Kalendarium

* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice

wtorek, 28 sierpnia 2018

W moim kocim świecie

Oswajamy się. Powoli. Pozwalamy się pogłaskać. Poziom zaufania wzrasta w pobliżu miseczek z karmą. Zwłaszcza wtedy, kiedy akurat się napełniają...




piątek, 24 sierpnia 2018

Armia Krajowa

Nie ukrywam, że do Armii Krajowej mam bardzo osobisty stosunek. Mój Dziadziuś śp. Stanisław Szczepka, brat mojej Babci śp. Józef Marzec-Marczyński oraz wielu członków mojej dalszej rodziny współtworzyli struktury Inspektoratu Miechowskiego. Niestety, w "nagrodę" za walkę o niepodległą Ojczyznę byli prześladowani przez komunistyczne władze powojennej Polski. W mojej pamięci zachowały się przeszywające dreszczem opowieści Dziadziusia o bitwach, w których brał udział, przepełnione tęsknotą za przyjaciółmi, którzy odeszli na zawsze w czasie walk lub zginęli w obozach śmierci. Bolesne wspomnienia powracają zawsze, kiedy przechodzę ulicą Pomorską, bo właśnie tam komuniści więzili i torturowali mojego Dziadziusia.

Historia potrzebowała kilku dekad do swojej weryfikacji. Idole komunizmu spadli z cokołów. Przyjaźń naszego wielkiego wschodniego brata okazała się wyrachowaną grą pozorów. Okupanci udawali wybawców. Niewątpliwie należy uhonorować prawdziwych bohaterów, ale burza, która rozpętała się w Krakowie, jest zupełnie niepotrzebna. Dla żołnierzy Armii Krajowej najwyższą wartością był pokój, nie tylko na arenie międzypaństwowej, ale także wewnątrz społeczeństwa. Pomysłem doskonałym, moim zdaniem, jest usypanie kopca. Taka forma idealnie koresponduje z tradycyjnymi metodami stosowanymi w celu uczczenia zasłużonych dla narodu osób. Posiada też funkcję edukacyjną, wzmacniającą postawy patriotyczne. Nawet małe dzieci w Krakowie znają nazwiska Kościuszki i Piłsudskiego, a starsze do zapisanego w pamięci krajobrazu potrafią dodać konkretne wydarzenia historyczne. 





Jestem przeciwnikiem pomnikozy, ale rozumiem i szanuję cudze poglądy. Kluczowym problemem pozostaje kontrowersyjna lokalizacja pomnika. Zawsze można znaleźć kompromis. Powstała inicjatywa, żeby wykorzystać pusty cokół, z którego przed laty na Bronowice spoglądał marszałek Koniew. Wszyscy mieszkańcy dzielnicy, z którymi rozmawiałam, przychylnie odnoszą się do tego pomysłu. Moim zdaniem, to genialne w swojej prostocie rozwiązanie dla toczącego się konfliktu. Po pierwsze, w wymiarze symbolicznym. Armia Krajowa już raz pokonała przekłamania historii odbierając marszałkowi nazwę ulicy. Lokując właśnie tam upamiętniający naszych żołnierzy monument, dokończymy proces przywracania prawdy w pamięci zbiorowej. Po drugie, cokół znajduje się na zielonym skwerze, a ten kolor działa na deweloperów jak płachta na byka. Owszem, nie słyszałam o planach zabudowy tego skrawka, ale w Krakowie o nowych blokowiskach dowiadujemy się najczęściej dopiero w chwili, gdy podjeżdżają buldożery, a drzewa zaczynają przewracać się jak zapałki. Lokalizacja Pomnika Armii Krajowej w tym miejscu zagwarantuje mieszkańcom osiedla Widok zachowanie istniejących terenów zielonych. Po trzecie, budowa pociągnie za sobą zagospodarowanie przyległego obszaru i zniknie kruszejący ze starości beton. Po czwarte, Kraków nie może koncentrować się wyłącznie w obrębie Starego Miasta. Należy dążyć do dywersyfikacji ruchu turystycznego i rozproszyć przestrzennie atrakcje, z powodu których ludzie odwiedzają nasze miasto. Po piąte, każda dzielnica powinna mieć sprawiedliwy dostęp do wydarzeń upamiętniających historię czy publicznych spotkań o charakterze kulturalnym i oświatowym. Imprezy plenerowe są najlepszą okazją do integracji mieszkańców. Proponowany przez władze miasta "taras widokowy" na cokole uważam za porażkę. Trudno doszukać się wrażeń estetycznych w panoramie zakorkowanej ul. Armii Krajowej... A co pod Wawelem? Posadźmy piękne drzewo, a pod nim ustawmy biało-czerwoną ławkę z tabliczką pamiątkową.

sobota, 18 sierpnia 2018

Zanim granat wybuchnie

nadciąga front
chłodu niskich ciśnień

wśród chmur słońce się dusi

odwracam wzrok
nieba moich oczu

brak w nich miejsca na burzę

przestawiam szyk
w Twoich słowach liter

sens zdań pęka ze śmiechu

przenoszę się
w piątą porę roku

jest zbyt jasna dla Ciebie





piątek, 17 sierpnia 2018

Wśród garbów Ziemi

gdzieś na progu lasu 
szczęście rozdaje wizytówki
błądzę poza szlakiem po ciepłym śniegu

łańcuchy rdzawych słońc
próbują zerwać się do lotu
kluczem otworzą okno na Trzy Korony

wyciągam z kieszeni zmięty kartonik
wybieram numer

abonent poza sezonem





czwartek, 16 sierpnia 2018

Vieille femme grotesque

spod czarnej parasolki
z lamusa
w koronce delikatnej niczym pajęczej nici splot

matowy
dzwon głosu
wybija się spośród głów
powstańczych wielokątów

szybuje jaskółką ponad placem
w kręgach piekła
omdlewa

zza czerni rewerendy
wychodzą
zdetronizowane kapłanki świątyni własnych ciał

przekrwiony
gniew oczu
odbija się echem słów
zbuntowanych niewolnic

opada rozpruty siwy warkocz
w kroplach deszczu
odchodzi




środa, 15 sierpnia 2018

W pogoni za króliczkiem

Artykuł został zarchiwizowany i ukaże się publikacji naukowej.




niedziela, 12 sierpnia 2018

Park Bronowicki

Zupełnie przypadkowo, dosłownie w ostatniej chwili, otrzymałam enigmatyczną wiadomość o niespodziance ukrytej za powojskowym murem. Złapałam więc aparat fotograficzny i pobiegłam na rekonesans. Przygotowania do otwarcia naszego wymarzonego parku prowadzono w najgłębszej tajemnicy. U wylotu ul. Kmietowicza znalazłam plakat i strzałki kierujące do parkowej bramy. Wybór miejsca reklamy nie należał do fortunnych, ponieważ wytypowano zdecydowanie najmniej uczęszczany odcinek ul. Bronowickiej. Ruch pieszych koncentruje się po drugiej stronie drogi: przy przystankach tramwajowych, sklepach czy poczcie. Inauguracyjne wydarzenie pozbawione zostało rozgłosu, na który zasługiwało. Nie rozumiem, dlaczego. Przecież dla nas, mieszkańców Bronowic, mogłoby to być wspaniałe, wspólne święto. Zabrakło również informacji, w jakich godzinach park będzie czynny, bo mam nadzieję, że jego istnienie nie skończy się na jednorazowej imprezie. 


