Makramowe kwietniki wiszą bardzo daleko od mojego stylu. Nawet nie mam w domu karłowatych roślinek i musiałam pożyczyć do zdjęcia. Moje osobiste kwiatki potrzebowałyby liny cumowniczej do zawieszenia.
Operowałam węzłem prostym. Obwód spleciony jest ściśle, natomiast przy pajęczynie wprowadziłam odstępy i zamianę sznurków. Znacznie lepiej taka siatka wyglądałaby z koralikami na "skrzyżowaniach", ale wciąż jestem technicznie ograniczona. Kwietnik oczekuje na zaliczenie u Pani Profesor Joasi.
Kalendarium
* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice
sobota, 31 października 2015
środa, 28 października 2015
KFASON 2015
Mój strach ma ogromne oczy. Horrorów nigdy nie oglądam. Zresztą nie miałoby to sensu, skoro i tak przez cały czas ukrywałabym się pod własnymi powiekami. Nieco mniej przerażają mnie powieści grozy, jednak unikam tych zalanych krwią oraz przepełnionych brutalnością. Ciekawość przywiodła mnie w miejsce dość odległe od mojego baśniowego postrzegania świata. 17 października 2015 r. w Artetece Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie odbywał się Krakowski Festiwal Amatorów Strachu, Obrzydzenia i Niepokoju.
Spodziewałam się upiornej scenerii, ale niemal wszystkie prelekcje i spotkania przebiegały w stylu "szkiełka i oka". Z bogatego programu wybrałam dla siebie cztery punkty. W "historii o Kowalach, czyli jak nie umrzeć ze strachu czytając poezję" Piotr Kulpa przeanalizował teksty literackie zarówno w wersji recytatorskiej, jak i śpiewanej. Dziwne, że nigdy wcześniej nie widziałam elementów grozy w twórczości Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Sylwia Błach przedstawiła świetną syntezę zaburzeń osobowości, ilustrując ją przykładami znanych osób oraz bohaterów fikcyjnych. Komputerowe gry zupełnie mnie nie interesują, chociaż opowieść Oskara Ostafina na temat motywów snu, tabu i śmierci w "Limbo" okazała się niezwykle wciągająca. Najciekawszą dla mnie prezentacją było spotkanie z grupą filmową Lisołaki. Właśnie tutaj pojawiły kostiumy i rekwizyty, a przede wszystkim ogromna dawka śmiechu. Czarny humor i parodia sprawiają, że horrory stają się dla mnie przyswajalne. Oczywiście, w większości skeczy główną gwiazdą (zupełnie nie wiem, dlaczego pominiętą w napisach końcowych) jest niejaki... Alkohol, ale trzeba przyznać, że Lisołaki zachowują trzeźwość umysłu tworząc znakomite dialogi i podkreślając idealnie komizm sytuacji. Wesołą grupę tworzą: Krzysiek Dąbrowski, Michał Górzyna, Paweł Paluch, Grzesiek Dyszlewski, Bartek Sala, Sławek Szwej oraz Alexis. Z niecierpliwością czekam na kolejne produkcje, a wcześniejsze filmiki możecie obejrzeć na youtube.
Z Lisołakami
Spodziewałam się upiornej scenerii, ale niemal wszystkie prelekcje i spotkania przebiegały w stylu "szkiełka i oka". Z bogatego programu wybrałam dla siebie cztery punkty. W "historii o Kowalach, czyli jak nie umrzeć ze strachu czytając poezję" Piotr Kulpa przeanalizował teksty literackie zarówno w wersji recytatorskiej, jak i śpiewanej. Dziwne, że nigdy wcześniej nie widziałam elementów grozy w twórczości Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Sylwia Błach przedstawiła świetną syntezę zaburzeń osobowości, ilustrując ją przykładami znanych osób oraz bohaterów fikcyjnych. Komputerowe gry zupełnie mnie nie interesują, chociaż opowieść Oskara Ostafina na temat motywów snu, tabu i śmierci w "Limbo" okazała się niezwykle wciągająca. Najciekawszą dla mnie prezentacją było spotkanie z grupą filmową Lisołaki. Właśnie tutaj pojawiły kostiumy i rekwizyty, a przede wszystkim ogromna dawka śmiechu. Czarny humor i parodia sprawiają, że horrory stają się dla mnie przyswajalne. Oczywiście, w większości skeczy główną gwiazdą (zupełnie nie wiem, dlaczego pominiętą w napisach końcowych) jest niejaki... Alkohol, ale trzeba przyznać, że Lisołaki zachowują trzeźwość umysłu tworząc znakomite dialogi i podkreślając idealnie komizm sytuacji. Wesołą grupę tworzą: Krzysiek Dąbrowski, Michał Górzyna, Paweł Paluch, Grzesiek Dyszlewski, Bartek Sala, Sławek Szwej oraz Alexis. Z niecierpliwością czekam na kolejne produkcje, a wcześniejsze filmiki możecie obejrzeć na youtube.
Etykiety:
Artykuły,
Film,
Literatura,
Muzyka,
Osobiste
wtorek, 27 października 2015
Wernisaż wystawy Jamesa Sierżęgi
Galeria Variétés działa już od dawna, ale dopiero teraz zwizualizowała się w rzeczywistej przestrzeni Krakowa. Wybór lokalizacji odbiega tutaj od standardów, kojarzonych ze ścisłym centrum miasta. Właściciele, rodzeństwo Aleksandra i Grzegorz Madej, wynajęli niepozorny dom na peryferiach. W dniach 9-31 października 2015 r., w ramach inauguracji nowej siedziby przy ul. Pasternik 19, zaprezentowano prace rzeźbiarskie i rysunkowe Jamesa Sierżęgi.
Za tytuł wystawy posłużyła nazwa mitologicznej wyspy Ultima Thule, symbolizującej koniec świata. James Sierżęga w dążeniu do odkrycia, zrozumienia oraz opisania wszechświata uspokaja chaos łagodnością, przechodzi gwałtownie z ostrości w płynność i łączy te kontrastowe elementy w zgrabną całość. Największe wrażenie wywarła na mnie praca przedstawiająca wyciszone, beznamiętne, niemal martwe, antyczne oko w centrum szalejącego cyklonu. Można tutaj dośpiewać jeden z przebojów Budki Suflera: "a po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój"... Do kolorystyki artysta podchodzi w sposób wielce umiarkowany, natomiast ogromny nacisk kładzie na grę świateł. Swoje pytania o granice wielowymiarowego postrzegania wpisuje najczęściej w okręgi.
Po wystawie oprowadzał nas... kot. Do dzieł sztuki podchodził bardzo zmysłowo, poszukując w nich drugiego dna.
Z Jamesem Sierżęgą Z Kotem Galeryjnym
Fot. Krzysztof Bubnicki
Za tytuł wystawy posłużyła nazwa mitologicznej wyspy Ultima Thule, symbolizującej koniec świata. James Sierżęga w dążeniu do odkrycia, zrozumienia oraz opisania wszechświata uspokaja chaos łagodnością, przechodzi gwałtownie z ostrości w płynność i łączy te kontrastowe elementy w zgrabną całość. Największe wrażenie wywarła na mnie praca przedstawiająca wyciszone, beznamiętne, niemal martwe, antyczne oko w centrum szalejącego cyklonu. Można tutaj dośpiewać jeden z przebojów Budki Suflera: "a po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój"... Do kolorystyki artysta podchodzi w sposób wielce umiarkowany, natomiast ogromny nacisk kładzie na grę świateł. Swoje pytania o granice wielowymiarowego postrzegania wpisuje najczęściej w okręgi.
Po wystawie oprowadzał nas... kot. Do dzieł sztuki podchodził bardzo zmysłowo, poszukując w nich drugiego dna.
czwartek, 22 października 2015
Flamingowo
Miałam zupełnie inny pomysł na interpretację październikowej palety kolorów. Niestety, nadal nie mam dostępu do potrzebnych materiałów i narzędzi. Przygarnęłam grzecznościowo sąsiadów na czas wakacyjnego remontu ich domu i spakowałam "na chwilę" całe moje życie do kartonów, walizek, toreb i worków. Okupacja mojej prywatnej przestrzeni przeciągnęła się poza granice dobrego smaku i od kilku miesięcy wegetuję w piramidzie pudełek na poddaszu. Nawet nie mam teraz ciepłych ubrań, bo nie przypuszczałam, że tak nadużyją mojej gościnności, że jesienne chłody zaatakują mnie w fazie nieopisanej kompresji mojej garderoby na tę porę roku. Kupowanie nowych ciuchów czy butów też nie jest rozwiązaniem, bo, po pierwsze, nie mam miejsca, a po drugie, miałabym wszystko podwójnie, kiedy się w końcu wyprowadzą. Poziom mojej irytacji rośnie z dnia na dzień. Zbyt miękkie serce bardzo utrudnia życie.
Bransoletka jest improwizacją z koralików, do których udało mi się dokopać. Na linkę jubilerską nanizałam brzoskwiniowe, łososiowe, szare i czarne rurki, a całość uzupełniłam kremowymi i piaskowymi koralikami. Giętka baza pozwala na swobodne modelowanie przestrzenne, umożliwiając noszenie w wersji płaskiej i skromnej albo w bardziej ekstrawaganckiej formie po rozsunięciu poszczególnych części. Pracę zgłaszam do zabawy u Majaleny, w nadziei, że, pomimo sabotażu ze strony aparatu fotograficznego, rzeczywiste kolory są widoczne.
Bransoletka jest improwizacją z koralików, do których udało mi się dokopać. Na linkę jubilerską nanizałam brzoskwiniowe, łososiowe, szare i czarne rurki, a całość uzupełniłam kremowymi i piaskowymi koralikami. Giętka baza pozwala na swobodne modelowanie przestrzenne, umożliwiając noszenie w wersji płaskiej i skromnej albo w bardziej ekstrawaganckiej formie po rozsunięciu poszczególnych części. Pracę zgłaszam do zabawy u Majaleny, w nadziei, że, pomimo sabotażu ze strony aparatu fotograficznego, rzeczywiste kolory są widoczne.
Etykiety:
Bransoletka,
Moje prace,
Osobiste,
Wyzwanie
sobota, 17 października 2015
Rogatka
Potrzeba uszycia zabawki dla maluszka pojawiła się zupełnie niespodziewanie we wtorek wieczorową porą. Teoretycznie miałam na to trzy dni. W praktyce znowu musiałam okradać własny sen. Zdążyłam, ale dokumentacja fotograficzna zrobiona w biegu na krawędzi poranka pozostawia wiele do życzenia.
Amelka jest bardzo podobna do moich poprzednich projektów, Zosi i Adasia. Edytka nazwała je bojowymi byczkami, jednak w tym przypadku dostrzegam większe podobieństwo do króliczka. Szmacianka jest mniejsza, gdyż przeznaczona jest dla młodszego dziecka. Prawdziwa Amelka urodzi się dopiero w lutym. Dołożyłam oczywiście wszelkich starań, aby przytulanka była bezpieczna. Uszyta została w całości ręcznie z czystej bawełny z wypełnieniem antyalergicznym. Kilkakrotnie przeszyłam brzegi. Mam nadzieję, że będzie ona wierną towarzyszką dziecięcych zabaw.
