Z każdej podróży przywożę koty. Niektórzy dopatrują się w tym niezdrowej obsesji, ale myślę, że jest to wyraz tęsknoty za moim ukochanym Napoleonem...
Kalendarium
* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice
poniedziałek, 24 lipca 2017
niedziela, 23 lipca 2017
Cylindropuncja
Podejście od strony nawietrznej wymagało poświęceń. Wejścia do krainy królików w Punta Prima bronił potężny mur zieleni uzbrojony w naturalny drut kolczasty. Cylindropuncja (Cylindropuntia imbricata) z bliska wyglądała znacznie bardziej przyjaźnie, wdzięcznie rozwijając różowe płatki swoich kwiatów. Konfrontacja z jej cierniami okazała się jednak bolesna (sprawdzone info 😂).
Gatunek wywodzi się z Ameryki i należy do rodziny kaktusowatych. W Europie naturalizowany jest w suchych regionach basenu Morza Śródziemnego. W Australii uważa się go za szkodliwego chwasta. Budowa łodyg i gałęzi przypomina splot liny, co przełożyło się na niektóre wariacje nazw zwyczajowych. Znalazłam wiele interesujących określeń tej rośliny. Najbardziej trafne wydaje mi się porównanie do kandelabra.
Język angielski: Tree Cholla, Candelabrum cactus, Cane cactus, Walkingstick cholla, Tree cactus, Rope pear, Hudson pear, Rosea cactus, Devil's rope cactus, Devil's rope pear, Chain-link cactus, Cane cholla, Coyote candles.
Język francuski: Cactus rustique.
Język węgierski: Kötélkaktusz.
Język litewski: Medelinė opuncija.
Język aztecki (Nāhuatl): Tenohpalli.
Język hiszpański: Xoconostle, Vela de Coyote, Tesajo Macho, Tesajo, Joconostili, Coyonostyle, Cardon, Cardenche, Abrojo.
Język angielski: Tree Cholla, Candelabrum cactus, Cane cactus, Walkingstick cholla, Tree cactus, Rope pear, Hudson pear, Rosea cactus, Devil's rope cactus, Devil's rope pear, Chain-link cactus, Cane cholla, Coyote candles.
Język francuski: Cactus rustique.
Język węgierski: Kötélkaktusz.
Język litewski: Medelinė opuncija.
Język aztecki (Nāhuatl): Tenohpalli.
Język hiszpański: Xoconostle, Vela de Coyote, Tesajo Macho, Tesajo, Joconostili, Coyonostyle, Cardon, Cardenche, Abrojo.
Etykiety:
Daleko od domu,
Fotografia,
Natura
sobota, 22 lipca 2017
Dziki królik
Halucynacje? Nie uwierzyłam własnym oczom. Byłam trzeźwa, a kapelusz chronił mnie przed słonecznym udarem. Maksymalnie podkręciłam zoom. Pstryk.
- Kuba, czy widzisz to, co ja?
- O, królik!
Obecność tych gryzoni na małym zakrzaczonym nieużytku tuż przy plaży zabrzmiała absurdalnie. Wiedziałam, że królik europejski (Oryctolagus cuniculus) jest rodowitym mieszkańcem Półwyspu Iberyjskiego, jednak zestawienie siedliska tych płochliwych ssaków z wypełnioną hałaśliwymi turystami częścią Punta Primy wydawało się czystą abstrakcją. Nikt nie chciał uwierzyć w moje odkrycie. Każdego wieczoru zbierałam dowody. Bezskutecznie próbowałam nakłonić sierściuchy naręczami sałaty do opuszczenie norek. Owszem, schrupały zielony upominek, ale dopiero wtedy, kiedy zrezygnowana, po kilku godzinach udawania kamienia, oddaliłam się do apartamentu. Udawało mi się podejść nieco bliżej po desperackim przedzieraniu się przez szpaler kaktusów. Kilka zdjęć i omyki znikały.
- Kuba, czy widzisz to, co ja?
- O, królik!
Obecność tych gryzoni na małym zakrzaczonym nieużytku tuż przy plaży zabrzmiała absurdalnie. Wiedziałam, że królik europejski (Oryctolagus cuniculus) jest rodowitym mieszkańcem Półwyspu Iberyjskiego, jednak zestawienie siedliska tych płochliwych ssaków z wypełnioną hałaśliwymi turystami częścią Punta Primy wydawało się czystą abstrakcją. Nikt nie chciał uwierzyć w moje odkrycie. Każdego wieczoru zbierałam dowody. Bezskutecznie próbowałam nakłonić sierściuchy naręczami sałaty do opuszczenie norek. Owszem, schrupały zielony upominek, ale dopiero wtedy, kiedy zrezygnowana, po kilku godzinach udawania kamienia, oddaliłam się do apartamentu. Udawało mi się podejść nieco bliżej po desperackim przedzieraniu się przez szpaler kaktusów. Kilka zdjęć i omyki znikały.
Etykiety:
Daleko od domu,
Fotografia,
Natura
środa, 19 lipca 2017
Przypołudnik kryształkowy
Zagadka wyrosła u stóp zamku w Guardamar del Segura. Przez kilka dni przeszukiwałam botaniczne treści w internecie, ale tajemnicza roślina nie chciała zdradzić swojej nazwy. Zidentyfikowałam ją dopiero dzięki pomocy Karola. Przypołudnik kryształkowy (Mesembryanthemum crystallinum) wygląda jak słodki deser. Lśniące w słońcu przezroczyste pęcherzyki przypominają cukier. Nie zaryzykowałam próby smakowej. W weryfikacji encyklopedycznej słodycz okazała się złudzeniem, jednak roślina jest jadalna, a nawet posiada właściwości lecznicze.
Etykiety:
Daleko od domu,
Fotografia,
Natura
niedziela, 9 lipca 2017
Dom ciszy
Na czas wakacji mądre książki powróciły do biblioteki. Uzależnione od czytania oczy zawiesiły się na bogato wyposażonym regale w hiszpańskim apartamencie. Zdecydowałam się na noblistę. Na pierwszy ogień poszedł Orhan Pamuk i jego "Dom ciszy". Zapowiadał się smakowity torcik z wisienką, ale trafiłam na zakalec. Niezwykły potencjał fabuły został zmarnowany. Sekrety, które powieść obiecywała wyjawić, pozostawiły po sobie zawieszone w próżni pytania.
Owszem, styl narracji, a więc naprzemienne opowiadanie historii z perspektywy kilku osób, wciąga czytelnika, ale dla bohaterów wydaje się ciasnymi klatkami, w których każdy z nich pozostaje zamknięty. Spokrewnieni, ale obcy dla siebie, ludzie połączeni pachnącym stęchlizną domem, zakurzonym, martwym emocjonalnie. Moralność nie istnieje. Zło nie zostaje ukarane. Wręcz przeciwnie. Ofiara staje się dożywotnim sługą swojego kata.
Miałam nadzieję, że archiwum w miasteczku zdradzi wszystkie rodzinne tajemnice i obudzi wartką akcję, ale sfrustrowanego historyka interesowały bardziej ceny towarów z innej epoki niż losy własnej familii. Wszystkie postaci okazały się płytkie i małostkowe. Ich rozmowy były mdłe, słowa nie przedstawiały żadnej wartości, zawierały w sobie jedynie puste formuły, które wypadało z siebie wyrzucić, nie oczekując żadnej odpowiedzi, a nawet jej nie słuchając. Słowa odbijały się od muru wzajemnej obojętności. Podważony został całkowicie sens realizacji własnych marzeń. Diamenty, które miały się zamienić w wielką encyklopedię, rewolucjonizującą Turcję, stały się bezwartościowym popiołem w piecu. Młodzieńcze miłości rozbijały się o materializm i politykę. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że życie każdego z bohaterów było zwyczajnie nudne. Wielu z nich topiło tę beznadzieję w alkoholu. Jedynym zaskakującym dla mnie momentem była śmierć, zupełnie niepotrzebna i szybko zatuszowana przeniesieniem narracji na odizolowane piętro, do królestwa ciszy, samotności i zmarnowanego życia. Pozostało tylko rozczarowanie, nie tylko losami tureckiej rodziny, ale całą powieścią, gdyż pierwsze strony obiecywały odkrycie mrocznej historii nie tylko przed czytelnikiem.
Owszem, styl narracji, a więc naprzemienne opowiadanie historii z perspektywy kilku osób, wciąga czytelnika, ale dla bohaterów wydaje się ciasnymi klatkami, w których każdy z nich pozostaje zamknięty. Spokrewnieni, ale obcy dla siebie, ludzie połączeni pachnącym stęchlizną domem, zakurzonym, martwym emocjonalnie. Moralność nie istnieje. Zło nie zostaje ukarane. Wręcz przeciwnie. Ofiara staje się dożywotnim sługą swojego kata.
Miałam nadzieję, że archiwum w miasteczku zdradzi wszystkie rodzinne tajemnice i obudzi wartką akcję, ale sfrustrowanego historyka interesowały bardziej ceny towarów z innej epoki niż losy własnej familii. Wszystkie postaci okazały się płytkie i małostkowe. Ich rozmowy były mdłe, słowa nie przedstawiały żadnej wartości, zawierały w sobie jedynie puste formuły, które wypadało z siebie wyrzucić, nie oczekując żadnej odpowiedzi, a nawet jej nie słuchając. Słowa odbijały się od muru wzajemnej obojętności. Podważony został całkowicie sens realizacji własnych marzeń. Diamenty, które miały się zamienić w wielką encyklopedię, rewolucjonizującą Turcję, stały się bezwartościowym popiołem w piecu. Młodzieńcze miłości rozbijały się o materializm i politykę. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że życie każdego z bohaterów było zwyczajnie nudne. Wielu z nich topiło tę beznadzieję w alkoholu. Jedynym zaskakującym dla mnie momentem była śmierć, zupełnie niepotrzebna i szybko zatuszowana przeniesieniem narracji na odizolowane piętro, do królestwa ciszy, samotności i zmarnowanego życia. Pozostało tylko rozczarowanie, nie tylko losami tureckiej rodziny, ale całą powieścią, gdyż pierwsze strony obiecywały odkrycie mrocznej historii nie tylko przed czytelnikiem.
Etykiety:
Literatura,
Recenzja
niedziela, 2 lipca 2017
OKOlice sacrum
Organizatorem ogólnopolskiego konkursu "OKOlice sacrum" był Instytut Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zadanie, ujmując w skrócie, polegało na uchwyceniu na fotografii świętości w zwykłym życiu lub zwyczajności w wymiarze świętym. Mam wrażenie, że mój szósty kierunek studiów wyjątkowo poszerzył perspektywę mojej wyobraźni, bo, ku własnemu ogromnemu zaskoczeniu, zdobyłam pierwsze miejsce. Nagrodę wręczał dyrektor, Pan Lech Trzcionkowski.
Fot. Beata Huet
Moje zdjęcia wykonane zostały w różnych zakątkach świata: we Vlorze w Albanii, Sankt Petersburgu w Rosji, u stóp Cminda Sameba w Gruzji oraz w Polsce - w Krakowie i w gurudwarze, sikhijskiej świątyni w Raszynie.
Wystawę pokonkursową, w tym również zdjęcia pozostałych laureatów, oglądać możecie przez najbliższe pół roku w budynku uczelni przy ul. Grodzkiej 52 w Krakowie. Dzięki uprzejmości Marcina Hueta pokażę Wam jego zjawiskowe fotografie konkursowe. Sami widzicie, że konkurencja była naprawdę silna.
Po wernisażu pobiegłam na jubileuszowe spotkanie. A teraz chwytam plecak i zamieniam się w hiszpańskiego konkwistadora. Obiecuję, że po powrocie nadrobię wszystkie blogowe zaległości. I oczywiście przywiozę mnóstwo nowych zdjęć i barwnych opowieści.
Fot. Beata Huet
Moje zdjęcia wykonane zostały w różnych zakątkach świata: we Vlorze w Albanii, Sankt Petersburgu w Rosji, u stóp Cminda Sameba w Gruzji oraz w Polsce - w Krakowie i w gurudwarze, sikhijskiej świątyni w Raszynie.
Zachód słońca 7 lat w Ciemnogrodzie
Langar Absolut
Hosanna Energia
Wystawę pokonkursową, w tym również zdjęcia pozostałych laureatów, oglądać możecie przez najbliższe pół roku w budynku uczelni przy ul. Grodzkiej 52 w Krakowie. Dzięki uprzejmości Marcina Hueta pokażę Wam jego zjawiskowe fotografie konkursowe. Sami widzicie, że konkurencja była naprawdę silna.
Wawel Papa
Małgorzata Gontyna zimą
Klasztor Kamedułów Bazylika Mariacka
Po wernisażu pobiegłam na jubileuszowe spotkanie. A teraz chwytam plecak i zamieniam się w hiszpańskiego konkwistadora. Obiecuję, że po powrocie nadrobię wszystkie blogowe zaległości. I oczywiście przywiozę mnóstwo nowych zdjęć i barwnych opowieści.
Fot. Mój Tato 💜
Etykiety:
Daleko od domu,
Fotografia,
Moje prace,
Osobiste,
Wyzwanie
Subskrybuj:
Posty (Atom)