Drugi minus straszy tuż przed bramą wejściową. Niewiele z parkiem ma wspólnego, ale pozostawia, delikatnie ujmując, niesmak. Nie wnikając zbyt głęboko w mroczną historię tego budynku, zdradzę, że jego właściciel cierpiał na przypadłość zwaną zbieractwem kompulsywnym. Wybierał zawartość kontenerów na śmieci i znosił różne "skarby" do swojego domu. Warstwy piętrzyły się aż po sufit, a poruszać się między nimi można było wąskimi ścieżkami. Dom stał niezamieszkały, pełnił jedynie funkcję magazynu. Pierwszymi dzikimi lokatorami zostały szczury. Później dołączył do nich "element socjalny": koneserzy alkoholu i narkotyków. Podczas jednej z nocnych libacji ktoś zaprószył ogień. Sterty zalanych w czasie gaszenia pożaru odpadów zaczęły gnić. Budynek stanowi zagrożenie epidemiologiczne, a jego stan techniczny zwiastuje tragedię. Służby miejskie ignorują problem, stwierdzając, że "jest to własność prywatna" i "nie mogą znaleźć właściciela". Zapewne jednak przyznacie mi rację, że fetor, szczury i amatorzy mocnych wrażeń to nieodpowiednie sąsiedztwo dla miejsca, w którym będą się bawić dzieci.




I ostatnia uwaga krytyczna z mojej strony: tereny zielone wydają się zbyt skromne, wręcz przytłoczone są spękaną betonową płytą. Od strony fortu odgrażają się czerwone łapki z zakazem wstępu, chociaż według obrysu na mapie to powinien być obszar parku. Dawną rampę kolejową można ciekawie zagospodarować, choćby przez ustawienie drewnianej wiaty z ławkami na jej części. Zmienią się wtedy proporcje i optycznie zwiększy się pas zieleni, a dodatkowo park zyska miejsce, w którym można schronić się przed deszczem albo zorganizować, na przykład, wieczór poezji czy warsztaty artystyczne.





Przejdźmy do dobrej wiadomości: mamy park!!! Walczyliśmy o niego przez wiele lat i niektórzy stracili już nadzieję, że tereny powojskowe kiedykolwiek zostaną nam udostępnione. Nie zamierzam usiąść na laurach i uważam, że cała zieleń przyforteczna powinna znaleźć się w granicach parku. Na razie jednak cieszmy się tym, co dostaliśmy. Zapraszam na naszą bronowicką kwietną łąkę. Najlepiej wybierzcie się tam sami, bo na fotografiach brakuje zapachu kwiatów.







I na wypadek, gdyby moje przemyślenia zechciał przeczytać pan Piotr Kempf, nasze zielone światełko na krakowskim oceanie betonu, zostawiam kilka wskazówek dotyczących naszej, czyli mieszkańców, wizji parku. W naszej dzielnicy bardzo brakuje miejsc, które pełniłyby funkcje integracyjne. Wiele osób chciałoby się osobiście zaangażować w urządzanie parku, oczywiście w ramach skoordynowanych działań. Chętnie podzielę się szczepkami z mojego ogrodu. Nie chcemy pomników, tylko drzewa, krzewy, kwiaty i trawę. Liczymy na to, że łąka kwietna pokryje znacznie większą powierzchnię. Mała gastronomia typu food track jest świetnym pomysłem do wprowadzenia na stałe, choćby tylko na każde niedzielne popołudnie. Zadaszony kącik z ławkami pozwoliłby na realizację cyklicznych spotkań i wydarzeń kulturalnych. Przydałby się również dyskretny punkt z toi toiem.


sobota, 11 sierpnia 2018

Latający Holender

na krośnie marzeń spękanych jak szwajcarski ser
z niemiecką precyzją tkam nowy rozdział
jednoosobowy

zbyt długo grałam w czeskim filmie
zwodzona brooklińskim mostem
ze spalonych promes

składam francuski pocałunek
na brzegu kielicha 
sfermentowanych winogron

rozsypuję na wietrze konfetti z naszych zdjęć
fińskim nożem rozrywam
z róż kolczasty drut

podróżuję w egipskich ciemnościach
siedząc po turecku
na perskim dywanie

zduszę krzyk miłości 
na pół przeciętej w rosyjskiej ruletce
przez nieszczęścia łut

wyjdę po angielsku
z syndromu sztokholmskiego
w amerykański sen





środa, 8 sierpnia 2018

Kraków wersja beton

Urodziłam się w najpiękniejszym mieście świata. Czas przeszły dokonany. Alejki parkowe, na których ćwiczyłam równowagę podczas nauki jazdy na rowerze, uwięziono na grodzonym osiedlu i zalano betonem. Ogrody przedwojennych willi, które swoim pięknem rozdziawiały mi usta w niemym zachwycie, zaorano i ukryto pod bezkształtną masą blokowiska. Górka za szkołą, rejestrująca moje rekordy prędkości w saneczkarstwie, zniknęła w otchłani fundamentów wieżowca. Park Jalu Kurka, przez który skracałam drogę do mojego liceum, umiera zamknięty na linii wieloletniego sporu pomiędzy zakonnikami a władzami miasta. To tylko wierzchołek góry lodowej przykładów rabunkowej polityki magistratu. Zielony Kraków mojego dzieciństwa już nie istnieje.

Źródło: TVP INFO

Największym problemem obecnych władz miejskich jest przerażający brak umiejętności myślenia perspektywicznego. Plany urbanistyczne powstają na biurkach bez wizji lokalnej. Brakuje komunikacji z mieszkańcami, którzy przecież najlepiej znają uwarunkowania swojego sąsiedztwa. W Bronowicach ma powstać dworzec przesiadkowy i parking na kilkaset samochodów. Zgadzam się, że takie inwestycje są niezbędne, ale powinny być lokowane na obrzeżach metropolii. Moim zdaniem, cały Kraków powinien być otoczony pierścieniem parkingów Park & Ride przy każdym trakcie komunikacyjnym prowadzącym do miasta, w połączeniu z pętlami miejskich autobusów. Urzędnicy zatwierdzili jednak budowę w środku dzielnicy, w wąskim gardle, które już teraz króluje na miejskiej mapie najdłuższych korków.

Pamiętacie kultowy dialog planistyczny w filmie Stanisława Barei "Poszukiwany, poszukiwana"?
"- Panie dyrektorze! Tu jest jezioro!
- A to nie, nie... A nie, dobrze! To jezioro damy tutaj... a ten niech sobie stoi w zieleni."

To właśnie się dzieje w Krakowie. Pierwotnie wskazana lokalizacja została nagle zmieniona, chociaż nie wzbudzała zastrzeżeń mieszkańców. Zaprotestował deweloper, który chce na jej miejscu wcisnąć kolejne osiedle wieżowców. A przecież dobro deweloperów jest dla władz naszego miasta najważniejsze. Z programu telewizyjnego dowiedziałam się, że podobno odbyły się jakieś konsultacje społeczne, ale, jeśli to prawda, to najbardziej zainteresowanych, czyli mieszkańców dzielnicy nikt o tym nie poinformował. Na nagraniu brakuje ilustracji w postaci rzeczywistej skali natężenia ruchu samochodowego, gdyż program zrealizowany został w niedzielę. Cały program możecie obejrzeć ---------------------> TUTAJ.

Wszelkie inwestycje poważnie ingerujące w przestrzeń miejską i środowisko naturalne powinny być projektowane w terenie, a nie na papierze. Konieczny jest dialog z mieszkańcami i uwzględnienie ograniczeń wynikających z istniejącej infrastruktury. Tylko w ten sposób można uniknąć urbanistycznych bubli.


wtorek, 7 sierpnia 2018

Dwugłos

Diabeł i anioł w jednej stali głowie.
Diabeł za uchem, anioł w cieniu powiek.
Pierwszy wciąż kusił: "Nic, co ludzkie, obce..."
Burzył mur granic, zwodził na manowce.
"Trzymaj się zasad!" Drugi zapał studził.
"W niebie brak miejsca dla przekornych ludzi."

Diabeł z chichotem ciągnął w lewą stronę,
Anioł dyszkantem prawo brał w obronę,
Gubiąc człowieka w labiryncie głosów.
Ile rwać można z głowy kępek włosów?
Nadszedł czas z posad marazm świata ruszyć,
Potrzebny chirurg dla rozdartej duszy.

W barze na rogu błyszczał złotem kufel. 
Wybrzmiał w tym zgiełku cichy szept za uchem:
"Wypij to piwo! Nim piana opadnie..."
Zamiast grzmieć burzą, tego nikt nie zgadnie,
Nagle, jak motyl, zadrżała powieka:
"Wypij to piwo! Na co jeszcze czekasz?"