W niedzielę 21 lipca 2013 r. odbyło się, najważniejsze dla mnie w skali całego roku, wydarzenie: Festiwal ETNOmania w Skansenie Nadwiślański Park Etnograficzny w Wygiełzowie. Poprzednia edycja dostarczyła tyle pozytywnych emocji oraz zachwyciła magiczną atmosferą tego miejsca, że nie mogłam doczekać się kolejnej. Nasza ubiegłoroczna sześcioosobowa grupka uległa cudownemu rozmnożeniu i tym razem w naszej ekipie doliczyć można się było osiemnastu sztuk miłośników rzemiosła. Już w piątek mój dom wypełnił się radosnym gwarem, gdyż specjalnie na festiwal zjechali się moi, dotychczas wirtualni, przyjaciele: Agnieszka, Krzysiek, Ania i Mateusz z Łomży, Ania i Darek z Nieporęta oraz Ania z Proszowic. Reszta brygady dotarła ze swoich zakątków prosto do Wygiełzowa. Dla prawdziwej pasji odległość nie ma przecież znaczenia.
Największą zaletą Etnomanii jest pretekst do spotkania z przyjaciółmi. Viola ze swoją familią dotarła ze Skawiny, a Grześ z Anią i Emilką przyjechali z Chrzanowa. Festiwal tworzy niezwykłą, ciepłą atmosferę rodzinności i braterstwa dusz, ułatwia nawiązywanie nowych znajomości, zacierając różnice pokoleniowe i społeczne. Nie widać tutaj podziału na miasto i wieś, a tradycja doskonale odnajduje się we współczesności. Piękna historyczna sceneria Skansenu oraz połacie wypełnione soczystą, życiodajną zielenią zapewniają fantastyczny wypoczynek od krakowskiego zgiełku zalanego brudem i betonem.
Na stoiskach rozstawionych przez twórców po całym Skansenie podziwiać (i oczywiście zakupić) można było rękodzieło wszelakie, zarówno to wykonane w technikach tradycyjnych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie, jak i to skrajnie współczesne, upcyklingowe, efekt uboczny postępu cywilizacji i godny naśladowania przykład artystycznego podejścia do gospodarki odpadami. A ja polowałam sobie na uśmiechy i minki wymalowane na buziach mi znanych - Irenki, Gosi, Ani, Magdy, Edytki, Małgosi - oraz na facjatach zarejestrowanych w ubiegłym roku i na twarzach zupełnie nowych.
Cudowne słońce szlachetnie rywalizowało przez cały dzień z ogromem atrakcji przygotowanych przez organizatorów oraz rzemieślników. Pokazy, warsztaty, koncerty, konkursy, strefa relaksu, festiwalowe przedszkole, mnogość strawy i napitków - zgodnie z zasadą "dla każdego coś miłego". Moja siostra Ewa uczyła się kaligrafii. Viola i Krysia wyhaftowały na torbach ludowe wzory. Ja wykułam sobie miedziane płatki do kwiatowej ozdoby, przerobiłam karton po soku na portfelik i uszyłam liliowego ptaszka-przytulankę. Miłą niespodzianką okazało się zdobycie przez nas dwóch pierwszych nagród w konkursie literackim, tym bardziej cenną, że pisanie na zamówienie opowiadań poza ciszą i skupieniem do łatwych nie należy.
Więcej zdjęć znaleźć można w moim albumie na facebooku. Otulona pięknymi wspomnieniami, siadam sobie cichutko w kąciku i grzecznie czekam na następną edycję festiwalu.
Monia czy ty kiedykolwiek odpoczywasz?Ciebie jest wszędzie pełno,ciągle gdzieś biegasz,jesteś w przeróżnych ciekawych miejscach,a ja po cichu(teraz się wydało)Ci tego zazdroszczę;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Czasami chciałabym umieć siedzieć bezczynnie ;) Wiesz, jak trudno zastygnąć na chwilę w bezruchu u dentysty? Buziaki ;)
UsuńBardzo fajnie się realizujesz..tego wszystkim należy życzyć, żeby robili to co lubią
OdpowiedzUsuńPowodzenia!!!
Mam nadzieję, że skusisz się na następną edycję ETNOmanii ;)
UsuńMoje "łapczywe" oczka zatrzymały się na dłużej na cudnej urody pierniczkach... ech chciałoby się takie serce, chciało :o) Zazdroszczę
OdpowiedzUsuń