Mieszkańcy Melanezji zasłynęli jako żeglarze, rzemieślnicy i kupcy. Posiadali udoskonalone odmiany czółen, na których wypuszczali się w dalekie wyprawy handlowe, wojenne lub łupieskie. Lokalizacja ośrodków produkcyjnych najważniejszych artykułów, a więc wyrobów garncarskich, narzędzi kamiennych, łodzi, koszyków i ozdób, wiązała się z odziedziczoną tradycją plemienną i udogodnieniami, jakich dostarczał dany teren. System wymiany, odbywającej się wzdłuż określonych szlaków handlowych, został nazwany kula. Jego istotą było nieustanne krążenie naszyjników (soulava) i naramienników (mwali) po kręgu, który bezpośrednio obejmował Wyspy Trobrianda, Wyspy Laughlan, Wyspy d’Entrecasteaux, Luizjady, wyspę Woodlark i wschodni kraniec Nowej Gwinei. Plemiona zamieszkujące duże wyspy zajmowały się rolnictwem i uzyskiwały nadwyżki produkcyjne. Ludy z małych wysepek wulkanicznych zajmowały się rzemiosłem, produkcją broni, wydobyciem surowców i wyrobem ceramiki. Zrodziło to konieczność gimwali – handlu o charakterze ponaplemiennym.
W zakresie antropologii fizycznej Melanezyjczycy różnią się zarówno wzrostem (skrajnością są bardzo wysocy wyspiarze z wyspy Nowej Brytanii oraz typ ludzi przypominający pigmejów z Afryki zamieszkujących centralne góry Nowej Gwinei), ubarwieniem skóry (negrycki typ z wyspy Buka kontrastuje z bardzo jasnymi twarzami niektórych plemion z Papui), jak i budową ciała (uderza obfitość kształtów wielu góralek w porównaniu z bardzo smukłymi sylwetkami z okolic Madang). Antropologia kulturowa wykazuje jeszcze większe urozmaicenie. W rejonach górskich wielką wagę przywiązuje się do opłat za żonę, świniobicia, ludowej zabawy singsing oraz międzyklanowej wymiany darów moki. Na wybrzeżu liczy się przede wszystkim spryt przy „łowieniu” krokodyli, zdolność w sporządzaniu trujących substancji i ich przebiegła aplikacja oraz znajomość tajemnic morza. W okolicach Simbu kultywuje się tradycje wojen klanowych i przeprowadza sanguma pasin, polowania na rzekomych czarowników i czarownice, uważanych za sprawców śmierci, choroby i innych niepowodzeń.
W Nowej Gwinei i na wyspach Melanezji mieści się światowy ośrodek kultu świni. Plemiona uważają świnie za święte zwierzęta, które należy składać w ofierze przodkom i spożywać podczas wszystkich ważnych wydarzeń, takich jak ślub, pogrzeb, wypowiedzenie wojny czy zawarcie pokoju. Tubylcy wierzą, że zmarli przodkowie tęsknią za wieprzowiną. Cyklicznie urządza się wielkie uczty, podczas których zostają zjedzone niemal wszystkie świnie posiadane przez plemię. Wszyscy opychają się wieprzowiną, wymiotując to, czego nie zdołają strawić, aby zrobić miejsce na dalsze porcje. Kult świni oznacza wychowywanie świń na członków rodziny, spanie przy nich, rozmowy z nimi, głaskanie i pieszczoty, nazywanie po imieniu, prowadzenie na smyczy, rozpaczanie, gdy chorują albo się skaleczą oraz karmienie ich smakowitymi kąskami z rodzinnego stołu. Szczytowym momentem miłości jest inkorporacja świni jako mięsa w człowieka oraz jako ducha w przodku. Pamięć po zmarłym czczona jest przez zatłuczenie ukochanej maciory na jego grobie i upieczenie w ziemnym piecu wykopanym na miejscu. Włożenie zimnego solonego sadła do ust Melanezyjczyka zapewnia jego wierność i czyni go szczęśliwym. Wielka uczta odbywa się zazwyczaj co dwanaście lat, zaspokaja apetyt przodków na wieprzowinę, zapewnia zdrowie społeczności oraz zwycięstwa w przyszłych wojnach. Święto - łącznie z różnymi przygotowaniami, drobnymi ofiarami i masowym ubojem - trwa rok i w języku Maringów nazywa się kaiko. Po ceremoniach klan stacza zbrojne potyczki z wrogim plemieniem. Po zakończeniu wojny, bezpośrednio związanym z brakiem świń ofiarnych, wojownicy udają się do świętych miejsc, aby zasadzić drzewka rumbim. Każdy dorosły członek klanu bierze udział w obrzędzie, kładąc dłonie na drzewku w chwili wkopywania go w ziemię. Czarownik zwraca się do przodków. Tłumaczy, że świnie się skończyły. Dziękuje, że współplemieńcy pozostali przy życiu. Zapewnia, że nastąpił kres działań wojennych. Dopiero po odbudowie stada świń niezbędnego, aby wyrazić przodkom wdzięczność, wojownicy będą mogli wyrwać rumbim i powrócić na pole walki. Od tej pory myśli i wysiłki żyjących koncentrują się na hodowli.
Maringowie tłumaczą swoje wojenne poczynania zemstą za akty gwałtu. Najczęściej cytowane prowokacje to porwanie lub zgwałcenie kobiety, zabicie świni w ogrodzie, kradzież plonów, kłusownictwo oraz śmierć lub choroba spowodowana przez urok. Przez pośredników ustalają odpowiednie pole bitwy - niezaludnione miejsce na pograniczu. Obie strony biorą udział w oczyszczaniu terenu z poszycia. Walki rozpoczynają się w uzgodnionym dniu. Przed wyjściem na pole bitwy wojownicy zbierają się w kręgu wokół swoich czarowników, którzy klęczą przy ognisku, łkając i rozmawiając z przodkami. Umieszczone w płomieniach kawałki zielonych bambusów eksplodują pod wpływem temperatury, a czarownicy, tupiąc, krzycząc, podskakując i śpiewając, odchodzą na teren walki jeden za drugim. Nieprzyjaciele ustawiają się na przeciwległych krańcach polany w zasięgu strzały z łuku i wbijają drewniane tarcze w ziemi, ukrywają się za nimi i obrzucają się groźbami i obelgami. Następnie wyciągają topory i oszczepy, a szeregi zbliżają się do siebie. Jeśli ktoś zginie, następuje przerwanie walk na czas odprawienia obrządku pogrzebowego. Wygrywa grupa, której udaje się przegnać przeciwnika z pola bitwy.
W religiach animistycznych ciało zmarłego zjadano, aby jego mana została przekazana żyjącym członkom wspólnoty. Kanibalizm praktykowano w połączeniu z rytualnymi ceremoniami pogrzebowymi oddając cześć duchom zmarłych. Uważany był za najszlachetniejszy rytuał zarezerwowany wyłącznie dla osób darzonych szacunkiem. Zjedzenie zwłok dawało wyraz najwyższej miłości. Rozkład w wyniku zakopania w ziemi lub kremację wiele plemion uznawało za hańbiące. Zmarły, którego zwłoki uległyby rozkładowi, miał prawo powrócić na ziemię i prześladować żywych. Motywacją do kanibalizmu mogła być także konieczność uspokojenia bóstw, przetrwania głodu, kontrolowania przeciwników i dokonania na nich zemsty. Wierzono, że zjedzenie wroga umożliwi uzyskanie i absorbowanie ducha oraz umiejętności ofiary. Zdarzały się również przypadki motywowane wyłącznie walorami smakowymi i wartościami odżywczymi.
Właściwością kultury melanezyjskiej są tajemne kluby mężczyzn: Ingiet, Dukduk, Tambaran, Sukwe oraz Tamate. Treść zebrań objęta była ścisłą tajemnicą przed kobietami. Wszystko, co publicznie pokazywano, tłumaczono jako zjawienie się duchów, zaznaczając ich rzekomą obecność przeraźliwymi świstami za pomocą specjalnych deszczułek. Wstąpienie do klubów połączone było z inicjacjami, przykrościami fizycznymi i upokorzeniami w czasie spełniania niskich posług przez kandydatów. Przyjęcie okupywano również wysokimi opłatami. Przynależność zapewniała jednak wtajemniczonym status społeczny i korzyści materialne. Związki melanezyjskie nie posiadały religijnego charakteru, lecz tylko społeczny. Zebrania odbywały się w Domach Mężczyzn, najwyższym budynku we wsi, stanowiącym własność wspólną. Pełniły one funkcje sali obrad, domu gościnnego, sypialni dla kawalerów, miejsca przechowywania emblematów religijnych i trofeów w postaci czaszek oraz miejsca odprawiania plemiennych rytuałów inicjacyjnych. Trzymano w nich też szczątki wybitnych wodzów, aby przydać miejscu mocy i świętości.
*Artykuł opracowany na podstawie książki: M. Harris, Krowy, świnie, wojny i czarownice. Zagadki kultury, Katowice 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz