Przez kilka tygodni w każdej wolnej chwili skręcałam rurki z gazet. Mogłam pójść na łatwiznę i wykorzystać wkrętarkę, ale jakoś nie mogę przekonać się do mechanizacji procesu tworzenia i nawet półprodukty wolę robić ręcznie. Wyplotłam koszyk o wysokości ok. 0,5 metra, który pochłonął ponad 500 rurek.
Największy problem sprawiły mi uszy. Pierwsze były tak koszmarne, że nazwałam je klątwą Urbana. Przerobiłam je i w drugiej wersji prezentują się znacznie lepiej, lecz wciąż daleko im do doskonałości. Najważniejsze jednak, że są wytrzymałe i pozytywnie przeszły test podnoszenia koszyka z obciążeniem. Mam nauczkę na przyszłość, że jednak lepiej podglądnąć, jak to robią fachowcy niż eksperymentować we własnej wyobraźni. Gotowy koszyk pomalowałam brązową farbą akrylową. Przekonałam się przy okazji, że lepiej barwić rurki przed wyplataniem, bo później ciężko dostać się pędzlem w każdą szczelinę. Całość zabezpieczyłam lakierem bezbarwnym.
O koszyku i o jego przeznaczeniu jeszcze usłyszycie w finałowej odsłonie. Musi pozostać owiany tajemnicą, zanim trafi do swojego nowego właściciela. Na razie pokażę Wam, jak wygląda mój mutant w wersji surowej po wypleceniu i w wariancie już pomalowanym.
Nie, no to normalnie poezja wiklinowa jest. Podziwiam, podziwiam, podziwiam. I jeszcze raz podziwiam. Raz, że tyle pracy. Dwa, że ogarnęłaś taką ilość papierów i wikliny eco już jako takiej. Rzecz naprawdę przednia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo ciepło i bardzo serdecznie, tym serdeczniej, że tak dawno nie szperałam blogowo, i że u Ciebie dawno nie buszowałam. A widzę, że jak zawsze zwiedzasz i bywasz:-)
Życzę pięknej jesieni:-)
Jestem mało jesienna i jeszcze mniej zimowa ;) Czekam na te ciepłe dni ;)
UsuńKlątwa Urbana ;-) Dobrze nazwane
OdpowiedzUsuńA kosz to jest mitrzostwo
Tak wielkiego to jeszcze niczego nie robiłam ;)
Usuńwow! rzeczywiście mutant!:) super
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
Usuń