Był sobie szalik. Stary, szarobury, brzydki, pozaciągany. I nawet srebrzyste cekinki nie potrafiły przywrócić mu blasku. Nożyce poszły w ruch. W wyniku ewolucji szalik zamienił się w kotka. Nie wiem, czy u Was występuje taki gatunek, ale mam wrażenie, że u mnie populacja sukcesywnie będzie się zwiększała.
Grudniowa paleta kolorów u Majaleny obejmuje: ciemnoszary (włóczka), jasnoszary (nić, na którą nanizano cekiny), srebrny (ale nie wiem, czemu mój aparat widzi złoty), czarny (wąsiki), ciemnobrązowy (oczka) i jasnobrązowy (nosek, który na zdjęciu z niewyjaśnionych przyczyn wpada w róż). Pracę zgłaszam na wyzwanie.
Kiciuś wyszedł cudowny :)
OdpowiedzUsuńA i szalik zyskał drugie życie i na coś się przydał :)
Ale słodziak! Świetnie wyszedł! Bardzo dziękuje za udział w moim wyzwaniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Kiciuś rewelacyjny. Śliczny maluch :)
OdpowiedzUsuńkOCIAK PRZESŁODKI:)
OdpowiedzUsuńMoniu czyżbyś otworzyła fabrykę szalikotków? ;-) Czy to kotek kieszonkowy czy lew kanapowy;-).
OdpowiedzUsuńWygląda tak słodko,że nic tylko głaskać. Pozdrawiam cieplutko :-)
słodka kicia
OdpowiedzUsuńNajlepszego w Nowym Roku !
OdpowiedzUsuńŚliczny!!!
OdpowiedzUsuńAle świetny:)
OdpowiedzUsuń