Odkąd sięgam pamięcią, fiolety dominowały w moim świecie. W czasach głębokiej komuny, kiedy kolory jeszcze nie istniały, gotowałam swoje ciuszki w roztworach barwiących. Niestety, źle się to dla mnie kończyło, ilekroć zostałam przyłapana na używaniu garnka, którego oficjalne przeznaczenie było bardziej przyziemne niż moje artystyczne wizje. Szwendałam się też po rozmaitych punktach handlowych uzbrojona w mój wyimaginowany wykrywacz fioletów, ale sklepowe półki uginały się pod pustką. Pierwsze dziecięce oszczędności w całości przeznaczyłam na przypadkowo upolowane czeskie trampki we wrzosowe maziaki, które z perspektywy czasu ocenić mogę jako koszmarne, ale wtedy widok ukochanej barwy przesłaniał mi ich brzydotę.
Z czasem mój dom aż po sufit wypełniły wszystkie odcienie fioletu i mimo często szokowych reakcji odwiedzających mnie gości, nie próbuję nawet walczyć z moją słabością. Okazuje się, że nie jestem odosobniona w tym nałogu i coraz więcej osób spotykam zarażonych nieuleczalną fioletowacizną i równie jak ja szczęśliwych z tego powodu. Kiedy natrafiłam na wyzwanie w Skarbnicy Pomysłów, nie miałam najmniejszych wątpliwości, że zostało ono personalnie właśnie do mnie skierowane.
Tym razem zrobiłam sobie pajęcze kolczyki w technice wire wrapping. Za żywymi pająkami zdecydowanie nie przepadam i ich mozolne szarobure wypociny w kątach mojego mieszkania z uporem maniaka usuwam. Moje pajączki biżuteryjne na szczęście trzymają się swojej fioletowej kanwy i sprzątać po nich nie trzeba. Bardzo podobają mi się natomiast misterne konstrukcje przedstawicieli tego gatunku na zewnątrz, szczególnie, kiedy rosą są oprószone. I nigdy nie mogę wyjść z podziwu dla kunsztu, z jakim te arcydzieła tworzy natura.
Efekty mojej ostatniej nocy bezsennej, nieudolnie uchwycone na poniższych fotografiach, zgłaszam na fioletowe wyzwanie do Skarbnicy Pomysłów, gdzie oczywiście podziwiać też można fantastyczne wariacje innych autorek na temat najpiękniejszych odcieni, jakie kiedykolwiek z tęczy upadły na Ziemię.
I jeszcze rzucić muszę moje najnowsze maleńkie zaklęcie, aby monotonia bieli odeszła bezpowrotnie i pozwoliła mi wybudzić się z zimowego odrętwienia i beztrosko zanurzyć się w soczystych kolorach:
Zmykaj zimo, zmykaj żwawo,
Nie graj na emocji strunie,
Chcę się cieszyć świeżą trawą,
Twoje miejsce na biegunie!!!