Kalendarium

* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice

środa, 27 lutego 2019

Diabelski Kamień

Propozycja weekendowego spaceru w okolicach Myślenic wyszła od Beaty. Od razu zaświeciła mi się kontrolka na liście dawno złożonych obietnic. Nadarzyła się okazja do odwiedzenia przyjaciół, którzy kilka lat temu wyemigrowali z Krakowa. Przejrzałam ofertę natury w pobliżu Rudnika i nasz wybór padł na ukrytą w lesie skałę. Ścieżka w stronę Diabelskiego Kamienia oznakowana jest dość skromnie. Towarzyszyła nam jednak silna grupa lokalnych przewodników, więc nie mogłyśmy zabłądzić. Zresztą, Tereska zdradziła, że każdą dróżką wiodącą w górę można dojść do ostańca.




Skała jest podzielona na kilka bloków. Wyglądem przypominają budowlę obronną. Długi mur jest oddzielony korytarzem od baszty, która znajduje się na cokole skalnym i sprawia wrażenie, jakby stała na podmurówce. Diabelski Kamień został uznany za prawnie chroniony pomnik przyrody, ale liczne ekspresje wandalizmu grafficiarzy oraz powbijane haki do wspinaczek świadczą, że ochrona działa tylko na papierze.




Według legendy, budowa sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej przyniosła ludziom pokój i zgodę. Wywołało to ogromną frustrację diabła, więc postanowił rzucić z dużej wysokości  wielkim głazem w święte miejsce. Zmuszony jednak został do zawarcia umowy z św. Piotrem, na mocy której musiał zostawić kamień w miejscu, w którym zastanie go pianie koguta. Nie zdążył przed świtem. Opuściły go siły, gdy mijał Pasmo Barnasiówki. W lokalnej wersji legendy pojawia się dodatkowo postać Pana Twardowskiego, który, zgodnie z zawartym kontraktem z diabłem, sam miał dokonać tego zniszczenia. Sądząc po wielkości skały, trudno byłoby jednym rzutem zniszczyć całą infrastrukturę kalwarii. Może prawdziwym celem były dinozaury?




Drużyna naszych dzielnych przewodników przystąpiła do budowy obozowiska na zdobytych ziemiach, a my ruszyłyśmy w dalszą drogę żółtym szlakiem. Na rozstaju przez chwilę zawahałyśmy się pomiędzy Myślenicami i Sułkowicami. Wybrałyśmy krótszą trasę, żeby zdążyć opuścić las przed zmrokiem. Na końcu ścieżki naszym oczom ukazał się wspaniały widok. Woda w zalewie lśniła i migotała czarownie. Postanowiłyśmy więc zażyć kąpieli w promieniach zachodzącego słońca, a Beata dopisała Sułkowice do swojego tajnego spisu pływalni na cieplejsze dni.





wtorek, 26 lutego 2019

Perlica zwyczajna

Dla typowego mieszczucha wszystkie zwierzęta gospodarskie mają w sobie coś z egzotyki. Do tej pory okrągłe kury w kropki oglądałam tylko na fotografiach. Perliczki pochodzą z Afryki i nie są szczególnie popularnym ptakiem hodowlanym, bo nie każdy jest koneserem dzikich wrzasków za oknem. Rzeczywiście, stado było wielce hałaśliwe i nie wiem, czy tylko próbowały odgonić intruza (czyli mnie), czy raczej były to standardowe koncerty. Wokal nie wzbudza zachwytu. Zdecydowanie wolę słuchać rocka i bardziej harmonijnej linii melodycznej.

Moje pierwsze pytanie wywołało konsternację:
- Jakie mają imiona?
- Przecież to jest... jedzenie... - odpowiedział zaskoczony Wojtek.
Cóż, jako wegetarianka, nie potrafię połączyć w ciągu wyobrażeniowym żadnego ruszającego się stworzenia z usmażonym kawałkiem leżącym na talerzu. 


Mój umysł naukowca skoncentrował się na próbie rozpoznania płci u wszystkich pięciu osobników. Perliczka prowadzi typowy dla kuraków naziemny tryb życia. Jest wytrwałym i zwinnym biegaczem. Potrafi przebiec do 5 km dziennie. Takich dystansów nie musiałam pokonywać, ale tylko dzięki wykorzystaniu największego zooma udało mi się uchwycić pewne detale. Dymorfizm płciowy jest słabo zaznaczony, więc jeśli jakiś perliczkowy specjalista przypadkowo zajrzy na mojego bloga, będę zobowiązana za wszelkie informacje, które pozwolą zweryfikować wyniki amatorskiej analizy. Samiec posiada większą głowę, a hełm, znajdujący się na jej czubku, jest ciemniejszy, szerszy i mocniej pochyla się ku tyłowi. Dzwonki i czerwona woskówka na dziobie otaczająca nozdrza powinny być większe i wyraźniejsze. Zatem w powyższym zestawieniu po lewej stronie zidentyfikowałam chłopca, a po prawej dziewczynkę.



Perlica zwyczajna (Numida meleagris) nazywana jest potocznie perliczką lub perlicą dziką. Moja Mama wspomina, że w czasach jej dzieciństwa ptak był dość powszechnie hodowany w okolicach Sandomierza i nazywano go tam afrykanką. Po raz pierwszy został opisany w literaturze naukowej w 1758 r. przez szwedzkiego zoologa Karola Linneusza. Najstarsze wzmianki o perliczkach przedstawiają starożytne freski egipskie z czasów V Dynastii Faraonów, datowane na ok. 2400 lat p.n.e. i zdobiące ściany piramidy Unisa w Sakkarze. Ponad 400 lat p.n.e. czczono perliczki w kulturze starożytnych Fenicjan i Greków. Na jednej z wysp Morza Egejskiego podgatunek Numida meleagris sabyi uznawano za ptaka świętego. Również w innych częściach Grecji perliczki były powiązane z bóstwami i świątyniami: na ateńskim Akropolu były święte dla Artemidy, natomiast w Tithorea (Phocis) składano je w ofierze dla Izydy. Spopularyzowany przez Sofoklesa mit głosił, że bursztyn powstał na krańcu Indii w legowiskach perliczek opłakujących śmierć Meleagra. Spotkało się to z ostrą krytyką ze strony Pliniusza: "Czyż można dziecko tak głupie znaleźć, któreby uwierzyło, że ptaki przez wieki płaczą tak wielkiemi łzami? Że ptaki z Grecyi, gdzie Meleager zginął, poszły płakać do Indyi? Lecz cóż? Czyż poeci nie prawią wiele innych bajecznych rzeczy?"


poniedziałek, 25 lutego 2019

Koty z Rudnika

Wartością dodaną każdej wyprawy są nowe koty w mojej fotograficznej kolekcji. Miła niespodzianka czekała na mnie na samym początku drogi do Diabelskiego Kamienia. W domu Iwony i Wojtka mieszkają dwie czarujące dziewczyny. Zielonooka Czarna jest mamą Kulawki o bursztynowych oczach.



poniedziałek, 4 lutego 2019

Zoopsychologia

Na mój widok zbiegły się wszystkie kawiarniane koty. Otoczyły moje krzesło, a ich noski zaczęły podrygiwać na najwyższych obrotach wąchania. Nie przypominałam świeżej wątróbki. Właścicielka spojrzała na mnie podejrzliwie. Uspokoiłam ją, że magiczna aura, która przyciąga do mnie sierściuchy, to tylko zapach moich dziewczyn.


Do kociej kawiarni sprowadził mnie wykład o załatwianiu się kotów poza kuwetą. Próbuję rozgryźć kocią psychikę i zrozumieć ukryty sens fosy, którą Anillo i Estrella ciągle budują na klatce schodowej. Nie czepiałabym się, gdyby do zabezpieczeń używały zwykłej wody, ale ta żółta ciecz nie pasuje ani kolorystycznie ani w nutach zapachowych do mojej koncepcji wystroju wnętrz. W moim zawsze kocim życiu to pierwszy przypadek różnicy zdań ze współlokatorami. Mopem problemu nie rozwiążę, muszę podejść do tego naukowo. Jak mówi ludowa mądrość, zły to kot, co własny domek kala. Pytanie brzmi: co kota złości? Fizyczne przyczyny zdrowotne zostały wyeliminowane. Dziewczyny są wysterylizowane, więc problem burzy hormonów odpada. Technicznie też nie ma się do czego przyczepić: sześć kuwet dla dwóch kotów, ustawione w zacisznych kątach, z dala od wibracji pralki czy ludzkich traktów. Dziewczyny potrafią z nich korzystać, a dowody tych umiejętności usuwane są codziennie. Eksperymenty z różnymi rodzajami żwirków nie ukróciły zapędów w budowie fortyfikacji. Feromony również nie wywołały zmian w zachowaniu. Moja obecność lub nieobecność w domu nie ma najmniejszego wpływu na poziom ilości moczu. Czynników stresowych po prostu nie ma: zero awantur domowych, brak obecności innych zwierząt czy obcych ludzi, jedyne dźwięki to muzyka łagodnie sącząca się z komputera. W sferze podejrzeń pozostaje zatem zapach dzikich kotów szwendających się po ogrodzie, bo tylko w ten sposób mogę wytłumaczyć barierę ochronną budowaną przez dziewczyny na drodze do drzwi wejściowych. Dobrego pomysłu na rozwiązanie problemu w czasie spotkania nie dostałam. Stopnie są za wąskie, aby ustawić na nich kuwetę. Kombinowanie z konstrukcją dwustopniową nie gwarantuje stabilności. Na szczycie schodów znajduje się strefa jedzenia, poza tym nie dałoby się wejść do kuchni, więc taka lokalizacja też odpada. Wyłożenie schodów folią mija się z celem. Dostępu do klatki schodowej też nie da się odciąć. Behawiorysty do domu nie zaproszę, bo dziewczyny na widok obcych reagują histerią. Muszę zatem sama wymyślić rozwiązanie i opracować scenariusz psychoterapii. Na zdjęciach personel Kociarni przy ul. Lubicz.