gasną neony świata
atramentem nocy
zwierzamy się sobie
wiatr ukrywa szepty w szeleście trawy
na piasku samotności
notujemy słowa
których nam brakuje
fale wzruszeń ślad po nich zacierają
wulkan życia wybucha
podajesz mi rękę
ja podaję swoją
popiół zasypuje nasze emocje
ciała okaleczone
sztyletem podłości
leczymy nadzieją
rany znikają pod bandażem czasu
potrzebujemy siebie
w tej ulotnej chwili
nim ruszymy dalej
śnimy na rozstajach dróg przeznaczenia