Mieszkańcom estońskiej stolicy najbardziej pozazdrościć można ogromu terenów zielonych oraz darmowej komunikacji publicznej. Nie znają korków, oddychają czystym powietrzem, a po chodnikach spokojnie mogą spacerować bez konieczności przeciskania się pomiędzy zaparkowanymi samochodami.
Odniosłam wrażenie, że zamek na wzgórzu Toompea w Tallinie cierpi na architektoniczną schizofrenię. Z jednej strony przypomina groźną warownię, z drugiej natomiast, wygląda jak cukierkowa rezydencja dla Barbie. Kamienna twierdza z wieżą nazywaną Długim Hermanem powstała w XIII wieku, a barokowy pałac dobudowano w XVII wieku. Aż trudno uwierzyć, że mieści się tam siedziba parlamentu. Estończycy wielkim sentymentem darzą różowy kolor. Pałac Kadriorg, wybudowany przez Piotra Wielkiego jako letnia rezydencja w XVIII wieku, utrzymano w tonacji brzoskwiniowej. Pałac prezydencki stanowi klasyczny przykład majtkowego różu.
Większość obiektów sakralnych przynależy do parafii protestanckich: Katedra Najświętszej Maryi Panny oraz kościoły św. Mikołaja, św. Ducha czy św. Olafa. Katolickie świątynie reprezentuje Katedra Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Spośród cerkwi prawosławnych niewątpliwie wyróżnia się Sobór św. Aleksandra Newskiego z XIX wieku. Piękne pamiątki pozostawili po sobie zarówno przedstawiciele arystokracji, jak i mieszczanie. Średniowieczne obwarowania miejskie odbudowano po wojennych zniszczeniach. Przy rynku króluje majestatyczny gotycki ratusz.
Na miasto spojrzałam z góry, ze wzgórza Toompea, i z dołu, z plaży w zatoce przy dawnej wiosce olimpijskiej w dzielnicy Pirita. Dzika przyroda wydawała się całkowicie oswojona i przyglądała nam się z zaciekawieniem.
Sklepy reklamują się dzierganymi lalkami wielkości człowieka. Marcepanowa manufaktura kusi barwnymi kotkami. Niechętnie ruszyłam w dalszą podróż.
Piękne klimaty, nigdy nie byłam w tamtych stronach, ale widzę, że warto :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Alina