Studenci z mojego Instytutu zorganizowali obóz naukowy w Pradze.
- Nigdzie nie pojedziesz - powiedziało Życie.
Powinnam pokornie spuścić głowę i zanurzyć się w monotonii obowiązków, ale do rozmowy wtrąciła się Fantazja Ułańska.
- Ty nie pojedziesz? - zapytała.
Rzeczywiście, do pięciodniowego wyjazdu zabrakło mocy bilokacyjnych, ale przecież obejmował weekend. Skompresowałam obóz równoległy.
Czechy to jedno z moich ulubionych państw. Autostradę do mojego serca zbudowały smażonym serem. Rozczula mnie język, bawią mnie filmy i zapętlam piosenki na youtube. Głównym celem wyprawy było poszukiwanie śladów sacrum w Pradze. Zadanie wydawało się trudne, ponieważ w świetle naukowych opracowań Czesi należą do liderów w światopoglądzie ateistycznym. Okazuje się, że świętość na praskich uliczkach jest wszechobecna, chociaż często ukrywa się przez wzrokiem postronnych osób. Z moją grupą studencką umówiłam się pod centrum muzułmańskim, do którego samodzielnie nigdy nie trafiłabym. Z zewnątrz kamienica nie przypomina świątyni. Dopiero po wejściu na podwórze można odnaleźć miejsce kultu. Znacznie łatwiej spotkać symbolikę chrześcijańską. Fasady świeckich budynków często ozdobione są rzeźbami, płaskorzeźbami i malowidłami religijnymi. Popularnym motywem zdobniczym są figury nawiązujące do mitologii greckiej i rzymskiej. Można też skorzystać z boskich usług w salonie kosmetycznym, a na mozaice przy wejściu do metra widnieje kościółek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz