Z kapelusza loterii życia wyciągnęłam szczęśliwy los i tym sposobem urodziłam się w Krakowie, kolebce polskiej kultury, sztuki i fantazji. Artystyczna krew płynie w moich żyłach, a swobodny dostęp do elitarnych zdarzeń pozwala na ułamkowo sekundowy proces decyzyjny o wzięciu w nich udziału. Wejściówki spontanicznie zdobyte od KULTURAtki przypominały typowe wizytówkowe kartoniki, ale w magii krakowskiego Kazimierza zamieniły się w pulsujący emocjami wieczór w miejscu nazwanym Scena Pokój, a zlokalizowanym na drugim piętrze w kamienicy przy ul. Starowiślnej 55/6.
Przestrzeń, w której miałam spędzić najbliższe kilka godzin, była absolutnie mi nieznana. Zapytałam więc Wujka Gugla, co w tym temacie ma do powiedzenia. A on zdradził, że najmniejszy teatr świata, każdorazowo limitujący widownię do 13 osób, stanowi część projektu "Sztuka na wynos", owocu pasji oraz miłości Dariusza Starczewskiego i Anki Graczyk. Między wierszami wyczytałam, że z pustymi rękami przyjść nie wypada, przyniosłam więc największy dostępny rozmiar czekolady. Łapówka okazała się niepotrzebna (choć wszelki ślad po niej szybko zaginął), gdyż gospodarze przyjęli nas serdecznie, jak długo w tęsknocie wyczekiwanych krewnych. Przed spektaklem, pod troskliwą opieką promieniującej uśmiechem mamy Anki, w kuchni i na balkonie trzynastu wybrańców popijało kawę lub sączyło wino.
Sama scena rzeczywiście jest zwykłym pokojem, bez wyraźnie zaznaczonej granicy pomiędzy aktorami, a widzami. Z jednej strony stwarza to wrażenie wyjątkowości na VIP-owskiej pozycji zasiadania w pierwszym rzędzie. Z drugiej zaś buduje od samego początku niesamowicie silną więź z bohaterami przedstawienia. W artystycznej twórczości nie obowiązują schematy, a mieszkanie przerodziło się w teatr przez przypadek. Zostało wynajęte jako miejsce prób do wcześniejszego projektu, ale emanowało tak pozytywną energią, że Darek z Anką postanowili przedłużyć umowę najmu, wprowadzając coraz to nowy wymiar funkcjonalności i otwierając drzwi przed szeroką, choć w małych grupkach wpuszczaną, publicznością.
W dniu 7 maja br. mieliśmy zatem możliwość obejrzenia spektaklu zatytułowanego "Postrzał". Autorką tekstu jest Ingrid Lausund. I chociaż był on już wcześniej dostępny w polskiej wersji językowej, zamówiono własne tłumaczenie. Podczas aktorskich studiów w Austrii Anka miała możliwość zapoznania się z oryginałem, więc nalegała na wydobycie źródłowych, mięsistych, ostro zarysowanych charakterologicznie postaci. Maria Fidala znakomicie sobie z tym zadaniem poradziła.
Sama sztuka traktuje o bezduszności korporacyjnej machiny. Szczury biegną na oślep, po drodze podkładając nogę swoim konkurentom, nie zdejmując protezy uśmiechu. Trzynaście twarzy z zachwytem śledziło dynamiczną, pełną skrajnych emocji grę piątki aktorów. Michał Kitliński firankami długich rzęs próbował zdominować damską część zespołu, ale przez wszystkich traktowany był jako śmieszny, nieszkodliwy głupek. Dariusz Starczewski musiał stoczyć walkę z dualizmem swojej osobowości: z jednej strony odbierany był jako opanowany fachowiec, z drugiej zaś toczył boje z traumą z dzieciństwa okaleczonego przerostem rodzicielskich ambicji. Anka Graczyk przeistoczyła się w babochłopa, choć męska część jej wizerunku okazała się jedynie kruchym pancerzem. Kamil Toliński bezwładnie zbierał wszystkie ciosy, mimo pełnej świadomości, że na takie traktowanie sobie nie zasłużył. Aż trudno uwierzyć, że Anna Siek, wpisana w rolę nieśmiałej i wystraszonej, początkującej pracownicy uzależnionej od psychoterapii, jest amatorką uzbrojoną jedynie w zestaw wskazówek od Darka i Anki. Kunsztowną muzyczną oprawę temu widowisku zapewnił Mateusz Kobiałka, a światłem i cieniem zabawił się Marek Oleniacz.
Zachęcam do polowania na wolne krzesła podczas najbliższej serii przedstawień, najlepiej na oficjalnej stronie. W planach projektu "Sztuki na wynos" jest szerzenie teatralnego kaganka pod strzechami, a przecież kiedy już połkną bakcyla włóczęgi, nieprędko wrócą do swojej przystani. A ja czekam na kolejny hołd złożony Melpomenie, gdyż, jak zdradziła Anka, trwają prace nad scenariuszem pod roboczym tytułem "Nie budźcie mnie". Trzymam kciuki za sukces przedsięwzięcia i życzę, aby spełniło się marzenie zachowania niezależności w artystycznym bycie.
Musiało być ciekawie, chciałabym zobaczyć z bliska. ;)
OdpowiedzUsuńCały urok tkwi w bezpośrednim kontakcie ;) Buziaki ;)
UsuńIts like you read my mind! You appear to know so much about this, like you wrote the book in it or something.
OdpowiedzUsuńI think that you could do with a few pics to drive the message home a bit, but other than that, this is wonderful blog.
A great read. I'll certainly be back.