Kalendarium

* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice

środa, 18 września 2013

Małe przeprosinki

Wiem, że wiele osób oczekuje niecierpliwie na mój tutorial upcyklingowy przeróbki plastikowych opakowań na biżuterię metodą shrink plastic. Ale tak się złożyło, że akurat mam w domu niespodziewanego gościa, a tym samym ograniczony dostęp do pokoju, który z racji najlepszego oświetlenia służy mi za prowizoryczne studio fotograficzne. Proszę więc jeszcze o mały kredyt czasowy i obiecuję, że przez całą najbliższą niedzielę szaleć będę z aparatem, aby przygotować pełną instrukcję obsługi drugiego życia plastiku, którą opublikuję zaraz po weekendzie.


wtorek, 17 września 2013

Wernisaż wystawy Adriana Kolerskiego

W piątek 13 września 2013 r. w Otwartej Pracowni zainaugurowano powakacyjny sezon wystawowy. Autorem zebranych pod wspólnym tytułem "Zabawa w obojętność" prac jest młody absolwent krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych - Adrian Kolerski. Tradycyjną wernisażową przemowę wprowadzającą w świat twórcy przygotował Michał Hankus.


Z Adrianem Kolerskim

Adrian Kolerski i Michał Hankus

Adrian pochodzi ze Szczecina i wychowywał się w rodzinie, w której każdy realizuje swoje artystyczne pasje - plastyczne, muzyczne, a nawet kulinarne. Każdy może też liczyć na wsparcie swoich bliskich, więc rodzice Adriana przejechali setki kilometrów, aby świętować wystawienniczą prezentację swojego syna. 

Malarz krąży pomiędzy rozmaitymi, często odległymi, źródłami inspiracji, w poszukiwaniu ulotności, nagłego przebłysku, który stanowić będzie zalążek nowego dzieła. Paradoksalnie łączy precyzję i obojętność. Tytuł wystawy okazuje się zatem złudny. Prace Adriana postrzegać należy wielowarstwowo. Mamy zatem tradycyjne płótno pokryte kolorowymi plamami farby, układającymi się w mniej lub bardziej abstrakcyjne wzory. Obraz taki potraktowany zostaje jak skorupka jajka przed Wielkanocą. Artysta wydrapuje na zewnętrznej powierzchni nowe formy tworząc swoiste wrażenie postarzenia, celowego zniszczenia lub przechowywania bez należytego dla sztuki szacunku. A może to pajęcza sieć zapomnienia? 

Osobiście jako najciekawsze odebrałam właśnie te spękane błękity, przywołujące skojarzenie z barokowymi, pokrytymi freskami sufitami, na których czas pozostawił swoje linie papilarne. Równie interesującą pracą, z racji moich zawodowych zainteresowań, okazał się obraz upcyklingowy wykonany z kartonikowych denek.






Wraz z moją siostrą Ewą dokonałyśmy odkrycia jeszcze jednej warstwy obrazów Adriana. Błękity okazały się znakomitym tłem do portretowania się. Zapraszam więc do osobistego odwiedzenia galerii. Wystawa potrwa do 6 października br.




sobota, 14 września 2013

Manju jedzie do Polski

Sama już nie wiem, czy to ja poluję na przygody, czy może one polują na mnie. Nabyt wiele dzieje się bezustannie wokół mnie niesamowitych zjawisk, aby zakwalifikować je do kategorii zwyczajności. Poznaję wyjątkowe osobowości (chociaż oczywiście równie często potykam się o indywidua psychopatyczne). Mam wrażenie, że gram rolę w gatunkowo poplątanej produkcji, a scenarzysta za każdym razem zaskakuje mnie swoim poczuciem humoru. 10 września 2013 r. wybrałam się z Anią do Małopolskiego Ogrodu Sztuki. Wzięłyśmy udział w nagraniu jednej ze scen do prawdziwego filmu, zatytułowanego roboczo „Manju jedzie do Polski”. 

Z reżyserką Martą Deskur i aktorką Manju Pavadai

Dokument opowiada splatającą się historię dwóch kobiet: Manju, hinduskiej dziewczyny z wioski Kotakaray w Indiach oraz Marty, polskiej artystki z Krakowa. Pojawiają się zatem elementy skalkowane z rzeczywistości, ale równocześnie w obrazie tętni kolorowa muzyka, typowa dla indyjskich musicali, nadająca całości swoistego wymiaru: baśniowego i egzotycznego zarazem. Więcej szczegółów nie mogę zdradzić. Premierę filmu zaplanowano na maj 2014 roku.

Manju przygotowała dla nas poczęstunek. Kuchnia indyjska (a konkretnie - kuchnia tamilska) jest mi kompletnie nieznana, więc nawet nie umiem podać nazw potraw. Na stole jednak szybko zaświeciła pustka, bo wszystkim smakowały orientalne frykasy. Uczestniczyłyśmy również w mini-wywiadzie. Rozmowę z Manju i Martą poprowadziła Ewa Opałka. Największym zaskoczeniem dla młodej Hinduski po przyjeździe do Polski okazał się... śnieg. Nie spotkała jeszcze do tej pory swojego wymarzonego księcia, więc jeśli któryś z panów chciałby skraść serce pięknej Tamilki - można stanąć w konkury.

Marta Deskur, Manju Pavadai                                                         Ewa Opałka



piątek, 13 września 2013

Chwasty Polskie w nowej odsłonie

Po masowej wakacyjnej modzie na medialną hodowlę ogórków, teatry na nowo otwierają swoje podwoje. Będzie się działo również na jednej z moich ulubionych scen studenckich. O adaptacji sztuki Sofoklesa zatytułowanej "Antygona" pisałam już wcześniej. Paweł Budziński, plantator "Chwastów Polskich", zapowiada cykl nowych przedstawień w klubie "Bakałarz". Przedpremierowo Paweł zdążył już zawstydzić jurorów programu "Mam Talent" swoim wyborem kontrowersyjnych tekstów z klasyki polskiej erotyki. Oczywiście ich reakcja świętego oburzenia bazowała na zasadzie: "co wolno wojewodzie, to nie Tobie smrodzie" i wyjątkowo niskie mniemanie mam na temat tego typu produkcji telewizyjnych. Chętnie natomiast wybiorę coś dla siebie z repertuaru najnowszego sezonu teatralnego, a moimi odczuciami niebawem podzielę się na blogu.


środa, 11 września 2013

Święto ulicy Włodzimierza Tetmajera

W dniu 7 września 2013 r. ulica Włodzimierza Tetmajera po raz jedenasty fetowała mieszkańców Krakowa. Z dziwnych i niezrozumiałych dla mnie powodów Bronowice podlegają kulturalnemu ostracyzmowi ze strony krakowskich władz, więc każda taka inicjatywa stanowi ewenement w naszej dzielnicy. Młodopolskie tradycje uhonorowane zostały w "Rydlówce", skromnym i jedynym muzeum na tym terenie. Murem milczenia natomiast odgrodzona została historia galicyjska, a dostępu do pięknego fortu austriackiego, unikalnego zabytku w skali światowej, bronią prywatne interesy jednego z radnych. Głos sprzeciwu mieszkańców, połączonych w akcji Zielone Bronowice, niestety jest przez Magistrat ignorowany. 

Ubrałam sukienkę w pawie piórka, tak charakterystyczne dla małopolskiej obyczajowości. Szczerze mówiąc, planowałam jedynie króciutką relację ze świątecznego festynu. A jednak niesamowita atmosfera tej imprezy wchłonęła mnie na ponad pięć godzin. Towarzyszyła nam przepiękna pogoda, program po brzegi wypełniony był rozmaitymi atrakcjami, a wszędzie spotkać można było uśmiechnięte twarze. Na chwilę w monidle zamieniłam się w dziewiętnastowieczną ziemiankę.



Przy ul. Tetmajera zachowało się do dnia dzisiejszego kilka budynków sprzed ponad stu lat. Kapliczkę ufundował Jakób Susuł w 1867 roku (pisownia oryginalna z pamiątkowej tablicy). Największą sławę zyskały natomiast dwa tutejsze dworki, "Rydlówka" oraz "Tetmajerówka". W tym pierwszym, uwiecznionym przez Stanisława Wyspiańskiego na kartach dramatu "Wesele", mieści się obecnie Muzeum Młodej Polski. Po muzealnych izbach w barwnych opowieściach oprowadziła nas Dorota Koczor. Dom zbudowany został przez Włodzimierza Tetmajera w 1864 r., a sześć lat później uroczystości zaślubin Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczykówną stały się inspiracją dla jednego z najważniejszych dzieł młodopolskiej literatury.






Od dłuższego czasu z "Rydlówką" współpracuje Żywa Pracownia, organizując warsztaty tradycyjnego rzemiosła. Podczas ulicznego święta, w dworskim ogrodzie Magdalena Żyłka i Małgorzata Warchoł zdradzały sekrety, jak wykonać szmacianą lalkę, oczywiście przyodzianą w krakowski strój. 




Na festyn tłumnie przybywały całe rodziny. Spotkałam też moje urocze sąsiadeczki - Madzię i Hanię. Wymalowana na ich buziach radość jest chyba najlepszą recenzją dla tego wydarzenia. 



Lajkonik rozdawał buławą kuksańce szczęścia. Na scenie pojawił się dziennikarz i publicysta Leszek Mazan, autor licznych książek o Krakowie. W prywatnej rozmowie odebrałam go jako bardzo ciepłego i serdecznego człowieka.



Tradycyjne ludowe pieśni zaprezentowała Krakowska Grupa Folklorystyczna z Mydlnik. Ich skoczne rytmy porwały nawet niektórych gości do tańca. Kapela w obecnym składzie, w dużej mierze rodzinnie powiązana, powstała w 2005 r., ale jej członkowie już wcześniej realizowali się w podobnym repertuarze.



Na tle swobodnie odzianych uczestników festynu wyróżniała się pewna zjawiskowa para. Właśnie ona wywarła na mnie największe wrażenie, niczym kadr wycięty z klasyki czarno-białych filmów i przypadkowo wklejony we współczesność. Ten dyskretny urok elegancji stanowił znakomitą oprawę dla recytacji mało znanej poezji Włodzimierza Tetmajera. Prawdziwa dama z klasą, Alicja Kondraciuk i równie dystyngowany Edward W. Jankowski przenieśli nas z parkingowej tymczasowości na deski klasycznego teatru. Aż trudno uwierzyć, że można tak zaczarować publiczność swoim głosem.



Na scenie, w srebrnej sukience, swoje piosenki zaśpiewała Barbara Szwed. Wspomnieniami z odtwarzania w "Weselu" roli Panny Młodej i Racheli podzieliła się Anna Lutosławska. Koncertów i występów odbyło się oczywiście o wiele więcej, ale ja zniknęłam, jak słońce za horyzontem, gdyż pawie piórka nie grzeją dostatecznie podczas jesiennego wieczoru. 



wtorek, 10 września 2013

Poezja w kryzysie

Krakowska Noc Poezji to kolejna, obok Nocy Muzeów i Nocy Teatrów, propozycja dla osób funkcjonujących po tej drugiej stronie tarczy zegara. W piątek, 6 września 2013 r., przygotowano wiele atrakcji w hołdzie dla Kaliope, Erato, Euterpe oraz Polihymnii. Poezja jednak wymaga kontemplacji, więc musiałam wybrać jedno wydarzenie. W ramach cyklicznych spotkań Szuflandii w Por Fiesta Club odbyła się prezentacja Grupy Literycznej NA KRECHĘ. Nie przeraziło mnie hasło przewodnie wieczoru, narzucone przez magistracki patronat, a przywodzące na myśl wzajemne korelacje pięści i nosa, czyli "Poezja w kryzysie". Nawet absurdalny tytuł nie może przecież zepsuć smaku literackiej uczty. Poezja jest wszakże bardzo osobistym, intymnym wyrazem emocji, a kryzys to sztuczny twór wymyślony jako zasłona dymna dla urzędniczej indolencji.

Z Grupą Literyczną NA KRECHĘ

Grupę Literyczną NA KRECHĘ założyła Łucja Dudzińska z Poznania. Głównymi założeniami tej ogólnopolskiej inicjatywy jest propagowanie poezji i sztuki ponad wszelkimi podziałami oraz wzajemne dzielenie się doświadczeniami i wspieranie artystów na wyboistej drodze do debiutów. Mogliśmy zatem posłuchać wybranych utworów, które zaprezentowali kolejno: Ewa Olejarz z Zabrza, Sabina Waszut z Chorzowa, Anna Tlałka z Kędzierzyna-Koźle oraz Mariusz Kusion z Bielska-Białej, choć od wielu lat bardziej z Krakowem związany.

Po zakończeniu recytacji przez wszystkich autorów zrzeszonych pod szyldem Grupa Literyczna, pałeczkę wodzireja na tym poetycznym (pod)wieczorku przejęła Małgorzata Michalska, gospodyni Szuflandii. Swoją twórczość mogli przedstawić więc goście, zarówno zwykli amatorzy, jak i osoby o uznanej pozycji w świecie literatury. Mój własny tekst, napisany specjalnie na tą okazję, publikowałam już wcześniej. Swoje wiersze przeczytała też m.in. Magdalena Węgrzynowicz-Plichta, która na pamiątkę miłego spotkania podarowała mi swój tomik poezji wraz z piękną dedykacją.

                         Od lewej stoją: Sabina Waszut, Anna Tlałka, Łucja Dudzińska, Małgorzata Michalska, Mariusz Kusion, na dole: Ewa Olejarz