Kalendarium

* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice

poniedziałek, 22 marca 2021

Wojenna propaganda

Jedną z metod walki z wrogiem stanowi ośmieszenie go. Właśnie taka była filozofia tajnej organizacji rządowej British Special Operations Executive (SOE) podczas II wojny światowej. Jednostka powołana przez Winstona Churchilla w 1940 roku zajmowała się dywersją, sabotażem, operacjami specjalnymi, koordynacją działań politycznych i propagandowych oraz wspomaganiem ruchu oporu na terenach okupowanych. W 1941 roku wyłoniła się z niej niezależna organizacja, Political Warfare Executive (PWE). Głównymi formami propagandy były audycje radiowe oraz drukowane kartki pocztowe, ulotki i dokumenty.

Wśród najciekawszych pomysłów wymienić można plan zrzutu nad Niemcami pocztówek przedstawiających "parówkę" Hitlera. W 1943 roku PWE, pod kierownictwem Seftona Delmera, wykorzystało zdjęcie przedstawiającą Adolfa wygłaszającego przemówienie w Monachium w 1942 roku, z zamiarem stworzenia niszczącej morale propagandy. Na karykaturze dorysowano obrzezany instrument z cytatem zaczerpniętym z tego samego monachijskiego przemówienia: "Co mamy, to mocno trzymamy". Resekcja napletka była kluczowym elementem grafiki w celu potwierdzenia plotek, że Hitler był nienawidzącym siebie samego Żydem i hipokrytą.

W ramach akcji pod kryptonimem H.789 planowano, że bombowce brytyjskich Królewskich Sił Powietrznych zrzucą tysiące takich pocztówek w całych Niemczech. Do marca 1944 roku wydrukowano 2500 kopii. Niestety, program został wstrzymany przez brytyjskie Naczelne Dowództwo, które uznało kartki za obraźliwe i obsceniczne.


Źródło: https://peashooter85.tumblr.com/


Zdjęcie ocenzurowałam w trosce o zdrowie psychiczne zaglądającej tutaj młodzieży, ale pełnoletnich czytelników mogę odesłać do pośmiania się z ----> oryginału.



poniedziałek, 1 lutego 2021

Wokół archeologii i dziedzictwa kulturowego

Archeologia to nauka, która odtwarza społeczno-kulturowej przeszłość człowieka na podstawie znajdujących się w ziemi, na ziemi lub w wodzie źródeł archeologicznych. Do źródeł należą wytwory ręki ludzkiej (artefakty), ślady wpływu człowieka na środowisko naturalne (ekofakty) oraz szczątki ludzi. Podzielić je można na nieruchome (obiekty) oraz ruchome (przedmioty). Źródło stanowi odbicie tradycji danej kultury, norm i zasad określających jej tożsamość. Każdy przekaz dotyczący przeszłości obarczony jest interpretacją badacza, a więc nie jest neutralny poznawczo. Archeologia kontynentalna opiera się na perspektywie historycznej, natomiast archeologia anglosaska na antropologicznej.


Odkopanie w połowie XVIII wieku Pompei i Herkulanum oraz spopularyzowanie tych odkryć przez Johanna Joachima Winckelmanna stworzyły podstawy archeologii i historii sztuki, a niemiecki badacz uznawany jest za ojca tych dyscyplin naukowych. Prawdziwy kult przeszłości rozwinął się dopiero w wieku XIX pod wpływem procesów tworzenia się w Europie nowoczesnych państw i narodów, a więc zapotrzebowania na mitologię narodową i kult bohaterów. Wiek „pary i elektryczności” oraz postępu i liberalizmu był równocześnie wiekiem historyzmu. Historyzm jako postawa odwoływał się do sprawdzonych w przeszłości wartości, uciekając od „świata precyzji” do epok minionych.


W XIX wieku narodziła się konserwacja zabytków i stopniowo zaczęło się formować samo pojęcie zabytku. W 1834 roku Grecja wprowadziła ustawę o ochronie zabytków, której autorem był Georg Ludwig von Maurer. W 1840 roku we Francji ogłoszono pierwszą listę zabytków, na której znalazły się 934 obiekty. Kwestii dopuszczalnej ingerencji w historyczne obiekty i przedmioty towarzyszyły burzliwe dyskusje. Eugène Emmanuel Viollet-le-Duc uważał, że „zabytek sztuki należy przywrócić do stanu integralności, w jakim, być może, nigdy się nie znajdował”. Jego przeciwnicy podkreślali znaczenie autentyzmu i oryginału. John Ruskin sformułował zasadę nieinterwencjonizmu, czyli pozostawienia reliktów (np. ruin) w stanie niezmienionym. Alois Riegl rozróżnił zabytki sztuki i zabytki historii, wyróżniając wartość historyczną, artystyczną i starożytniczą. Max Dvořák dążył do ścisłego powiązania sztuki z historią kultury i łączył analizę formy z interpretacją treści. Pierwszą próbą kodyfikacji norm postępowania konserwatorskiego w skali międzynarodowej była Karta Ateńska z roku 1931, stworzona pod auspicjami Ligi Narodów. W 1964 roku na II Międzynarodowym Kongresie Architektów i Techników Zabytków w Wenecji opracowano Kartę Wenecką, według której konserwacja ma na celu zabezpieczenie i utrwalenie substancji zabytku.


Dziedzictwo kulturowe to proces posiadający własną dynamikę. Gregory Ashworth zwraca uwagę, że celem ochrony zabytków jest odkrycie i zachowanie wszystkiego, co da się zachować, natomiast istotą dziedzictwa jest współczesna konsumpcja przeszłości. Dziedzictwo kulturowe stanowi nie tylko przedmiot ochrony, ale i potencjał, który powinien zostać wykorzystany dla przyszłego rozwoju. Zarządzanie nim powinno się opierać na ekonomii społecznej, a nie na gospodarce rabunkowej. Ochrona dziedzictwa we współczesnej Europie stawia znak równości pomiędzy pojęciami: dobra kultury i dziedzictwo kulturowe, oraz wprowadza pojęcie „nasze wspólne dziedzictwo”. Rośnie znaczenie dziedzictwa niematerialnego i pamięci zbiorowej. Sukcesy programów światowego dziedzictwa kultury UNESCO i dziedzictwa ludzkości UNESCO symbolizują globalny wymiar dziedzictwa.


* Notatki z zajęć do egzaminu z kursu "Transmisje kulturowe".



wtorek, 8 grudnia 2020

Ostatni Pirat

Nazwisko kolejnej nietuzinkowej postaci do mojej kolekcji ekscentrycznych bohaterów wojennych podrzuciła Anna w dyskusji w grupie Historia bez spiny. Pozwolę sobie nazwać tego pana "Ostatnim piratem", bo jako "eleganckiego pirata" opisano go w Oxford Dictionary of National Biography. Oczywiście, jego kariera wojskowa rozkwitała nie na wodzie, ale na lądzie.



Sir Adrian Paul Ghislain Carton de Wiart (1880-1963) urodził się w Belgii. Powszechnie uważany był za nieślubnego syna króla Belgów Leopolda II. W 1891 roku macocha wysłała go do szkoły z internatem w Anglii. Miał kontynuować naukę w Oksfordzie, ale pod fałszywym nazwiskiem "Trooper Carton" i z drobną poprawką w metryce, dodającą mu 5 lat, wstąpił do Brytyjskiej Armii.

Jego służbie wojskowej towarzyszyła rekordowa liczba interwencji chirurgicznych. Nasz bohater po mistrzowsku oszukiwał przeznaczenie. Równocześnie był wirtuozem w przekonywaniu dowództwa, że brak oka czy ręki nie czyni z niego inwalidy wojennego. Spójrzmy na przykłady jego wojennych pamiątek:

- ok. 1899 r. dostał postrzał w brzuch i pachwinę w czasie II wojny burskiej,

- w 1901 r. stacjonując w Indiach złamał obojczyk, kilka żeber i skręcił nogę w kostce,

- w 1914 r. w czasie walk w Somalii został dwukrotnie trafiony w oko (co skończyło się koniecznością usunięcia oka), odniósł też ranę łokcia oraz ucha,

- w 1915 r. w bitwie pod Ypres we Francji niemiecka kula zmasakrowała mu lewą rękę, którą trzeba było amputować,

- w 1916 r. w ofensywie nad Sommą kula niemieckiego cekaemu przeszyła mu na wylot tył głowy, nie naruszając jednak czaszki,

- trzy tygodnie po wyjściu ze szpitala został ranny odłamkiem w kostkę,

- w 1917 r. tuż przed bitwą pod Arros został zraniony odłamkiem w ucho,

- w tym samym roku, w bitwie pod Passchendaele, oberwał odłamkiem w biodro,

- kilka miesięcy później w wyniku obrażeń pod Camrai omal nie stracił nogi,

- w 1919 r. zamieszkał w walczącej z bolszewikami Polsce i jego życiorys dopełnił się serią kraks kolejowo-lotniczych: w czasie inspekcji frontu w Równem jego wagon został ostrzelany przez artylerię bolszewicką i wykoleił się, lądując w Kijowie przeżył kraksę samolotu, w czasie lotu do Rygi jego aeroplan został trafiony pojedynczym pociskiem,

- w 1941 r. w Jugosławii, kiedy leciał jako szef brytyjskiej misji wojskowej na spotkanie z władzami tego kraju, w jego Wellingtonie wysiadły silniki i maszyna awaryjnie wodowała.

- w 1943 r. został powołany na członka brytyjskiej dyplomacji i poleciał do Chin, zaliczając tam dwie kraksy lotnicze.


Niezniszczalny Adrian przeszedł na emeryturę w październiku 1947 roku. Podczas wizyty w Rangunie poślizgnął się na dywaniku i tak nieszczęśliwie upadł ze schodów, że złamał kręgosłup. Po wielomiesięcznej rehabilitacji wrócił do sprawności. Wigoru nie stracił nigdy. Owdowiał w 1949 roku i już dwa lata później, w wieku 71 lat, poślubił młodszą o 23 lata Ruth Myrtle Muriel Joan McKechnie, znaną jako Joan Sutherland.


W wątku polskim warto jeszcze wspomnieć o przyjaźni Adriana z Józefem Piłsudskim oraz ogromnym podziwie i szacunku, jakimi darzył tego marszałka, a także o jego rozczarowaniu marszałkiem Edwardem Śmigłym-Rydzem, kiedy bezskutecznie próbował przekonać go, aby polska armia nie wdawała się w walkę z Niemcami na granicach, tylko oparła obronę o linię Wisły. Adrian Carton de Wiart przez 15 lat mieszkał w Polsce w majątku Prostyń, co wspominał jako najlepszy okres swojego życia. Po zajęciu Prostynia przez wojska radzieckie i grabieży całego majątku powiedział: "…nie udało im się odebrać mi wspomnień".


Źródło: UK Photo and Social History Archive



poniedziałek, 7 grudnia 2020

Ostatni Łucznik

W poszukiwaniu kolejnych ekscentrycznych bohaterów wojennych natrafiliśmy z Maćkiem na pewnego Brytyjczyka. Posłuchajcie opowieści o Ostatnim Łuczniku:



Nazywał się John Malcolm Thorpe Fleming Churchill, ale zbieżność nazwisk z Winstonem Churchillem jest tutaj absolutnie przypadkowa. Żył w latach 1906-1996 i był oficerem Brytyjskiej Armii. Znany był również jako "Fighting Jack Churchill" lub "Mad Jack". Na kartach historii II wojny światowej zapisała się jego brawurowa akcja z ataku na niemiecki patrol w maju 1940 roku w pobliżu francuskiego L'Épinette, kiedy to Szalony Jack zastrzelił z łuku niemieckiego feldfebla.

Chwila konsternacji. Łuk w czasie wojny w XX wieku? Owszem, ludzkość znała ten rodzaj broni od co najmniej 35 tysięcy lat, ale w starciu z opancerzoną armią brzmi jak porywanie się z motyką na słońce. Szalony Jack był odmiennego zdania odnośnie wartości dawnego uzbrojenia. Zwykł powtarzać: "Any officer who goes into action without his sword is improperly dressed" (każdy oficer, który rusza do boju bez swojego miecza, jest nieodpowiednio ubrany). Do walki stawał z ponadregulaminowym wyposażeniem: łukiem, strzałami, pałaszem i... dudami.

Podczas ataku na niemiecki garnizon w Vågsøy w grudniu 1941 roku, Churchill, zanim cisnął granat, zaczął grać na dudach. Podobny koncert zaserwował wrogom w 1944 roku, kiedy dowodził komandosami wspierając Armię Wyzwolenia Jugosławii w starciu o wyspę Brač.

Można powiedzieć, że był uzależniony od adrenaliny, bo zawsze zgłaszał się do najbardziej niebezpiecznych misji. Z armii odszedł w 1959 roku, z dwoma Orderami za Wybitną Służbę. Za postawę pod Dunkierką i Vågsøy otrzymał brytyjski Krzyż Wojskowy.

Na deser ciekawostka z życia cywilnego naszego bohatera. Miał zwyczaj wyrzucać walizkę przez okno z pociągu, kiedy wracał do domu. Zdumionym konduktorom i pasażerom wyjaśniał, że wrzuca ją do własnego ogrodu, żeby nie dźwigać ze stacji...


Źródło: fb ilustraciones Marta Hdez H


sobota, 5 grudnia 2020

Ostatni Rycerz

Podczas surfowania po czeskojęzycznych stronach natrafiłam na niezwykłą postać. Podzieliłam się odkryciem na jednej z prywatnych grup historycznych i zaskoczyło mnie ogromne zainteresowanie, jakie wzbudził samozwańczy rycerz. Myślę, że warto udostępnić tę opowiastkę szerszemu gronu czytelników.



Dziś prawdziwych rycerzy już nie ma... Ostatni zmarł w 1945 r.

Nazywał się Josef Menčík (1870-1945). Zasłynął z brawurowej akcji, kiedy w 1938 roku samotnie wyjechał konno w pełnej zbroi rycerskiej i z halabardą* przeciwko... nazistowskim czołgom. Niemcy nawet nie wystrzelili w jego kierunku, tylko popukali się w głowy, uznając, że to miejscowy głupek. Po chwili wahania ominęli go i przekroczyli granicę na szumawskiej Bučinie, rozpoczynając tym samym aneksję Czechosłowacji.

W 1911 roku spłonęła część twierdzy Dobrš. Josef Menčík odkupił zniszczony zamek od rodu Schwarzenbergów i rozpoczął jego odbudowę. Kolekcjonował średniowieczne pamiątki związane z rycerstwem, często nabywając je na czarnym rynku czy przemycając z Francji. Umieścił nawet w fosie drewnianego krokodyla dla przypomnienia żyjącego tam kiedyś prawdziwego, przywiezionego przez Kryštofa Koce z jednej z wypraw. Josef jeździł konno po okolicznych ziemiach ubrany w zbroję i próbował zainteresować młodzież historią i ideałami stanu rycerskiego. Do swojego zamku zapraszał wycieczki szkolne. 

Czeski Don Kichot był wielkim pasjonatem historii średniowiecznej. Nazywanie go wariatem to raczej nadinterpretacja, bardziej pasuje tutaj określenie pierwszorzędny rekonstruktor i propagator cnót rycerskich. Odrzucał nowoczesne udogodnienia, takie jak choćby elektryczność, a jako oświetlenia w zamku używał świec i pochodni. Lokalna społeczność nazywała go "Fousatý táta" ("Brodaty Tata") lub "Poslední rytíř" ("Ostatni rycerz"). Wśród miejscowych był znany ze szlachetności, honoru, odwagi, gościnności i uczynności. Słynął także z niekonwencjonalnych rytuałów przy spożywaniu posiłków. Przed wyjściem z karczmy zawsze połknął całego śledzia, popił szklanką rumu i głośno ryknął.

Josef Menčík mieszkał w swojej twierdzy do 1945 roku, kiedy to została znacjonalizowana. Zmarł kilka dni później, 19 listopada 1945 roku, prawdopodobnie z powodu przysłowiowego złamanego serca.


Źródło: Volné listy dobršské



* Ten fragment posta wywołał żywą dyskusję wśród znawców rycerskiej broni. Zagadkę, dlaczego Josef użył halabardy, wyjaśnił Jan, rodowity Czech. Okazuje się, że nasz bohater nie mógł posłużyć się kopią, bo po prostu takowej nie posiadał. W patriotycznym zrywie chwycił spontanicznie jeden z eksponatów swojej kolekcji, czyli właśnie halabardę.



wtorek, 10 listopada 2020

Afrykańska przyroda - zebra

W naszej zurbanizowanej rzeczywistości pierwsze skojarzenie, jakie przynosi określenie "zebra", to białe pasy wymalowane na asfalcie na przejściu dla pieszych. Afrykańskie zebry na drodze nabierają dynamiki i przebiegają truchtem, zatrzymując się dopiero po zielonej stronie. Zebra stepowa (Equus quagga) ceni życie społeczne. W naturze tworzą się małe grupy rodzinne, które składają się z jednego ogiera, kilku klaczy i ich niedawnego potomstwa. Ogiery formują i rozwijają nowe stada, porywając młode klacze z ich rodzimych haremów. Romantyczne bestie, nieprawdaż? Namaszczenie tych zwierząt kojarzy mi się z moko, tradycyjnym maoryskim tatuażem twarzy i ciała. W geometrycznych wzorach, szczególnie tych zdobiących głowy, jest coś, co mnie intryguje. Początkowo panowało przekonanie, że zebry mają białą sierść z czarnymi pasami. Badania embriologiczne dowiodły jednak, że dominujący kolor to czarny, a białe paski i brzuchy są dodatkami.







niedziela, 8 listopada 2020

Afrykańska przyroda - żyrafa

Najpiękniej spotykać dzikie zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Oczywiście, jest to wolność pozorna, gdyż ekspansja człowieka zepchnęła naszych mniejszych braci, w najlepszym przypadku, do parków narodowych albo rezerwatów. W Kenii jako pierwsze na nasze powitanie wyszły żyrafy (Giraffa camelopardalis). Dzięki charakterystycznej długiej szyi trudno pomylić je z innymi przedstawicielami współczesnej fauny, znacznie trudniej laikowi określić do jakiego podgatunku należy dany osobnik. Dopiero analiza kształtów plam odkrywa tę różnorodność. Sklasyfikowano dziewięć podgatunków żyraf, z czego trzy występują na terenach należących do Kenii. W północno-wschodniej części kraju żyje żyrafa siatkowana (Giraffa camelopardalis reticulata), zwana również somalijskąŻyrafa kenijska (Giraffa camelopardalis tippelskirchi), czyli masajska, spotykana jest w środkowej i południowej Kenii. Na północnym zachodzie obszary chronione zamieszkuje żyrafa Rothschilda (Giraffa camelopardalis rothschildi), która nazywana także ugandyjską lub żyrafą Baringo.









poniedziałek, 13 lipca 2020

Woodstock 2020

Pomysł wyjazdu na Pole wypłynął spontanicznie w połowie butelki wytrawnego czerwonego wina. Oczywiście, nie wyruszyliśmy od razu. Wyjechaliśmy dopiero w czwartkowe popołudnie po dopięciu bieżących spraw, jak dorośli i odpowiedzialni ludzie. Nikt nie musiał wykrzyczeć, że zaraz będzie ciemno, bo na miejsce dotarliśmy, kiedy już zmierzchało. Dla Maćka Kostrzyn nad Odrą to siedem lat festiwalowych wrażeń i odliczania dni do każdego kolejnego Przystanku. Moje pozytywne emocje przypominały erupcję wulkanu, chociaż, delikatnie ujmując, ich stan daleko odbiegał od uporządkowania. Zresztą, ostatni miesiąc mocno odcisnął się rewolucją w mojej głowie. Próbuję pogodzić się ze światem, który brutalnie potargał wszystkie moje tegoroczne bilety lotnicze i uwięził mnie w otchłani absurdu i niekompetencji decydentów. Ten wyjazd miał wyjątkowe znaczenie, choćby przez fakt, że był moją pierwszą prawdziwą wyprawą po izolacji. Najważniejszym elementem udanej podróży jest odpowiednie towarzystwo, a tutaj zagraliśmy z Maćkiem idealnie na tych samych falach. Ponadto, perspektywa nocy w namiocie lub pod gwiazdami nieustannie budzi we mnie ekscytację. Z wersji spania pod gołym niebem błyskawicznie wyleczyły mnie jednak bezlitosne komary. W bezpiecznej przestrzeni namiotu nagle zapomniała o mnie moja chroniczna bezsenność i odpłynęłam pomiędzy ciszą Pola a festiwalowymi historiami szeptanymi przez trawę i buty na sandałowym drzewie. Wybudził mnie dopiero zapach parzonej kawy. Chyba nigdzie indziej kawa nie smakuje tak dobrze.




Dla naszego pokolenia Pol'and'Rock Festiwal zawsze pozostanie Przystankiem Woodstock, chociaż nowej nazwie nie można zarzucić braku polotu. Puste Pole budzi mieszane uczucia. Z jednej strony, czułam się nieco dziwnie bez tych wszystkich uśmiechniętych i roztańczonych ludzi, jakby narzucony dystans społeczny mierzony był w kilometrach. Z drugiej natomiast, nawet bez rozstawionej sceny wciąż słyszałam muzykę. Nasz dwuosobowy Woodstock był magiczny i bardzo głęboko zapadł w serce. A czy jeszcze kiedykolwiek tu przyjadę? Nie wiem, być może zdarzy się wyciągnąć tę kartę z talii marzeń.


niedziela, 21 czerwca 2020

Viola i Miecio

Weekendowe plany rozmyły się w deszczu, więc nożyczki zainteresowały się starymi fioletowymi sweterkami. Kiedy dzieci się nudzą, przychodzą krasnoludki. Imię dla dziewczynki było fabryczne i oczywiste. Sponsorem imienia dla chłopca została pewna lotna pracownica ZUSu, która nad wyraz kreatywnie wypełnia formularze. Innowacją w stosunku do moich prototypowych modeli skrzatów są tutaj nibynóżki.



wtorek, 9 czerwca 2020

Słodziaki z Szalonego Chlewika

Zosia jest profesjonalnym, certyfikowanym i docenianym na międzynarodowych wystawach hodowcą świnek. Przedstawiciele rasy CH Teddy nie tylko do złudzenia przypominają puszyste maskotki, ale charakterologicznie również najbliżej im do pluszowych miśków. Przytulaśne i łagodne świetnie sprawdzają się w cavioterapii. Zasadniczo Zosine stado liczy pięćdziesiąt sztuk, ale jest to wartość bardzo płynna z tendencją zwyżkową. Na wczasy z wymianą puli genetycznej regularnie przyjeżdża do Krakowa świnkowa arystokracja z innych hodowli, w podobnym celu podróżują również rezydenci Szalonego Chlewika. Wakacyjne romanse procentują małymi kulkami puchu. I to chyba dla mnie najtrudniejsza część pracy hodowcy: jak bez wodospadu łez rozstać się z takimi cudnymi maluchami? Oczywiście, trafiają do zweryfikowanych domów i kontakt z nowymi właścicielami nie kończy się na wystawieniu dokumentów zaświadczających o rodowodzie, ale rozstanie zawsze boli...


Wprosiłam się do Zosi na małą sesję fotograficzną. Świnki morskie są wyjątkowo wdzięcznymi modelami i cierpliwie znosiły szum migawki. Na zdjęciach możecie kolejno obejrzeć: Uwagę, Fobię, Corinę, Apokalipsę, Ostoję, Narkotyka i Erekcję, a te rozkoszne dzieciaczki w ostatnim kadrze to bliźnięta, Herriot i Hermenegilda.