Dawno, dawno temu, w moim pokoju z zabawkami, stał piękny zamek. Mieszkali tam pluszowy król Puchatek i jego żona królowa, plastikowa laleczka Dancey. Otaczali ich dworzanie: ukochany paź Plastuś, porcelanowa dama dworu Tancereczka, kucharz – drewniany Pajacyk i rycerska świta – dwunastu ołowianych Żołnierzyków.
Wszyscy mieszkańcy zamku żyli długo i szczęśliwie, dopóki królewska para nie zapragnęła mieć następcy tronu. Z roku na rok król i królowa stawali się coraz smutniejsi, bo nie mogli mieć dziecka. Zamek popadał w ruinę. Rozdrażniony król Puchatek krzyczał na swoich poddanych i strzelał z procy do wróbli. Królowa Dancey ze złości deptała kwiatki w ogrodzie, darła firanki i rozbijała talerze, ciskając nimi o podłogę.
Dworzanie mieli już dość humorów swoich władców. Pierwsza uciekła Tancereczka. Później po kolei czmychało z zamku dwunastu ołowianych Żołnierzyków. Na koniec kucharz pokuśtykał na swoich drewnianych nogach w siną dal.
Paź Plastuś też zamierzał uciec, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie o klejnotach ukrytych w królewskim skarbcu. Pomyślał sobie chytrze, że nadarza się okazja, aby zdobyć to złoto dla siebie. Poszedł więc do swojego władcy.
- Królu, za górami i lasami mieszka wiedźma Puzzelina. Pójdę do niej i dowiem się, co musisz zrobić, żeby doczekać się potomka.
Król przyklasnął w dłonie na ten pomysł, ale chciwy paź kontynuował swój wywód:
- Niestety, czarownica Puzzelina ma bardzo wysokie stawki za swoje usługi. Musisz, królu, dać całą zawartość swojego skarbca!
Król Puchatek zgodził się bez słowa. Paź zapakował kosztowności do worków, objuczył nimi Konika na biegunach i wyprowadził go z zamku. Zatrzymał się dopiero w lesie. Wykopał głęboki dół, wrzucił do niego kosztowności i zasypał grubą warstwą ziemi.
Następnie udał się na pobliskie wzgórze i zakradł się do smoczej jaskini. Wykradł jedno jajo i wrócił do zamku.
- Królu – powiedział Plastuś. – Oto dziecko, które wiedźma Puzzelina podarowała ci w zamian za twoje złoto. Niedługo z jaja wykluje się piękny królewicz!
Na twarze królewskiej pary powrócił uśmiech. Król i królowa wiedli szczęśliwe życie, doglądając jaja i oczekując na narodziny swojego wymarzonego dziecka.
Po kilku miesiącach na skorupce pojawiły się rysy i zaczęła ona pękać. Oczom królewskiej pary ukazał się pokryty łuskami potworek, ale dla nich było to najpiękniejsze niemowlę na świecie.
- Jakie ma piękne, zielone oczy – piszczała z zachwytu królowa.
- Jest duży i silny! Prawdziwy następca tronu – rozczulał się król.
Królewicz rósł jak na drożdżach.
Pewnego dnia król i królowa udali się z wizytą do sąsiedniego księstwa. Ich syn miał katar, więc w obawie przed skutkami zbyt forsownej podróży zostawili go w zamku pod opieką pazia. Przykazali karmić malca trzy razy dziennie i nie spuszczać go z oka.
Paź tylko czekał, kiedy wyjadą. Zostawił królewicza samego i pobiegł do lasu nasycić wzrok widokiem swojego złota. Wykopał je i przeliczył wszystkie sztabki. Zabrało mu kilka godzin, zanim zakopał skarb z powrotem.
Do zamku wrócił dopiero wieczorem. Mały królewicz był głodny i zły. Na widok Plastusia ślinka pociekła mu z pyska. Jednym kłapnięciem połknął pazia. Zakrztusił się, przez kilka minut nie mógł złapać oddechu. W końcu wypluł tłuste ciałko nielojalnego sługi pod nogi wracających właśnie rodziców.
- Zostanę wegetarianinem – zakomunikował maluch, wydłubując z zębów pawie piórko z czapki Plastusia.
- Dobrze, kochanie – królowa przytuliła malca.
- Już nigdy nie zostawimy cię samego – obiecał król.
W tym momencie ktoś zapukał do wrót zamku. Przy zwodzonym moście stało dwunastu ołowianych Żołnierzyków z workami wypełnionymi królewskim złotem.
- Widzieliśmy, jak paź zakopywał je w lesie – powiedzieli zgodnym chórem.
Król bardzo ucieszył się na widok swoich poddanych, przeprosił ich za swoje wcześniejsze zachowanie i poprosił, aby wrócili na zamek.
- Bardzo chętnie! – równocześnie wykrzyknęło dwanaście gardeł – Pinokio i Tancereczka też chcieliby wrócić, kiedy tylko zakończy się ich podróż poślubna.
Zamek przeżywał rozkwit dzięki radości, jaką wniósł mały zielonooki królewicz. Mieszkańcy warowni kochali go i rozpieszczali.
I wszyscy żyli długo i szczęśliwie, dopóki Mama nie posprzątała mojego pokoju.
Moje dziecię miało trudne dzieciństwo. Zamiast słuchać kanonu bajek, podróżowało po mojej wyobraźni. W najlepszym wypadku wieczorynkowe teksty wymyślałyśmy wspólnie. Powyższa historyjka powstała wiele lat temu i pochodzi z naszego domowego archiwum. Możecie się nią do woli częstować przy dziecięcym łóżeczku, ale przed komercyjnym wykorzystaniem bajkę chronią prawa autorskie.
Piękna bajka :)
OdpowiedzUsuń