Wieczorową porą wróciliśmy z gór i nagle wszystkim zamarzyły się ciasteczka. Okoliczne sklepy były już pozamykane. Nie wypadało mi zostawić gości, aby jechać do całodobowego supermarketu. Nie do końca jestem zresztą przekonana co do jakości sieciowych wypieków. A jednak znalazłam sposób, aby zaspokoić wybredne podniebienia. W ciągu 20 minut wyczarowałam dwa talerze pełne ciepłych ciastek.
Chętnie podzielę się moim przepisem. Po ostatnich eksperymentach z zupą cebulową został kawałek ciasta francuskiego. Mam też sporo ubiegłorocznych owoców ukrytych w słoiczkach lub przechowywanych w zamrażalniku.
Potrzebne są następujące produkty:
- opakowanie ciasta francuskiego
- pokrojone lub starte owoce, np. jabłka
- jajko
- cukier puder
Ciasto tnę w kwadraty (o długości boków ok. 10 cm), a następnie każdy kwadrat przecinam po przekątnej, aby uzyskać dwa równe trójkąty. Na jednym z trójkątów układam na samym środku owoce, przykrywam drugim trójkątem i sklejam boki, dociskając je wzdłuż krawędzi czubkiem widelca. Na środku nakłuwam widelcem dziurki, aby zapewnić dostęp powietrza do nadzienia. Z wierzchu smaruję ciastko surowym jajkiem. Wstawiam do rozgrzanego do 200 stopni piekarnika i zapiekam przez ok. 10 minut. Podaję przyprószone cukrem pudrem. Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz