W ubiegłym tygodniu, od 3 do 8 grudnia, Kraków nisko pokłonił się w południową stronę. W ramach onirycznego festiwalu kultury czeskiej zaprezentowano mniej znane oblicze naszych sąsiadów, pozbawione magicznego pierścienia Arabeli oraz kopczyków Krecika. Projekt zebrał artystyczne dokonania w konwencji budzących niepokój fantazji sennych i efektownie balansujących na krawędzi szaleństwa oraz surrealizmu.
Z pełnej oferty bogatego programu nie mogliśmy, niestety, skorzystać z powodu naszych własnych czasowych ograniczeń. Udało nam się uczestniczyć jedynie w dwóch pokazach filmowych: "René" oraz "Szaleni" (Šílení).
Praska dokumentalistka Helena Třeštíková przez wiele lat, stosując metodę "time gathered", śledziła losy patologicznego złodzieja i włamywacza. Zbiór nagrań ich rozmów, głównie w scenerii więziennych krat, premierę swoją miał w 2008 roku. René, tytułowy bohater, często deklarował chęć transformacji swojego życia, ale zmieniał jedynie zakład karny. Pozostaje zawieszone w próżni pytanie o sens resocjalizacji.
Trudno jednoznacznie przypisać gatunek filmowy do "Szalonych" w reżyserii Jana Švankmajera. Określani są jako horror filozoficzny, lecz okazują się raczej mieszanką komedii z elementami grozy, erotyki i animacji. Akcja teoretycznie toczy się w mrocznej, dziewiętnastowiecznej Francji, co wcale nie wyklucza przejazdu estakadą nad ruchliwą współczesną drogą. Rojenia głównego bohatera nazbyt narzucają przewidywalność zdarzeń, niemniej twórcom filmu udało się nas kilkakrotnie zaskoczyć. Szczególnie spodobał mi się pomysł bandażowania surowego mięsa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz