Wełtawa obudziła wspomnienia. Moje pokolenie wychowało się na przygodach Tomasza, zwanego Panem Samochodzikiem. Marzyliśmy o posiadaniu pokracznego pojazdu, naszpikowanego elektroniką, który byłby amfibią, a jego maska skrywałaby niezwykły silnik. W tamtych czasach przedmiotem pożądania był nawet Fiat 126p. Znacznie łatwiej poszło z wprowadzeniem do naszych zabaw aury tajemniczości. Rysowaliśmy mapy skarbów, pisaliśmy zaszyfrowane wiadomości, śledziliśmy podejrzanych osobników, budowaliśmy zamki, konstruowaliśmy domki na drzewach, tworzyliśmy system ziemnych tuneli, organizowaliśmy wyprawy naukowe do nieistniejących krain i prowadziliśmy archeologiczne wykopaliska. Komputery pozbawiły współczesne dzieci wolności i ograniczyły ich wyobraźnię.
Zrealizowany trzydzieści lat temu film "Pan Samochodzik i praskie tajemnice" powstał jako koprodukcja polsko-czechosłowacka na kanwie powieści Zbigniewa Nienackiego pod tytułem "Pan Samochodzik i tajemnica tajemnic". Reżyserii podjął się Kazimierz Tarnas, specjalizujący się w adaptacjach powieści młodzieżowych. Z przyjemnością wracam do tego obrazu, chociaż wątek latającego samochodu przypominającego UFO uważam za zbędny i sztucznie wklejony w fabułę, nawet w perspektywie ogromnego postępu technologicznego na przestrzeni ostatnich trzech dekad.
Pływające po Wełtawie samochody to oczywiście rowerki wodne o ciekawym wzornictwie. Wyglądają malowniczo i, moim zdaniem, prezentują się o wiele lepiej od tradycyjnych modeli czy zwykłych łodzi. Oceniam je wyłącznie przez pryzmat kategorii estetycznej. Wybór środka lokomocji na relaksacyjny rejs po rzece jest przecież sprawą drugorzędną. Doborowe towarzystwo może zapewnić fantastyczną rozrywkę nawet na prowizorycznie skleconej tratwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz