Źródło: Veganic
Kumulacja rozmaitych lokali w dawnej fabryce papierosów przy ul. Dolnych Młynów 10 była strzałem w dziesiątkę. Prawdziwi krakowianie znacznie lepiej odnajdują się w takiej postindustrialnej przestrzeni niż w sztucznie zaimplementowanych formatach centrów handlowych. Powstało swoiste miasto w mieście zrzeszające wiele cennych inicjatyw. Niepokój budzi jedynie tymczasowość takiej formuły, gdyż wszyscy mamy świadomość, że deweloperzy ciągle ostrzą swoje pazury na świetnie zlokalizowaną działkę.
Do rzeźbienia w dyniach zaprosili nas kulinarni czarodzieje z restauracji Veganic. Przeniesienie szablonu za pomocą noża na wielką kulę wcale nie było proste, ale wszyscy sprostali temu zadaniu. Niektórych poniosła fantazja i nadali swoim dyniom nową osobowość. Nasza trójka próbowała wiernie odwzorować rysunek, ale każdy z naszych minionków jest inny. Bob w wersji Roberta posiada na brzuszku kółeczko. Mojemu wyrzeźbiłam literkę "G" na kieszonce ogrodniczek. Basia wycięła w tym miejscu serduszko.
Szczególnie efektownie nasze dynie zaprezentowały się w ogrodzie. Użycie lampki rowerowej zamiast świeczki sprawiło, że największy, uzbrojony w topór, czerwony minionek został niekwestionowanym przywódcą stada. Nastrojowa dyniowa banda perfekcyjnie wpasowała się w halloweenową dekorację sali warsztatowej.
Jak potoczyły się dalsze losy naszych dyniowych minionków? Mojego podarowałam synkowi Izy. Basia swojego zjadła, poddając go wcześniej torturom w garnku z wrzątkiem i zamieniając w zupę dyniową. Roberta zapomniałam zapytać o przeznaczenie rzeźby. Zabawa była fantastyczna i organizatorom należą się ogromne podziękowania. Poczęstowali nas dyniowymi smakołykami, więc moje zadowolone podniebienie z pewnością niejeden raz przyprowadzi mnie do tej restauracji.
Beata Cora i Gniewosz Kin oraz minionek idealny autorstwa Gniewosza
WOW
OdpowiedzUsuńsuuuuper te dynie wyglądają, a czerwony fakt najbardziej diaboliczny.