania i nagrywania podczas przedstawień w budynku Opery Krakowskiej, podzielić się mogę jedynie zjawiskowymi obrazami z wawelskiego dziedzińca. Dźwięki muzyki musicie wyobrazić sobie sami.
Dawno nie byłam w Operze!
OdpowiedzUsuńTeż rzadko bywam, ale teraz udało mi się nadrobić ;)
Usuńoj ja również dawno nie byłam w Operze... trzeba to zmienić. Pozdrawiam efffka
OdpowiedzUsuńPolecam, chociaż na "Rigoletto" trzeba przygotować chusteczki ;)
Usuńwow
OdpowiedzUsuńCiary mam na całym człowieku...
Zawsze wyobrażałam sobie Carmina Burana- w jakiejś scenerii ognia, płomieni, błyskawic.
Baaaardzo bym chciała to zobaczyc, bo teraz jakoś widze inaczej- w mgłach, niedopowiedzeniu, sama nie wiem w czym...
Będzie jeszcze kiedyś?
Fajerwerków nie było, chociaż sztandary wyrzucane w powietrze sprawiały wrażenie płonących ;) Widowisko zrealizowano w ramach trzydniowego festiwalu operowego, ale obserwując wypełnioną po brzegi widownię, myślę, że przewidują powtórki;)
UsuńThank you for your invitation ;)
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia!!
OdpowiedzUsuńI na pewno wrażenia, które zostają na długo:):):