- Tatusiu! Tatusiu! Chodźmy tam! Będziemy malować obrazy - podekscytowana pociągnęłam Tatę za rękę.
Ku mojemu zaskoczeniu Tato nie zaprotestował. Wydawał się być równie znużony pobytem w mrowisku jak ja. Tłum wędrujący po kondygnacjach Muzeum Vincenta van Gogha w Amsterdamie w połączeniu z fatalną akustyką gmachu, przekładającą się na uciążliwą kakofonię, nie sprzyjał kontemplacji dzieł sztuki. I wtedy zobaczyłam plakat zapraszający do udziału w warsztatach plastycznych dla dzieci. Na sali edukacyjnej panowała kojąca cisza i skupienie. Nikt nie zakwestionował wieku mojego wewnętrznego dziecka. Wprost przeciwnie. Dostałam gustowny fartuszek i akwarele. Prowadzący namawiał nawet mojego Tatę do przyłączenia się do zabawy. Malowanie sielskich pejzaży wykraczało jednak poza skalę czynności, jakim może poddawać się Bardzo Poważny Człowiek. Tato strategicznie salwował się ucieczką. A ja zanurzyłam pędzel w farbkach i po swojemu zrekompensowałam sobie zakaz robienia zdjęć muzealnej ekspozycji. Mogę się teraz chwalić, że, pomimo czujności strażników, wyniosłam z amsterdamskiego muzeum dwa największe arcydzieła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz