Stowarzyszenie Twórców Biżuterii Ręcznie Robionej zaprasza wszystkie chętne osoby na spotkanie, które odbędzie się w najbliższy czwartek 6 marca 2014 r. o godzinie 18:30 w Dworku Białoprądnickim przy ul. Papierniczej 2 (budynek po lewej stronie - Zajazd Kościuszkowski, Sala Galeria na parterze).
Osoby zainteresowane przystąpieniem do Stowarzyszenia, proszone są o zabranie ze sobą dowodu osobistego.
Kalendarium
* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice
piątek, 28 lutego 2014
środa, 26 lutego 2014
Pan i sługa, czyli kto pragnie wszystkiego, wszystko stracić musi
Zakochałam się. Nie, nie w żadnej dwunożnej istocie. Odkryłam na Podgórzu klimatyczne miejsce, stworzone z pasji oraz miłości, wypełnione pozytywnymi emocjami i niesamowicie energetyczne. Spotkałam tam bratnie dusze, dla których słowo "teatr" oznacza o wiele więcej niż gra aktorska i scenografia. Przestrzeń sprawia wrażenie żywej materii, uśmiecha się do widza, dotyka go. Widziałam już takie awangardowe studia w ambitnych filmach zagranicznych, ale nie spodziewałam się znaleźć czegoś takiego w Krakowie.
Zniszczony budynek dawnej Fabryki Cukrów i Czekolady przy ul. Lwowskiej 30 nie zdradza, jak wiele duchowych wrażeń kryje za wejściowymi drzwiami. Rumieniec zażenowania pokrył moją twarz, kiedy po przekroczeniu progu znalazłam się... na środku sceny, wśród ćwiczących szermierkę aktorów. Okazało się jednak, że nacisnęłam właściwą klamkę. Maleńkie teatralne atelier założone przez małżeństwo: Agnieszkę Cianciarę-Fröhlich i Jonathana Fröhlicha.
Podczas Dni Komedii dell'Arte, 25 lutego 2014 r., odbyła się premiera spektaklu pod tytułem "Pan i sługa, czyli kto pragnie wszystkiego, wszystko stracić musi." Przez wystylizowaną na renesansową Italię scenę przewija się wiele postaci, lecz w rzeczywistości w przedstawieniu bierze udział tylko trójka aktorów. Oprócz Agnieszki oraz Jonathana występuje tu jeszcze Łukasz Łęcki.
Znakomicie zsynchronizowano scenariusz z czasem niezbędnym do przeistaczania się w kolejnych bohaterów. Napisana przed pięcioma wiekami sztuka nic nie straciła ze swojej aktualności. Specyficzne maski podkreślają włoski rodowód tej komedii. Piętnowane cechy charakteru, takie jak chciwość, cwaniactwo, kłótliwość, rozrzutność czy megalomania, nadal występują powszechnie. Miłość, która pokonuje każdą przeszkodę, jest wieczna. Dwóch przyjezdnych wprowadza wielkie zamieszanie w spokojnym miasteczku. Zanim ich niecne plany zostaną w końcu zdemaskowane, zagrożone są losy pary romantycznych kochanków. Do szczęśliwego finału prowadzi kręta droga przez serię zabawnych nieporozumień.
Zapraszam do śledzenia repertuaru oraz do rezerwacji biletów na stronie Sceny na Lwowskiej.
Zniszczony budynek dawnej Fabryki Cukrów i Czekolady przy ul. Lwowskiej 30 nie zdradza, jak wiele duchowych wrażeń kryje za wejściowymi drzwiami. Rumieniec zażenowania pokrył moją twarz, kiedy po przekroczeniu progu znalazłam się... na środku sceny, wśród ćwiczących szermierkę aktorów. Okazało się jednak, że nacisnęłam właściwą klamkę. Maleńkie teatralne atelier założone przez małżeństwo: Agnieszkę Cianciarę-Fröhlich i Jonathana Fröhlicha.
Podczas Dni Komedii dell'Arte, 25 lutego 2014 r., odbyła się premiera spektaklu pod tytułem "Pan i sługa, czyli kto pragnie wszystkiego, wszystko stracić musi." Przez wystylizowaną na renesansową Italię scenę przewija się wiele postaci, lecz w rzeczywistości w przedstawieniu bierze udział tylko trójka aktorów. Oprócz Agnieszki oraz Jonathana występuje tu jeszcze Łukasz Łęcki.
Znakomicie zsynchronizowano scenariusz z czasem niezbędnym do przeistaczania się w kolejnych bohaterów. Napisana przed pięcioma wiekami sztuka nic nie straciła ze swojej aktualności. Specyficzne maski podkreślają włoski rodowód tej komedii. Piętnowane cechy charakteru, takie jak chciwość, cwaniactwo, kłótliwość, rozrzutność czy megalomania, nadal występują powszechnie. Miłość, która pokonuje każdą przeszkodę, jest wieczna. Dwóch przyjezdnych wprowadza wielkie zamieszanie w spokojnym miasteczku. Zanim ich niecne plany zostaną w końcu zdemaskowane, zagrożone są losy pary romantycznych kochanków. Do szczęśliwego finału prowadzi kręta droga przez serię zabawnych nieporozumień.
Zapraszam do śledzenia repertuaru oraz do rezerwacji biletów na stronie Sceny na Lwowskiej.
poniedziałek, 24 lutego 2014
Wernisaż wystawy zbiorowej "FIRE OVER KANSAS - NA HORYZONCIE ZDARZEŃ"
Transgraniczna wystawa, otwarta przy dźwiękach muzyki w piątek 21 lutego 2014 r., przyciągnęła tłum gości do Otwartej Pracowni. W projekt, zatytułowany "FIRE OVER KANSAS - na horyzoncie zdarzeń", zaangażowało się kilku artystów, nie bacząc na dzielące ich odległości.
Punkt wyjściowy stanowiły płonące plenerowe drewniane instalacje, które Michael Wickerson stworzył w miejscu swojego zamieszkania, w amerykańskim stanie Kansas. Zjawiskowe fotogramy, dokumentujące te ogniste formy oraz artystycznie zaaranżowaną przez rzeźbiarza przestrzeń, wykonał Jarosław Rodycz. Piotr Lutyński uzupełnił ekspozycję o własną wizję interpretacji kosmosu. W projekcie uczestniczył również Erik Meulenbelt. Niestety, nie wszyscy autorzy mogli przybyć do Polski na wernisaż wystawy.
Największe wrażenie zrobiły na mnie właśnie te fotogramy, niosące ze sobą baśniowość, fantastykę, nierealność, magię, przypominające filmową scenerię. Oryginalnie są one o wiele większe, ale do Krakowa dotarł ich zapis cyfrowy i tutaj na miejscu zostały wydrukowane w mniejszym formacie. Nie zabrakło twórczych abstrakcji Piotra Lutyńskiego, jak np. poroże oplatające kulę ziemską, które autor nazwał "Okiem jelenia". Na wystawie obejrzeć można też prostsze, o wiele bardziej symboliczne prace. Stali bywalcy Otwartej Pracowni bez trudu dostrzegli ślady poprzedniego projektu, zrealizowanego w tym miejscu przez Waldemara Rudyka. Pocięte drewno z jego obiektów zostało zagospodarowane jako tło do prezentacji nowych prac, a przed galerią zapłonął ogień, namiastka amerykańskiej żywiołowości.
Podczas wernisażu posłuchać można było muzyki w wykonaniu zespołu Rdzeń, projektu Piotra Lutyńskiego.
Z Jarosławem Rodyczem i jego córką Ellą
Fot. Maciek Jerzmanowski
Punkt wyjściowy stanowiły płonące plenerowe drewniane instalacje, które Michael Wickerson stworzył w miejscu swojego zamieszkania, w amerykańskim stanie Kansas. Zjawiskowe fotogramy, dokumentujące te ogniste formy oraz artystycznie zaaranżowaną przez rzeźbiarza przestrzeń, wykonał Jarosław Rodycz. Piotr Lutyński uzupełnił ekspozycję o własną wizję interpretacji kosmosu. W projekcie uczestniczył również Erik Meulenbelt. Niestety, nie wszyscy autorzy mogli przybyć do Polski na wernisaż wystawy.
Piotr Lutyński, Jarosław Rodycz z córką
Największe wrażenie zrobiły na mnie właśnie te fotogramy, niosące ze sobą baśniowość, fantastykę, nierealność, magię, przypominające filmową scenerię. Oryginalnie są one o wiele większe, ale do Krakowa dotarł ich zapis cyfrowy i tutaj na miejscu zostały wydrukowane w mniejszym formacie. Nie zabrakło twórczych abstrakcji Piotra Lutyńskiego, jak np. poroże oplatające kulę ziemską, które autor nazwał "Okiem jelenia". Na wystawie obejrzeć można też prostsze, o wiele bardziej symboliczne prace. Stali bywalcy Otwartej Pracowni bez trudu dostrzegli ślady poprzedniego projektu, zrealizowanego w tym miejscu przez Waldemara Rudyka. Pocięte drewno z jego obiektów zostało zagospodarowane jako tło do prezentacji nowych prac, a przed galerią zapłonął ogień, namiastka amerykańskiej żywiołowości.
Podczas wernisażu posłuchać można było muzyki w wykonaniu zespołu Rdzeń, projektu Piotra Lutyńskiego.
niedziela, 23 lutego 2014
Wernisaż wystawy Mai Bugaj-Sobkiewicz i Bożeny Mularczyk
Pisanie ikon wymaga niezwykłej precyzji i anielskiej cierpliwości. Dorobek dwóch artystek, Mai Bugaj-Sobkiewicz i Bożeny Mularczyk, zaskakuje imponującą ilością prac. Wernisaż wystawy zatytułowanej "Ikony - inne spojrzenie" odbył się w dniu 20 lutego br. w Galerii Civitas Christiana.
Trudno uwierzyć, że wszystkie ikony powstały współcześnie. Jako podobrazia wykorzystano drewno ze starych budynków gospodarskich i ściśle odwzorowano na nim, w duchu kultury bizantyjskiej, wizerunki postaci świętych, scenki z ich życia, biblijne przypowieści oraz kompozycje o charakterze liturgiczno-symbolicznym. Użyto również dawnych technik zdobienia, stosowanych przez mnichów prawosławnych i greckokatolickich. Jedynym odstępstwem od oryginałów jest płeć autorek, gdyż malarstwo ikonowe zastrzeżone było wyłącznie dla mężczyzn, w dodatku tylko dla praworęcznych.
Poniżej przedstawiam przykładowe prace zebrane na wystawie oraz zachęcam do obejrzenia ich osobiście. Fotografie nie oddają bowiem tej niesamowitej aury mistycyzmu obrazów sakralnych. Ekspozycja dostępna będzie do 21 marca 2014 r., na piętrze budynku przy ul. Garbarskiej 9 w Krakowie.
Z Bożeną Mularczyk i Mają Bugaj-Sobkiewicz
Trudno uwierzyć, że wszystkie ikony powstały współcześnie. Jako podobrazia wykorzystano drewno ze starych budynków gospodarskich i ściśle odwzorowano na nim, w duchu kultury bizantyjskiej, wizerunki postaci świętych, scenki z ich życia, biblijne przypowieści oraz kompozycje o charakterze liturgiczno-symbolicznym. Użyto również dawnych technik zdobienia, stosowanych przez mnichów prawosławnych i greckokatolickich. Jedynym odstępstwem od oryginałów jest płeć autorek, gdyż malarstwo ikonowe zastrzeżone było wyłącznie dla mężczyzn, w dodatku tylko dla praworęcznych.
Maja Bugaj-Sobkiewicz, Bożena Mularczyk
Poniżej przedstawiam przykładowe prace zebrane na wystawie oraz zachęcam do obejrzenia ich osobiście. Fotografie nie oddają bowiem tej niesamowitej aury mistycyzmu obrazów sakralnych. Ekspozycja dostępna będzie do 21 marca 2014 r., na piętrze budynku przy ul. Garbarskiej 9 w Krakowie.
sobota, 22 lutego 2014
Forum Sztuki
I stało się. Poważna sztuka zeszła ze ścian nobliwego muzealnego gmaszyska i podreptała z kagankiem oświaty do ludu prostego. W dniu 18 lutego br. w Centrum Handlowym "Bronowice" zainaugurowano działalność Forum Sztuki, oddziału Muzeum Narodowego w Krakowie.
Wystawę poświęcono twórczości Edwarda Dwurnika i uzupełniono o kilka dzieł Jarosława Modzelewskiego. Uważam to za trafny wybór. Nikiforyzm bardziej dociera do nieobeznanych z malarskimi kanonami odbiorców aniżeli praktykowane przez Rembrandta malarstwo duszy czy też impresjonistyczne niedopowiedzenia. Jedną ze ścian w całości pokryto reprodukcją "Klęski urodzaju", zjawiska, które doskonale pamiętam z dzieciństwa, gdyż pochodzę z rodziny o korzeniach sadowniczych.
Wyboru prac zgromadzonych na ekspozycji zatytułowanej "Edward Dwurnik, Obłęd" dokonał jej kurator, Dominik Kuryłek. Otwarciu Forum towarzyszyła dyskusja panelowa z udziałem dziennikarzy: Marty Mastyło z TVP Kraków, Agnieszki Sabor z Tygodnika Powszechnego oraz Łukasza Gazura z Dziennika Polskiego. Na zakończenie wyświetlono film dokumentalny o życiu i twórczości artysty.
Dominik Kuryłek, Marta Mastyło, Agnieszka Sabor, Łukasz Gazur
W galerii można zakupić nie tylko same obrazy, ale też rozmaite gadżety z nadrukowanymi reprodukcjami oraz publikacje na temat sztuki. Aranżacja przestrzeni okazuje się być swoistym kamuflażem, gdyż szukając muzeum dwukrotnie minęłam witrynę obojętnie, rejestrując ją jako kolejny komercyjny butik. Wernisaż nie przyciągnął jednak tłumów. Piętro niżej setki robotnic oraz towarzyszących im trutni pracowicie pchało swoje zakupowe koszyki po brzegi wypchane chińskimi dobrami konsumpcyjnymi, nie zastanawiając się zupełnie nad sensem zapełniania swoich mrowisk plastikową bylejakością.
Wystawę poświęcono twórczości Edwarda Dwurnika i uzupełniono o kilka dzieł Jarosława Modzelewskiego. Uważam to za trafny wybór. Nikiforyzm bardziej dociera do nieobeznanych z malarskimi kanonami odbiorców aniżeli praktykowane przez Rembrandta malarstwo duszy czy też impresjonistyczne niedopowiedzenia. Jedną ze ścian w całości pokryto reprodukcją "Klęski urodzaju", zjawiska, które doskonale pamiętam z dzieciństwa, gdyż pochodzę z rodziny o korzeniach sadowniczych.
