W poszukiwaniu kolejnych ekscentrycznych bohaterów wojennych natrafiliśmy z Maćkiem na pewnego Brytyjczyka. Posłuchajcie opowieści o Ostatnim Łuczniku:
Nazywał się John Malcolm Thorpe Fleming Churchill, ale zbieżność nazwisk z Winstonem Churchillem jest tutaj absolutnie przypadkowa. Żył w latach 1906-1996 i był oficerem Brytyjskiej Armii. Znany był również jako "Fighting Jack Churchill" lub "Mad Jack". Na kartach historii II wojny światowej zapisała się jego brawurowa akcja z ataku na niemiecki patrol w maju 1940 roku w pobliżu francuskiego L'Épinette, kiedy to Szalony Jack zastrzelił z łuku niemieckiego feldfebla.
Chwila konsternacji. Łuk w czasie wojny w XX wieku? Owszem, ludzkość znała ten rodzaj broni od co najmniej 35 tysięcy lat, ale w starciu z opancerzoną armią brzmi jak porywanie się z motyką na słońce. Szalony Jack był odmiennego zdania odnośnie wartości dawnego uzbrojenia. Zwykł powtarzać: "Any officer who goes into action without his sword is improperly dressed" (każdy oficer, który rusza do boju bez swojego miecza, jest nieodpowiednio ubrany). Do walki stawał z ponadregulaminowym wyposażeniem: łukiem, strzałami, pałaszem i... dudami.
Podczas ataku na niemiecki garnizon w Vågsøy w grudniu 1941 roku, Churchill, zanim cisnął granat, zaczął grać na dudach. Podobny koncert zaserwował wrogom w 1944 roku, kiedy dowodził komandosami wspierając Armię Wyzwolenia Jugosławii w starciu o wyspę Brač.
Można powiedzieć, że był uzależniony od adrenaliny, bo zawsze zgłaszał się do najbardziej niebezpiecznych misji. Z armii odszedł w 1959 roku, z dwoma Orderami za Wybitną Służbę. Za postawę pod Dunkierką i Vågsøy otrzymał brytyjski Krzyż Wojskowy.
Na deser ciekawostka z życia cywilnego naszego bohatera. Miał zwyczaj wyrzucać walizkę przez okno z pociągu, kiedy wracał do domu. Zdumionym konduktorom i pasażerom wyjaśniał, że wrzuca ją do własnego ogrodu, żeby nie dźwigać ze stacji...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz