Idea nocnego muzeobrania od wielu lat cieszy się ogromnym powodzeniem na całym świecie. W Polsce zainicjowana została w Poznaniu w 2003 r., a do każdej kolejnej edycji dołączają kolejne miasta i cała rzesza nowych instytucji, nie tylko państwowych, ale też prywatnych. Największym walorem tego wydarzenia jest fakt, że na jedną noc ściera się z muzeów kurz zapomnienia zamieniając je w najmodniejsze miejsca na miejskich planach i przyciągając nawet osoby, które historię utożsamiają z nudą.
Krakowska Noc Muzeów o pełne 24 godziny wystąpiła przed szereg. Nie potrafię wskazać pomysłodawcy, ale w jego założeniu miało to umożliwić turystom skorzystanie z podobnych atrakcji w innych miastach. W rzeczywistości jednak doprowadziło do dezinformacji, gdyż wiele osób, bazując na przeświadczeniu o ogólnopolskim charakterze imprezy, ustawiło się w kolejce o jedną noc za daleko. Zaletą tego zamieszania był mniejszy w stosunku do ubiegłych lat tłum oblegający muzealne budynki.
Szczęśliwie wykazałam się czujnością czasoprzestrzenną i w piątek 17 maja br. w męskiej obstawie, złożonej z Maćka i Rafała, wyruszyłam na nocne łowy. Mieliśmy bardzo trudny wybór, które z blisko 50 instytucji muzealnych będziemy odwiedzać. Wszystkich nie zdążylibyśmy, a zdecydowanie jesteśmy zwolennikami jakości kosztem ilości. Udało nam się odwiedzić pięć obiektów. I był to jedynie rekonesans, gdzie warto w zwykły dzień zajrzeć na o wiele dłużej.
Jako pierwszy przystanek wybraliśmy Muzeum Zoologiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego przy ul. Ingardena 6. Powstało w 1782 r. jako Gabinet Historii Naturalnej. Wystawa liczy ok. 7000 eksponatów i stanowi znakomity przekrój nie tylko gatunkowy, ale też uwzględnia podział terytorialny i ukazuje poszczególne fazy życia od jaj lub embrionów aż po szkielet martwego zwierzęcia. Z atrakcji przygotowano pokaz łapania owadów oraz umożliwiono dotykanie pająków i innego robactwa, z czego oczywiście nie skorzystałam. W Muzeum jest dosyć ciasno, ale trwa budowa Centrum Edukacji Przyrodniczej, do którego zbiory zostaną przeniesione.
Po sąsiedzku, przy ul. Oleandry 2A, znajduje się Muzeum Geologiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dla nas to tylko kamienie, pomiędzy którymi nie potrafimy dostrzec różnic, ale specjaliści sklasyfikowali tam 15000 skamieniałości, 16000 okazów mineralogicznych oraz 27 kolekcji szlifów. Ciekawostką był spektakl geologiczny "Dymy z głębin" przeprowadzony o każdej pełnej godzinie na dziedzińcu przed budynkiem.
Przed Gmachem Głównym Muzeum Narodowego kotłował się dziki tłum. Udaliśmy się w spokojniejsze miejsce: do Muzeum Archeologicznego przy ul. Poselskiej 3. Powołane zostało jako Muzeum Starożytności w 1850 r. Wśród stałych ekspozycji znajdują się m.in. kolekcje egipskich wykopalisk w ramach wystawy "Bogowie starożytnego Egiptu", a także lokalne eksponaty zebrane w ramach wystawy "Pradzieje i wczesne średniowiecze Małopolski".
Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli mieści się przy pl. Wolnica 1. Tutaj najbardziej urzekli mnie pracownicy - promiennie uśmiechnięci mimo zmęczenia, z pasją opowiadający o każdym eksponacie, anielsko cierpliwi, szczególnie pan przy wejściu, tak spokojnie tłumaczący kolejnej osobie, co zrobić z wypełnioną kartą konkursową. Muzeum zorganizowało bowiem swoistą grę na swoim terenie - rozwiązywanie zagadek związanych ze zgromadzonymi zbiorami. Nagrodą jest bezpłatna wejściówka w dowolny dzień i z wielką przyjemnością z niej skorzystam, aby ponownie wybrać się na przechadzkę po historii kultury ludowej.
W filii Muzeum Etnograficznego - w Domu Esterki przy ul. Krakowskiej 46 - mogliśmy obejrzeć czasową wystawę "Czerwone kaliko" zorganizowaną w ramach Miesiąca Fotografii w Krakowie. Modę Asmatów z Papui podglądał Roye Villevoye i aż trudno uwierzyć, że drą oni swoje ubrania specjalnie, traktując podkoszulkę jako formę rzeźby. W drugiej sali posłuchać można było muzyki (a niektórym zwiedzającym nawet zdarzało się tańczyć do gorących etnicznych rytmów).
Muzea stanęły na wysokości zadania. Jestem pełna podziwu dla ich dyrektorów i pracowników, gdyż mimo śmiesznych pensji i żałosnego budżetu na prowadzenie działalności, zorganizowali fantastyczną imprezę. Całkowicie natomiast skompromitował się nasz Magistrat. Ogłoszenie bezpłatnej komunikacji publicznej w ramach Nocy Muzeów okazało się wyłącznie papierowym marketingiem. Nie dość, że nie zapewniono dodatkowego taboru w ilości pozwalającej na przynajmniej przyzwoity komfort jazdy, to jeszcze całkowicie pominięto część dzielnic w siatce bezpośrednich połączeń. Dojazd z Kazimierza na Bronowice, zwykle mieszczący się w 20 minutach, zajął nam półtorej godziny, w dodatku w warunkach skandalicznych - ludzie dosłownie leżeli na sobie, drzwi się nie domykały, a na każdym przystanku zostawało po kilkadziesiąt osób, którym nie udało się już wcisnąć do zatłoczonego pojazdu.
O nieee!!! To nie dla mnie taka partyzantka. ;) Zdjęcia za to ciekawe. :)
OdpowiedzUsuńMuzea super, natomiast o naszej komunikacji publicznej nic dobrego powiedzieć nie mogę ;)
UsuńŚwietna fotorelacja :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i polecam na żywo ;)
UsuńWitam :) chętnie obserwuję Twojego bloga i zapraszam do zabawy - http://capris-rekodzielo.blogspot.com/2013/05/wyroznienie.html
OdpowiedzUsuńDziękuję za wyróżnienie - odpowiem na pytania, kiedy tylko nawiążę współpracę z czasem ;)
Usuńfaktycznie magistrat się nie popisał, a ja niestety nie mogłam i w tym roku nic nie zobaczyłam :( Tobie gratuluję udanego rekonesansu :)
OdpowiedzUsuńKiedy przyjedziesz do Krakowa, to już wiem, co Ci pokazać ;)
UsuńYou are invited to join my giveaway to win one imported Korean Exquisite Fashion Watch in Turquoise on my blog :
OdpowiedzUsuńhttp://www.cliche-au-lait.com/2013/05/my-first-international-giveaway.html
XOXO, <3
Thank you for your invitation - I'll join with pleasure ;) Kisses ;)
Usuńciekawe zdjęcia :) ciekawa wycieczka :)
OdpowiedzUsuńKiedy zajrzysz do Krakowa, polecam się na przewodnika ;)
Usuń