Amelka jest bardzo podobna do moich poprzednich projektów, Zosi i Adasia. Edytka nazwała je bojowymi byczkami, jednak w tym przypadku dostrzegam większe podobieństwo do króliczka. Szmacianka jest mniejsza, gdyż przeznaczona jest dla młodszego dziecka. Prawdziwa Amelka urodzi się dopiero w lutym. Dołożyłam oczywiście wszelkich starań, aby przytulanka była bezpieczna. Uszyta została w całości ręcznie z czystej bawełny z wypełnieniem antyalergicznym. Kilkakrotnie przeszyłam brzegi. Mam nadzieję, że będzie ona wierną towarzyszką dziecięcych zabaw.
Etykiety:
Moje prace,
Zabawki
niedziela, 11 października 2015
Przepis na magiczną kawę
Październik to okres żniw dla koneserów niekonwencjonalnej kawy. Studia zjadły resztki mojego wolnego czasu, zatem będę się posiłkować ubiegłoroczną dokumentacją fotograficzną. W Krakowie dębów mamy pod dostatkiem, ale poziom zanieczyszczenia wyklucza, moim zdaniem, ich zdatność do spożycia. Pojechałyśmy z Olą na wioskę po zdrową żywność.
Tubylcy popatrzyli na nas jak na przybyszów z kosmosu i popukali się w głowę, ale humorki nam dopisywały i zebrałyśmy dwa wiaderka. Żołędzie muszą być wyługowane w popiele z dębiny, więc dodatkowo przywiozłam trochę suchych gałązek.
Gałęzie spaliłam w grillu. Towarzystwo czarnego kota dodało szczypty magii, a ogień zerkał na mnie zdziwionymi oczami. Niesamowite zjawisko, zupełnie nie planowane. Gdybym sama nie zrobiła tego zdjęcia, podejrzewałabym fotomontaż.
Straszono nas, że większość żołędzi będzie trzeba odrzucić. Upodobał je sobie słonik żołędziowiec. W naszych zbiorach jedynie marginalna część okazała się zamieszkała przez te chrząszcze. Wieczorami, niczym koło gospodyń wiejskich, zasiadaliśmy z Olą i Robertem w garażu. Uzbrojeni w młotki oraz noże, snując rozmaite opowieści, obieraliśmy dębowe owoce z łupin.
Nasiona dębu zawierają szkodliwy dla ludzi barwnik - taninę. Usuwa się go w procesie ługowania. Do słoiczka wsypuje się łyżkę popiołu z dębiny, wrzuca obrane żołędzie i zalewa się wrzątkiem. Po 24 godzinach należy odlać zabarwioną na pomarańczowo wodę i opłukać. Czynność powtarza się co najmniej trzy razy.
Wyługowane i wysuszone żołędzie rozdrabnia się w maszynce do orzechów, a następnie mieli się w młynku do kawy. Na koniec sproszkowane żołędzie należy delikatnie uprażyć na suchej patelni, aż się lekko zarumienią. Prażenie dodaje karmelowego posmaku do kawy.
Tubylcy popatrzyli na nas jak na przybyszów z kosmosu i popukali się w głowę, ale humorki nam dopisywały i zebrałyśmy dwa wiaderka. Żołędzie muszą być wyługowane w popiele z dębiny, więc dodatkowo przywiozłam trochę suchych gałązek.
Gałęzie spaliłam w grillu. Towarzystwo czarnego kota dodało szczypty magii, a ogień zerkał na mnie zdziwionymi oczami. Niesamowite zjawisko, zupełnie nie planowane. Gdybym sama nie zrobiła tego zdjęcia, podejrzewałabym fotomontaż.
Straszono nas, że większość żołędzi będzie trzeba odrzucić. Upodobał je sobie słonik żołędziowiec. W naszych zbiorach jedynie marginalna część okazała się zamieszkała przez te chrząszcze. Wieczorami, niczym koło gospodyń wiejskich, zasiadaliśmy z Olą i Robertem w garażu. Uzbrojeni w młotki oraz noże, snując rozmaite opowieści, obieraliśmy dębowe owoce z łupin.
Nasiona dębu zawierają szkodliwy dla ludzi barwnik - taninę. Usuwa się go w procesie ługowania. Do słoiczka wsypuje się łyżkę popiołu z dębiny, wrzuca obrane żołędzie i zalewa się wrzątkiem. Po 24 godzinach należy odlać zabarwioną na pomarańczowo wodę i opłukać. Czynność powtarza się co najmniej trzy razy.
Wyługowane i wysuszone żołędzie rozdrabnia się w maszynce do orzechów, a następnie mieli się w młynku do kawy. Na koniec sproszkowane żołędzie należy delikatnie uprażyć na suchej patelni, aż się lekko zarumienią. Prażenie dodaje karmelowego posmaku do kawy.
Etykiety:
Kuchnia artystyczna,
Tutorial
sobota, 10 października 2015
Wyzwolenie
Tak bardzo się boję,
kiedy błyskawice
przebiegają nagle
przez Twoje źrenice.
Krwawi moje serce
w bolesnej purpurze,
gdy brzytwy słów swoich
ostrzysz na mej skórze.
Gasną moje oczy
w Twych atakach złości.
Próbuję się wyrwać
z więzienia ciemności.
Uciekam przed Tobą
na oślep, w bezdechu.
Nie chcę dłużej słuchać
szyderczego śmiechu.
Już mnie nie zatrzymasz
obietnicą zmiany.
Zabiłeś tę miłość.
Żegnaj ukochany.
Etykiety:
Słowotwory
piątek, 9 października 2015
Dodatek antydepresyjny
Jesień obrywa liście z drzew i przenika serca chłodem. Najchętniej o tej porze roku uciekłabym do ciepłych krajów. W tym roku przed październikową wyprawą terapeutyczną powstrzymały mnie zajęcia na uczelni.
Inspirowaną daliami broszkę uszyłam z prasowanego filcu. Nawet samo spojrzenie na ten odcień pomarańczowego koloru wpływa pozytywnie na nastrój, jednak zupełnie nie odnajduję siebie w tej gamie kolorystycznej. Pracę zgłaszam do kwiatowej zabawy u Agatki.
Inspirowaną daliami broszkę uszyłam z prasowanego filcu. Nawet samo spojrzenie na ten odcień pomarańczowego koloru wpływa pozytywnie na nastrój, jednak zupełnie nie odnajduję siebie w tej gamie kolorystycznej. Pracę zgłaszam do kwiatowej zabawy u Agatki.
Etykiety:
Broszka,
Filc,
Moje prace,
Wyzwanie
niedziela, 4 października 2015
Kolczykowa wymianka
Rzadko biorę udział w wymiankach. Powstrzymuje mnie strach, że moje prace mogą nie spełnić oczekiwań osoby, dla której zostały zrobione. Trudno trafić w gust kogoś zupełnie nieznanego. Wytyczne dostałam dość lakoniczne - długie kolczyki w kolorach: turkusowym, niebieskim i brązowym.
W paczuszce musiały się znaleźć minimum trzy pary kolczyków. Przygotowałam dla Sary zestaw dziewięcioczęściowy: trzy makramowe plecionki, trzy zwyklaki koralikowe, dwa decoupage'owe kółeczka i jeden optymistyczny silikon z napisem w języku portugalskim "sprawia, że lubię". Mam nadzieję, że moja produkcja nie została uznana za zbyt ekstrawagancką. Do przesyłki dodałam serwetki, herbatki i karteczkę. Od Sary otrzymałam śliczne gotowe kolczyki ze sklepu: dwie pary w kolorze złotym i dwie pary w kolorze srebrnym. Do tych złotych będę musiała się przekonać, bo jestem zdecydowanie srebrnolubna. Nawet obrączkę mam z białego złota. Szczególnie zachwyca mnie kształt łapacza snów, więc chyba będę musiała się w końcu pozbyć tych odpustowych skojarzeń. Dodatkowo dostałam serwetki, czekoladkę, karteczkę i fioletowy lakier do paznokci. Dziękuję.
Nie pokazywałam Wam wcześniej tylko niezapominajek. Te kolczyki przeznaczone są dla osoby odważnej i z poczuciem humoru. Na jednej stronie tekturki kwitną kwiatuszki. Na niebieskim rewersie widnieje napis w języku angielskim "nie zapomnij o mnie". Sara mieszka w Irlandii.
Organizatorem wymianki była Majalena, więc chciałabym również jej podziękować za zabawę. Przy okazji muszę się pochwalić, że udało mi się poznać osobiście autorkę tego inspirującego bloga. O naszym spotkaniu i o tym, co wygrałam w candy, opowiem niebawem.
W paczuszce musiały się znaleźć minimum trzy pary kolczyków. Przygotowałam dla Sary zestaw dziewięcioczęściowy: trzy makramowe plecionki, trzy zwyklaki koralikowe, dwa decoupage'owe kółeczka i jeden optymistyczny silikon z napisem w języku portugalskim "sprawia, że lubię". Mam nadzieję, że moja produkcja nie została uznana za zbyt ekstrawagancką. Do przesyłki dodałam serwetki, herbatki i karteczkę. Od Sary otrzymałam śliczne gotowe kolczyki ze sklepu: dwie pary w kolorze złotym i dwie pary w kolorze srebrnym. Do tych złotych będę musiała się przekonać, bo jestem zdecydowanie srebrnolubna. Nawet obrączkę mam z białego złota. Szczególnie zachwyca mnie kształt łapacza snów, więc chyba będę musiała się w końcu pozbyć tych odpustowych skojarzeń. Dodatkowo dostałam serwetki, czekoladkę, karteczkę i fioletowy lakier do paznokci. Dziękuję.
Nie pokazywałam Wam wcześniej tylko niezapominajek. Te kolczyki przeznaczone są dla osoby odważnej i z poczuciem humoru. Na jednej stronie tekturki kwitną kwiatuszki. Na niebieskim rewersie widnieje napis w języku angielskim "nie zapomnij o mnie". Sara mieszka w Irlandii.
Organizatorem wymianki była Majalena, więc chciałabym również jej podziękować za zabawę. Przy okazji muszę się pochwalić, że udało mi się poznać osobiście autorkę tego inspirującego bloga. O naszym spotkaniu i o tym, co wygrałam w candy, opowiem niebawem.
Etykiety:
Decoupage,
Ekosztuka,
Kolczyki,
Makrama,
Moje prace
czwartek, 1 października 2015
Śliwkowa anomalia
Niektórzy twierdzą, że nadeszła już jesień, a ja próbuję zatrzymać te ciepłe i barwne dni. Śliwkowe kolczyki mają w sobie tę lekkość i tańczą na wietrze w rytmie muzyki mojego serca. Cieniutki materiał pocięłam w paski i zaciągnęłam nitką. Kwiatuszki zawisły na długich łańcuszkach. Ich kolor znakomicie komponuje się z pokaźną częścią zawartości moich szaf. Po prostu, uwielbiam fiolety.
Moją pracę zgłaszam do październikowej zabawy u Danutki. Premiera nauszna zaplanowana została na najbliższą sobotę. Wybieram się na spotkanie blogerek zajmujących się rękodziełem. Jeśli macie ochotę dołączyć, to zapraszam 3 października o 16:00 do Pauzy In Garden przy Małopolskim Ogrodzie Sztuki.
Moją pracę zgłaszam do październikowej zabawy u Danutki. Premiera nauszna zaplanowana została na najbliższą sobotę. Wybieram się na spotkanie blogerek zajmujących się rękodziełem. Jeśli macie ochotę dołączyć, to zapraszam 3 października o 16:00 do Pauzy In Garden przy Małopolskim Ogrodzie Sztuki.
Etykiety:
Kolczyki,
Moje prace,
Wyzwanie
Subskrybuj:
Posty (Atom)