Uwielbiam ludzi, którzy wychodzą poza schemat codzienności i nie ograniczają się wyłącznie do konsumpcji jałowej papki serwowanej na ekranie telewizora albo do narzekania nad swoim bezbarwnym losem. Każda pasja, choć niekoniecznie musi dla mnie zrozumiała, nadaje życiu koloryt. Zjawiskiem absolutnie bezcennym jest, moim zdaniem, umiejętność wciągania innych w świat swoich zainteresowań.
Wybraliśmy się do Parku Jordana, gdzie w strefie rekreacyjnej znaleźć można bulodromy. Petanka wywodzi się z Francji i zalicza się do kategorii gier zręcznościowych. I jeśli udało mi się cokolwiek zrozumieć, to chodzi o rzucanie dużymi kulami w stronę takiej małej kuleczki, a punkty zdobywa ten zawodnik, który dorzuci najbliżej. Oczywiście zasady są o wiele bardziej skomplikowane, jak choćby wytyczne dotyczące miejsca i sposobu rzutu, wybijanie buli przeciwnika, mierzenie odległości, itd. Pewnego dnia być może sama spróbuję zagrać, a wtedy zagłębię się w reguły. Na razie jednak kontuzja prawej ręki zatrzymała mnie na trybunie biernego obserwatora. a na żwirowym placu o wymarzone 13 punktów ostro zawalczyli Marcelina i Rafał.
Niespodziewanie miłe towarzystwo pojawiło się na sąsiednim bulodromie. Przynieśli ze sobą mnóstwo dziwnych rzeczy, więc moja ciekawość została podkręcona do maksimum. Początkowo ich zachowanie przypominało typową rozgrzewkę przed zawodami sportowymi - bieganie, ćwiczenia rozciągające, itd. Później jednak zaczęli ubierać na siebie zgoła ekscentryczną odzież. Okazało się, że Agnieszka, Krzysiek i Paweł pasjonują się odtwórstwem historycznym, a ich parkowe spotkania stanowią trening przed turniejami rycerskimi. Moje wrodzone tchórzostwo i paniczna reakcja na widok choćby kropli krwi zdecydowanie wykluczają osobisty udział w takiej bitwie, ale mam nadzieję, że nadarzy się kiedyś okazja obejrzenia ich w pełnym rynsztunku.