Moja kariera motoryzacyjna zaczęła się w liceum od oswojenia mechanicznych koni fiata 126p. Milczeniem przykryję pierwsze podejście, kiedy to w szkole podstawowej chciałam pojeździć na motorynce, a potem przez trzy tygodnie musiałam ukrywać ogrodzenie pod gęstą grzywką. Maluszek potraktował mnie zdecydowanie przyjaźniej i długo jeździłam nim po działce, zanim osiągnęłam wiek ustawowo uprawniający do jazdy po drogach publicznych. Sentymentalna wycieczka ograniczyła się do subtelnego kręcenia kierownicą, bo przemieszczałam się na holu za traktorem. Ten egzemplarz nie potrafi jeszcze poruszać się samodzielnie, ale, znając upór jego właściciela, niebawem odzyska pełną sprawność.
Wspomnień czar, w takim autku, nawet na lince holowniczej, było zapewne świetnie. Sporo tych cudeniek jeszcze po drogach jeździ, więc i ten doczeka się remontu i pojedzie z Tobą w siną dal.
OdpowiedzUsuńMieliśmy takiego czerwonego płakałam jak to sprzedawalismy :( do dziś żałuję
OdpowiedzUsuń