Wyboru prac zgromadzonych na ekspozycji zatytułowanej "Edward Dwurnik, Obłęd" dokonał jej kurator, Dominik Kuryłek. Otwarciu Forum towarzyszyła dyskusja panelowa z udziałem dziennikarzy: Marty Mastyło z TVP Kraków, Agnieszki Sabor z Tygodnika Powszechnego oraz Łukasza Gazura z Dziennika Polskiego. Na zakończenie wyświetlono film dokumentalny o życiu i twórczości artysty.
Dominik Kuryłek, Marta Mastyło, Agnieszka Sabor, Łukasz Gazur
W galerii można zakupić nie tylko same obrazy, ale też rozmaite gadżety z nadrukowanymi reprodukcjami oraz publikacje na temat sztuki. Aranżacja przestrzeni okazuje się być swoistym kamuflażem, gdyż szukając muzeum dwukrotnie minęłam witrynę obojętnie, rejestrując ją jako kolejny komercyjny butik. Wernisaż nie przyciągnął jednak tłumów. Piętro niżej setki robotnic oraz towarzyszących im trutni pracowicie pchało swoje zakupowe koszyki po brzegi wypchane chińskimi dobrami konsumpcyjnymi, nie zastanawiając się zupełnie nad sensem zapełniania swoich mrowisk plastikową bylejakością.
Etykiety:
Artykuły,
Historia sztuki,
Sztuka
piątek, 21 lutego 2014
Animacja po czesku
W poniedziałkowy wieczór, 17 lutego br., wybraliśmy się z Maćkiem do Klubu Gwarek na imprezę pod tytułem "Czeski film z Etiudą&Animą". Zdziwiliśmy się, że tak niewielu widzów pojawiło się na tym przeglądzie animacji zza naszej południowej granicy. Nie dość, że zapowiadało się bardzo dobre kino, to wstęp był wolny, lokalizacja ściśle w studenckim środowisku, a organizatorzy kusili dodatkowo nagrodami dla uczestników. Z drugiej jednak strony, tak niska frekwencja podniosła moje konkursowe szanse i z projekcji wyszłam obładowana prezentami.
Zobaczyliśmy zestaw skomponowany z trzynastu czeskich produkcji i jednej słowackiej. Do rysunkowego świata zaprosili nas: Dyrektor Artystyczny MFF Etiuda&Anima, Bogusław Zmudziński, i prezes Dyskusyjnego Klubu Filmowego Rotunda, Marta Chwałek. Zgodnie z zapowiedziami w słowie wstępnym prowadzących, poziom wyświetlonych filmów był bardzo zróżnicowany. Niektóre rozbawiły nas do łez, niektóre zachwyciły, ale zdarzyły się również wyjątkowo słabe etiudy. Nie udało mi się znaleźć wszystkich w Internecie, a chętnie obejrzałabym ponownie, szczególnie te pozycje usytuowane na topie mojej listy.
Mój subiektywny ranking przedstawia się następująco:
1. CIZINEC / OBCY / ALIEN, reż. Martin Máj, prod. FAMU, Czechy 2013, 7’
2. PRVNÍ RYBKA / PIERWSZA RYBA / THE FIRST FISH, reż. Veronika Göttlichová, prod. UTB, Czechy 2012, 13’
3. PANDY / PANDAS, reż. Matúš Vizár, prod. FAMU, Czechy 2012, 12’
4. ODVÁŽNÝ MLADÝ MUŽ / ODWAŻNY MŁODY MĘŻCZYZNA / THE DARING YOUNG MAN ON THE FLYING TRAPEZE, reż. Vladimír Daťka, prod. UTB, Czechy 2012, 4’
5. PŘEPADENÍ / NAPAD / THE ROBBERY, reż. Jan Saska, prod. FAMU, Czechy 2012, 2’
6. MĚSTO NAD LABEM / MIASTO NAD ŁABĄ / THE TOWN ON THE ELBE, reż. Bára Zadražilová, prod. VŠUP, Czechy 2012, 3’
7. ANOTHER WORLD / INNY ŚWIAT, reż. Matyáš Trnka, prod. FAMU, Czechy 2012, 2’
8. CESTA / PODRÓŻ / THE TRIP, reż. Ondřej Dolejší, prod. FAMU, Czechy 2012, 6’
9. NEKUDRŇ / NIE SKRĘCAJ SIĘ / DON’T BE CURLY, reż. Veronika Jelínková, prod. UTB, Czechy 2012, 7’
10. BUBLINA / BAŃKA / BUBBLE, reż. Mária Oľhová, prod. VŠMU, Słowacja 2012, 8’
11. DUŠE / DUSZA / SOUL, reż. Tereza Vostradovská, prod. VŠUP, Czechy 2012, 4’
12. KDE ROSTOU MOTÝLI / SKĄD SIĘ BIORĄ MOTYLE / WHERE DO THE WILD BUTTERFLIES GROW, reż. Vlaďka Macurová, prod. UTB, Czechy 2012, 6’
13. POD VODOU / POD WODĄ / UNDER WATER, reż. Denisa Faltýnková, prod. University of Ostrava Fine Arts, Czechy 2012, 4’
14. ANIMUS ET AQUA, reż. Michaela Hoffová, prod. FAMU, Czechy 2012, 11’
Zdecydowanie najlepszy, moim zdaniem, był filmik zatytułowany "Obcy". Szczęśliwie znam kilka języków obcych, ale w czasie moich licznych podróży zdarzyło się, że nawet wymachiwanie rękami nie pomagało w nawiązaniu komunikacji z tubylcami. Etiuda tryska czarnym humorem i zaskakuje świetnymi skojarzeniami, jak np. przedstawieniem planu miasta w formie labiryntu.
"Pierwsza ryba" to piękna, plastelinowa opowieść o rybaku łowiącym wspomnienia w kształcie ryb i dziewczynce ukrywającej marzenia w muszlach. Losy bohaterów splatają się w momencie, kiedy na haczyku wędki pojawia się obraz z przeszłości dziewczynki.
Zabawną i absurdalną historię ewolucji ukazano w filmie "Pandy". Doszukiwanie się szczurzych genów w tych słodkich misiach świadczy o nietuzinkowej wyobraźni reżysera. Szczególnie spodobał mi się komediowy pomiar energii zwierząt, nawiązujący do gier komputerowych.
"Odważny młody mężczyzna" to teledysk do piosenki zespołu Vypsaná fixa, smutnej ballady o samotności i marzeniu o miłości. Kapitalnie wykorzystano symbolikę sygnalizacji świetlnej i plastyczne przejście od niej do gwiazd, aby finalnie powrócić do głównego bohatera.
"Napad" przypomina mi przygody Gangu Olsena.
"Miasto nad Łabą" punktuje sentymentalną piosenką, która towarzyszy młodej dziewczynie w podróży do nowego domu.
Kompletnym zaskoczeniem w "Innym świecie" okazuje się brak możliwości podłączenia tradycyjnej książki do prądu.
Zamiłowanie autorów do wątku przemieszczania się objawiło się również w "Podróży", a zawartość różowej koperty zmusza do refleksji.
"Nie skręcaj się", z racji skaczących obrazów, nie jest wskazane dla osób cierpiących na epilepsję. Nastolatki naprawdę miewają problemy, nie tylko z włosami.
Boję się wody, więc na basen nie chodzę. Po obejrzeniu "Bańki" utwierdzam się w mojej decyzji, skoro podczas pływania można zajść w ciążę. Woda jako metafora tego, co może ludzi połączyć albo podzielić, ale w tym przypadku z obowiązkowym happy endem.
"Dusza", ambitna pod względem scenariusza, straciła u mnie z powodu techniki animacji. Nie lubię obrazów sadzą malowanych. Film opowiada o poznawaniu samego siebie, o konieczności pogodzenia się z własnym sumieniem, które towarzyszy nam jak cień w kształcie potwora.
Jako dobry pomysł, ale niedokończony i zawieszony w próżni, odbieram etiudę "Skąd się biorą motyle". Czegoś mi tutaj zabrakło.
"Pod wodą" zadziałało na mnie drażniąco - pasożyt, który zamiast dziękować swojej żonie za miłość i opiekę, traktuje małżeństwo jako niewolę, po prostu nie mieści się w moich granicach tolerancji.
I na koniec najsłabszy punkt wieczoru. Cyborga snującego się z głową swojego partnera po chaszczach w "Animus et aqua" oceniam jako tandetę.
Zobaczyliśmy zestaw skomponowany z trzynastu czeskich produkcji i jednej słowackiej. Do rysunkowego świata zaprosili nas: Dyrektor Artystyczny MFF Etiuda&Anima, Bogusław Zmudziński, i prezes Dyskusyjnego Klubu Filmowego Rotunda, Marta Chwałek. Zgodnie z zapowiedziami w słowie wstępnym prowadzących, poziom wyświetlonych filmów był bardzo zróżnicowany. Niektóre rozbawiły nas do łez, niektóre zachwyciły, ale zdarzyły się również wyjątkowo słabe etiudy. Nie udało mi się znaleźć wszystkich w Internecie, a chętnie obejrzałabym ponownie, szczególnie te pozycje usytuowane na topie mojej listy.
Marta Chwałek, Bogusław Zmudziński
Mój subiektywny ranking przedstawia się następująco:
1. CIZINEC / OBCY / ALIEN, reż. Martin Máj, prod. FAMU, Czechy 2013, 7’
2. PRVNÍ RYBKA / PIERWSZA RYBA / THE FIRST FISH, reż. Veronika Göttlichová, prod. UTB, Czechy 2012, 13’
3. PANDY / PANDAS, reż. Matúš Vizár, prod. FAMU, Czechy 2012, 12’
4. ODVÁŽNÝ MLADÝ MUŽ / ODWAŻNY MŁODY MĘŻCZYZNA / THE DARING YOUNG MAN ON THE FLYING TRAPEZE, reż. Vladimír Daťka, prod. UTB, Czechy 2012, 4’
5. PŘEPADENÍ / NAPAD / THE ROBBERY, reż. Jan Saska, prod. FAMU, Czechy 2012, 2’
6. MĚSTO NAD LABEM / MIASTO NAD ŁABĄ / THE TOWN ON THE ELBE, reż. Bára Zadražilová, prod. VŠUP, Czechy 2012, 3’
7. ANOTHER WORLD / INNY ŚWIAT, reż. Matyáš Trnka, prod. FAMU, Czechy 2012, 2’
8. CESTA / PODRÓŻ / THE TRIP, reż. Ondřej Dolejší, prod. FAMU, Czechy 2012, 6’
9. NEKUDRŇ / NIE SKRĘCAJ SIĘ / DON’T BE CURLY, reż. Veronika Jelínková, prod. UTB, Czechy 2012, 7’
10. BUBLINA / BAŃKA / BUBBLE, reż. Mária Oľhová, prod. VŠMU, Słowacja 2012, 8’
11. DUŠE / DUSZA / SOUL, reż. Tereza Vostradovská, prod. VŠUP, Czechy 2012, 4’
12. KDE ROSTOU MOTÝLI / SKĄD SIĘ BIORĄ MOTYLE / WHERE DO THE WILD BUTTERFLIES GROW, reż. Vlaďka Macurová, prod. UTB, Czechy 2012, 6’
13. POD VODOU / POD WODĄ / UNDER WATER, reż. Denisa Faltýnková, prod. University of Ostrava Fine Arts, Czechy 2012, 4’
14. ANIMUS ET AQUA, reż. Michaela Hoffová, prod. FAMU, Czechy 2012, 11’
Zdecydowanie najlepszy, moim zdaniem, był filmik zatytułowany "Obcy". Szczęśliwie znam kilka języków obcych, ale w czasie moich licznych podróży zdarzyło się, że nawet wymachiwanie rękami nie pomagało w nawiązaniu komunikacji z tubylcami. Etiuda tryska czarnym humorem i zaskakuje świetnymi skojarzeniami, jak np. przedstawieniem planu miasta w formie labiryntu.
"Pierwsza ryba" to piękna, plastelinowa opowieść o rybaku łowiącym wspomnienia w kształcie ryb i dziewczynce ukrywającej marzenia w muszlach. Losy bohaterów splatają się w momencie, kiedy na haczyku wędki pojawia się obraz z przeszłości dziewczynki.
Zabawną i absurdalną historię ewolucji ukazano w filmie "Pandy". Doszukiwanie się szczurzych genów w tych słodkich misiach świadczy o nietuzinkowej wyobraźni reżysera. Szczególnie spodobał mi się komediowy pomiar energii zwierząt, nawiązujący do gier komputerowych.
"Odważny młody mężczyzna" to teledysk do piosenki zespołu Vypsaná fixa, smutnej ballady o samotności i marzeniu o miłości. Kapitalnie wykorzystano symbolikę sygnalizacji świetlnej i plastyczne przejście od niej do gwiazd, aby finalnie powrócić do głównego bohatera.
"Napad" przypomina mi przygody Gangu Olsena.
"Miasto nad Łabą" punktuje sentymentalną piosenką, która towarzyszy młodej dziewczynie w podróży do nowego domu.
Kompletnym zaskoczeniem w "Innym świecie" okazuje się brak możliwości podłączenia tradycyjnej książki do prądu.
Zamiłowanie autorów do wątku przemieszczania się objawiło się również w "Podróży", a zawartość różowej koperty zmusza do refleksji.
"Nie skręcaj się", z racji skaczących obrazów, nie jest wskazane dla osób cierpiących na epilepsję. Nastolatki naprawdę miewają problemy, nie tylko z włosami.
Boję się wody, więc na basen nie chodzę. Po obejrzeniu "Bańki" utwierdzam się w mojej decyzji, skoro podczas pływania można zajść w ciążę. Woda jako metafora tego, co może ludzi połączyć albo podzielić, ale w tym przypadku z obowiązkowym happy endem.
"Dusza", ambitna pod względem scenariusza, straciła u mnie z powodu techniki animacji. Nie lubię obrazów sadzą malowanych. Film opowiada o poznawaniu samego siebie, o konieczności pogodzenia się z własnym sumieniem, które towarzyszy nam jak cień w kształcie potwora.
Jako dobry pomysł, ale niedokończony i zawieszony w próżni, odbieram etiudę "Skąd się biorą motyle". Czegoś mi tutaj zabrakło.
"Pod wodą" zadziałało na mnie drażniąco - pasożyt, który zamiast dziękować swojej żonie za miłość i opiekę, traktuje małżeństwo jako niewolę, po prostu nie mieści się w moich granicach tolerancji.
I na koniec najsłabszy punkt wieczoru. Cyborga snującego się z głową swojego partnera po chaszczach w "Animus et aqua" oceniam jako tandetę.
środa, 19 lutego 2014
Cofanie czasu
Nie planowałam napisania notki z tego wieczoru literackiego. Jedna z promowanych pozycji zaintrygowała mnie wątkiem postaci szalonych, więc chciałam wizję moich oczekiwań skonfrontować najpierw z treścią opowiadań. Marysia zrobiła mi tak piękne zdjęcie, że jednak muszę do jego tła powrócić.
Psychicznie czuję się jak szalona trzynastolatka i nie spieszy mi się do osiągnięcia dojrzałości. W życiu zawodowym odgrywam rolę odpowiedzialnej bizneswoman lub poważnego eksperta, ale, kiedy uwalniam się ze sztywnej garsonki, moje wewnętrzne dziecko biegnie do ogrodów sztuki. Idealnie uchwyciła to Marysia, kadrując moją radość z ciągłego odkrywania świata, cofając czas, który próbuje ukryć moje ciało pod woalką zmarszczek i posrebrzyć moją niesforną czuprynę. Zastanawiam się też, czy nie wyglądam nawet młodziej, niż na fotografii z moich osiemnastych urodzin.
Wyjaśniam zatem okoliczności, w których znalazłam się w obiektywie Marysi. Spotkanie autorskie Romy Jegor i Roberta Miniaka odbyło się w sobotę, 15 lutego br. w krakowskim klubie Alchemia. Poprowadził je z ogromną dawką humoru Waldemar Kazubek. Nie udało mu się jedynie wskrzesić pewnego przypadkowego młodzieńca, odpływającego w pierwszym rzędzie na oparach alkoholowego uniesienia, co jednak dodawało pikanterii swobodnym rozmowom o różnicach (lub ich braku) pomiędzy pisarstwem męskim a literaturą kobiecą.
Roma zaprezentowała fragmenty poezji ze swojego tomiku "Tatuaż na jabłku", przeczytała też kilka nowych wierszy. Moją uwagę przykuł Robert zbiorem opowiadań "Święci z drugiej ręki". Fascynuje mnie inność, zachowania przez tłum uznawane za nienormalne. Interesują mnie granice pomiędzy nadwrażliwością, dziwactwem i szaleństwem. Z pewnością w wolnej chwili zaglądnę do tej książki.
Psychicznie czuję się jak szalona trzynastolatka i nie spieszy mi się do osiągnięcia dojrzałości. W życiu zawodowym odgrywam rolę odpowiedzialnej bizneswoman lub poważnego eksperta, ale, kiedy uwalniam się ze sztywnej garsonki, moje wewnętrzne dziecko biegnie do ogrodów sztuki. Idealnie uchwyciła to Marysia, kadrując moją radość z ciągłego odkrywania świata, cofając czas, który próbuje ukryć moje ciało pod woalką zmarszczek i posrebrzyć moją niesforną czuprynę. Zastanawiam się też, czy nie wyglądam nawet młodziej, niż na fotografii z moich osiemnastych urodzin.
Fot. Maria Kuczara Fot. Paweł Bielec
Wyjaśniam zatem okoliczności, w których znalazłam się w obiektywie Marysi. Spotkanie autorskie Romy Jegor i Roberta Miniaka odbyło się w sobotę, 15 lutego br. w krakowskim klubie Alchemia. Poprowadził je z ogromną dawką humoru Waldemar Kazubek. Nie udało mu się jedynie wskrzesić pewnego przypadkowego młodzieńca, odpływającego w pierwszym rzędzie na oparach alkoholowego uniesienia, co jednak dodawało pikanterii swobodnym rozmowom o różnicach (lub ich braku) pomiędzy pisarstwem męskim a literaturą kobiecą.
Waldemar Kazubek, Robert Miniak, Roma Jegor
Roma zaprezentowała fragmenty poezji ze swojego tomiku "Tatuaż na jabłku", przeczytała też kilka nowych wierszy. Moją uwagę przykuł Robert zbiorem opowiadań "Święci z drugiej ręki". Fascynuje mnie inność, zachowania przez tłum uznawane za nienormalne. Interesują mnie granice pomiędzy nadwrażliwością, dziwactwem i szaleństwem. Z pewnością w wolnej chwili zaglądnę do tej książki.
Etykiety:
Literatura,
Osobiste
poniedziałek, 17 lutego 2014
Walentynkowy pokaz mody
W romantyczny piątkowy wieczór, 14 lutego, jedni rysowali laurki, inni przytulali się do swoich sympatii, a ja podziwiałam efekty twórczości polskich projektantów. W ogrodzie zimowym krakowskiego hotelu Golden Tulip pojawiły się modelki z Agencji RORES Models oraz... yorki, wystrojone przez salon psich piękności Le Chien. Galę poprowadził Zygmunt Fura, za muzyczną konsolą natomiast zasiadł Eugeniusz Salwierz.
W poszczególnych odsłonach obejrzeliśmy najnowsze kolekcje ubrań autorstwa Marioli Wróbel oraz Beaty Dziadkowiec. Agnieszka Rochon, właścicielka butiku PAON nonchalant, uzupełniła walentynkowe kreacje niebanalnymi dodatkami. Nie zabrakło też biżuterii zaprojektowanej przez Eugeniusza Salwierza.
Soczyste kolory w krótkich sukienkach Marioli Wróbel zwiastują nieuchronny koniec zimy. Subtelnie skrojone i prostotą swoją podkreślające kobiecość projekty powinny spodobać się każdej młodej elegantce. A panowie zapewne nucą pod wąsem refren słynnego szlagieru: "chcę oglądać twoje nogi..." Dziewczynom towarzyszyły psotne pieski, buntujące się czasem wobec narzuconej trasy i szukające swoich właścicieli ukrytych wśród publiczności.
Równie interesujące okazały się propozycje Marioli w stylu casual look. Znakomicie podkreślały je torebki i fascynatory z oferty butiku PAON nonchalant. Wyjątkowo cenię sobie upcykling, więc wykorzystanie materiałów, takich jak makulatura, opakowania po chipsach czy zużytych węży strażackich, zawsze punktuje w mojej ocenie.
Uwielbiam buty na koturnach. Niedosyt wzrostu sprawia, że sztukuję sobie dodatkowe centymetry za pomocą obuwia. W awangardowej kolekcji, przy tworzeniu której Beata Dziadkowiec inspirowała się japońskimi zbrojami samurajów i strojami wojowników ninja, moją uwagę przykuły właśnie niesamowite buty. Moje inżynierskie oko dopatruje się tutaj konieczności dodatkowego usztywnienia części łączącej podeszwę z przyszwą i obłożyną, ale w fasonie jestem po prostu zakochana.
Na zakończenie tradycyjnie już zaprezentowano biżuterię autorstwa Eugeniusza Salwierza. Artysta kusił kobiety swoimi wariacjami na temat srebra, bursztynu, akrylu, futerka i piórek.
Zdradzę Wam tajemnicę zdobytą w kuluarowych rozmowach z Agnieszką. W tym sezonie modowym zapowiada się inwazja fascynatorów. Chodzi oczywiście o maleńkie, fantazyjne i bardzo kobiece nakrycie głowy. Nieświadomie zakupiłam kiedyś takie cudeńko, po prostu zachwyciło mnie. Przy okazji następnej bytności na salonach będę mogła zatem pokazać się z tej najmodniejszej strony.
W poszczególnych odsłonach obejrzeliśmy najnowsze kolekcje ubrań autorstwa Marioli Wróbel oraz Beaty Dziadkowiec. Agnieszka Rochon, właścicielka butiku PAON nonchalant, uzupełniła walentynkowe kreacje niebanalnymi dodatkami. Nie zabrakło też biżuterii zaprojektowanej przez Eugeniusza Salwierza.
Z Agnieszką Rochon
Soczyste kolory w krótkich sukienkach Marioli Wróbel zwiastują nieuchronny koniec zimy. Subtelnie skrojone i prostotą swoją podkreślające kobiecość projekty powinny spodobać się każdej młodej elegantce. A panowie zapewne nucą pod wąsem refren słynnego szlagieru: "chcę oglądać twoje nogi..." Dziewczynom towarzyszyły psotne pieski, buntujące się czasem wobec narzuconej trasy i szukające swoich właścicieli ukrytych wśród publiczności.
Mariola Wróbel (pierwsza z prawej)
Projekty Marioli Wróbel i yorki wystylizowane przez salon Le Chien
Równie interesujące okazały się propozycje Marioli w stylu casual look. Znakomicie podkreślały je torebki i fascynatory z oferty butiku PAON nonchalant. Wyjątkowo cenię sobie upcykling, więc wykorzystanie materiałów, takich jak makulatura, opakowania po chipsach czy zużytych węży strażackich, zawsze punktuje w mojej ocenie.
Mariola Wróbel i Agnieszka Rochon (na pierwszym planie)
Projekty Marioli Wróbel z dodatkami z butiku PAON nonchalant
Uwielbiam buty na koturnach. Niedosyt wzrostu sprawia, że sztukuję sobie dodatkowe centymetry za pomocą obuwia. W awangardowej kolekcji, przy tworzeniu której Beata Dziadkowiec inspirowała się japońskimi zbrojami samurajów i strojami wojowników ninja, moją uwagę przykuły właśnie niesamowite buty. Moje inżynierskie oko dopatruje się tutaj konieczności dodatkowego usztywnienia części łączącej podeszwę z przyszwą i obłożyną, ale w fasonie jestem po prostu zakochana.
Beata Dziadkowiec (na pierwszym planie)
Projekty Beaty Dziadkowiec
Na zakończenie tradycyjnie już zaprezentowano biżuterię autorstwa Eugeniusza Salwierza. Artysta kusił kobiety swoimi wariacjami na temat srebra, bursztynu, akrylu, futerka i piórek.
Projekty Eugeniusza Salwierza
Zdradzę Wam tajemnicę zdobytą w kuluarowych rozmowach z Agnieszką. W tym sezonie modowym zapowiada się inwazja fascynatorów. Chodzi oczywiście o maleńkie, fantazyjne i bardzo kobiece nakrycie głowy. Nieświadomie zakupiłam kiedyś takie cudeńko, po prostu zachwyciło mnie. Przy okazji następnej bytności na salonach będę mogła zatem pokazać się z tej najmodniejszej strony.
Subskrybuj:
Posty (Atom)