Ostatnio mało mnie było widać w kulturalnym wymiarze Krakowa. Na swoje usprawiedliwienie znajduję jednak dwie całkiem sensowne wymówki. Po pierwsze, widok lodowatej bieli za oknem skutecznie wywiewa z mojej głowy każdą niesforną myśl o nieobligatoryjnym opuszczeniu murów mojego zamczyska. Po drugie, mój kręgosłup przypomniał sobie o przysługującym mi prawie do uszlachetniającego cierpienia i hojnie zaaplikował moim nocyceptorom lędźwiowym odpowiednią dawkę bólu. Ale kiedy głód artystycznych doznań zaburczał w moich trzewiach, nie mogłam oprzeć się pokusie spaceru do Otwartej Pracowni.
Wernisaż miał miejsce w dniu 22 lutego. Maria Kiesner przyjechała na gościnne występy z Warszawy. Specjalizuje się w architekturze i pejzażach miejskich. Obrazy zebrane na wystawie zatytułowanej "Gdzieś" przedstawiają realistyczne, ascetyczne, pozbawione zielonych akcentów i czynnika ludzkiego autentyczne budynki rozsiane po całym świecie. Wiele z nich zmieniło już wraz z upływem czasu swój wygląd, gdyż Maria często wzorowała się na pocztówkach przedstawiających ich pierwotną formę.
Maria Kiesner Maria z prezesem Otwartej Pracowni Ignacym Czwartosem
W pierwszej chwili surowość i chłód bijący z płócien dosłownie spoliczkowały mnie. Mój świat jest kolorowy, kalejdoskopowo zmienny, tętni życiem, miliony stóp zadeptują jego ścieżki, oplata go roślinność, pąki kwiatów otwierają się gwałtownie i otaczają mnie swoją wonią. Stąd też moje ogromne pierwszoplanowe zaskoczenie na widok wymarłych okruchów miasta, stopniowo przeradzające się w zainteresowanie dokładnością detali, a następnie przynoszące chwilę zadumy nad przemijalnością, ulotnością i nieprzewidywalnością zdarzeń. Myślę, że właśnie taka była intencja autorki, gdyż zapytana o inspirację dla swojej twórczości, opowiedziała o swojej podróży do Stanów Zjednoczonych oraz przytłaczającym wrażeniu pustki i smutku na nowojorskich ulicach tuż po tragedii, jaka przydarzyła się w World Trade Center.
Zachęcam do osobistego odwiedzenia wystawy, gdyż te kilka załączonych przeze mnie amatorskich pikseli z pewnością nie potrafi oddać głębi refleksyjnych kadrów z opustoszałego miasta prezentowanych w równie surowych wnętrzach Otwartej Pracowni. I na zakończenie dowód rzeczowy, że i ja "Gdzieś" byłam.
Jest dowód, że "gdzieś" byłaś zatem wierzę.
OdpowiedzUsuńdzięki Tobie i ja "Coś" liznęłam
Usuńpozazdrościć wyprawy :)
OdpowiedzUsuńi ja dzięki Tobie "Coś" liznęłam
OdpowiedzUsuńFajnie tak gdzieś być. :)
OdpowiedzUsuń