Ciszę lasu przeciął dźwięk dzwoneczków. Rozejrzałam się, wypatrując elfów w śnieżnej bieli mojej baśni. Brzęczało coraz bliżej i coraz głośniej. I nagle zobaczyłam konie ciągnące sanie. Rozczarowałam się nieco, odkrywając banalność źródła muzyki. Porozmawiałam przez chwilę z woźnicą i ruszyłam w dalszą wędrówkę pustym szlakiem. Panowała idealna harmonia. W moich oczach odbijał się błękit nieba. Śnieg lśnił w słońcu jak kobierzec utkany z diamentów. Wiatr delikatnie kołysał gałęzie. Wtedy zza zakrętu wyskoczyli bandyci. Było ich trzech. Mieli zamaskowane twarze. Warkot silników okaleczył naturalne piękno. Jeszcze długo czułam smród spalin, zanim przyroda wróciła do stanu równowagi. Nie mogliby urządzać sobie wyścigów na asfalcie?
no szkoda
OdpowiedzUsuń