Wymknęłam się ze spotkania do przyklasztornego parku w celu zapolowania na wiewiórki. Sprytne bestie ukryły się w koronach drzew i zapewne chichotały obserwując moje podchody, ale dość szybko o nich zapomniałam. Cała moja uwaga skupiła się na idealnej kresce namalowanej eyelinerem. Kolorowa ptaszyna wielkości wróbla przeczesywała dziobem ściółkę w poszukiwaniu smakołyków. Kowalik zwyczajny (Sitta europaea) słynie ze swoich akrobatycznych umiejętności, ale nie chciał mnie nauczyć chodzenia po drzewach głową w dół. Pozostał mi zatem jedynie zachwyt nad jego wielobarwnym upierzeniem, błękitem jego grzbietu, żółtopomarańczowym brzuszkiem, białymi policzkami i nad tymi słodkimi oczkami w czarnej oprawie à la Zorro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz