Na mój widok zbiegły się wszystkie kawiarniane koty. Otoczyły moje krzesło, a ich noski zaczęły podrygiwać na najwyższych obrotach wąchania. Nie przypominałam świeżej wątróbki. Właścicielka spojrzała na mnie podejrzliwie. Uspokoiłam ją, że magiczna aura, która przyciąga do mnie sierściuchy, to tylko zapach moich dziewczyn.
Do kociej kawiarni sprowadził mnie wykład o załatwianiu się kotów poza kuwetą. Próbuję rozgryźć kocią psychikę i zrozumieć ukryty sens fosy, którą Anillo i Estrella ciągle budują na klatce schodowej. Nie czepiałabym się, gdyby do zabezpieczeń używały zwykłej wody, ale ta żółta ciecz nie pasuje ani kolorystycznie ani w nutach zapachowych do mojej koncepcji wystroju wnętrz. W moim zawsze kocim życiu to pierwszy przypadek różnicy zdań ze współlokatorami. Mopem problemu nie rozwiążę, muszę podejść do tego naukowo. Jak mówi ludowa mądrość, zły to kot, co własny domek kala. Pytanie brzmi: co kota złości? Fizyczne przyczyny zdrowotne zostały wyeliminowane. Dziewczyny są wysterylizowane, więc problem burzy hormonów odpada. Technicznie też nie ma się do czego przyczepić: sześć kuwet dla dwóch kotów, ustawione w zacisznych kątach, z dala od wibracji pralki czy ludzkich traktów. Dziewczyny potrafią z nich korzystać, a dowody tych umiejętności usuwane są codziennie. Eksperymenty z różnymi rodzajami żwirków nie ukróciły zapędów w budowie fortyfikacji. Feromony również nie wywołały zmian w zachowaniu. Moja obecność lub nieobecność w domu nie ma najmniejszego wpływu na poziom ilości moczu. Czynników stresowych po prostu nie ma: zero awantur domowych, brak obecności innych zwierząt czy obcych ludzi, jedyne dźwięki to muzyka łagodnie sącząca się z komputera. W sferze podejrzeń pozostaje zatem zapach dzikich kotów szwendających się po ogrodzie, bo tylko w ten sposób mogę wytłumaczyć barierę ochronną budowaną przez dziewczyny na drodze do drzwi wejściowych. Dobrego pomysłu na rozwiązanie problemu w czasie spotkania nie dostałam. Stopnie są za wąskie, aby ustawić na nich kuwetę. Kombinowanie z konstrukcją dwustopniową nie gwarantuje stabilności. Na szczycie schodów znajduje się strefa jedzenia, poza tym nie dałoby się wejść do kuchni, więc taka lokalizacja też odpada. Wyłożenie schodów folią mija się z celem. Dostępu do klatki schodowej też nie da się odciąć. Behawiorysty do domu nie zaproszę, bo dziewczyny na widok obcych reagują histerią. Muszę zatem sama wymyślić rozwiązanie i opracować scenariusz psychoterapii. Na zdjęciach personel Kociarni przy ul. Lubicz.
Hmm it appears like your bblog ate my first comment (it was super long)
OdpowiedzUsuńso I guess I'll just sum it up what I had
writen and say, I'm thoroughly enjoying your blog.
I too am an aspiring blog blogger but I'm still new to the whole thing.
Do you have any tips and hints for first-time blog writers?
I'd genuinely appreciate it.