kroję słowo
w cienkie plasterki
karmię sieczką
głodnych odmiany
leję wodę
w próżnię umysłów
szukam gipsu
dla dusz złamanych
przedwyborczy
odpad obietnic
cuchnie teraz
na wysypiskach
pokazali
gór złotych szczyty
aby tombak
wszystkim powciskać
spaceruję
ścieżką marazmu
mijam twarze
w zmarszczkach rozpaczy
przez kredyty
odarte z marzeń
i odziane
w kostium żebraczy
kryzys obciął
głowę poezji
grób kultury
zarósł chwastami
budzę duchy
dawnej świetności
by świat zmienić
buntu wersami
wyślę władzy
bombę liryczną
tłuste świnie
spadną z wysoka
przeciążone
kiesą nabitą
wnet zastąpią
naród w rynsztokach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz