Kalendarium

* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice

sobota, 31 grudnia 2016

Zagadkowa zabawa - pytanie 12

Systematyczność nie jest moją mocną stroną, ale udało mi się zrealizować cały zagadkowy plan na ten rok. Przed Wami finałowe zadanie.









Regulamin w stałym miejscu. Na Wasze odpowiedzi czekam w komentarzach pod tym postem do 31 stycznia 2017 r. do godziny 23:59.









Spryciarze mogą poszukać odpowiedzi w moich ubiegłorocznych postach na blogu. A może ktoś zapamiętał podobną kompozycję...



Pytanie nr 1:
Co znajduje się na fotografii?

Pytanie nr 2:
Ilustracją do czego miało być to zdjęcie?


środa, 28 grudnia 2016

Projektowanie wnętrz

W przyszłym roku przeprowadzam się do innej części Krakowa. Łatwo dla mojej psychiki z pewnością nie będzie, bo domowa przestrzeń życiowa skurczy się przynajmniej trzy razy. Najbardziej będzie mi brakowało własnego ogrodu. Niedogodności rekompensować powinna świadomość zmniejszenia powierzchni do sprzątania, eliminacja plewienia, zamiatania liści i odśnieżania podjazdów do garaży i zmiana odległości do Rynku Głównego, mierzona już w krokach, a nie w kilometrach. Aranżacja mojego nowego mieszkanka powoli wykluwa się z mojej wyobraźni. W kamienicy znajdują się 3 bliźniacze metrażowo mieszkania, jedno dwupoziomowe i jeden lokal usługowy. Znam wszystkich moich przyszłych sąsiadów, więc nie nakręcę remake'u przygód Kargula i Pawlaka. Na każde piętro bez zapowiedzi będę mogła wprosić się na kawę, chociaż na razie tylko u mnie pełną parą ruszyły prace wykończeniowe.


Projekt wnętrza zaproponowany przez wykonawcę przeraził mnie. Koszmarny labirynt drzwi gwarantował zdobycie Nagrody Darwina. Z każdą kolejną osobą w mieszkaniu rosłoby prawdopodobieństwo zamienienia się w dwuwymiarową postać z kreskówki i pozostawienia pamiątkowego odcisku własnego ciała w skrzydle. Szczęśliwie na etapie budowy miałam możliwość wprowadzenia mojej autorskiej wersji. Ograniczały mnie warunki techniczne: cztery filary nośne na samym środku mieszkania, instalacja wodno-kanalizacyjna możliwa jedynie w północnej części i dostęp do światła naturalnego wyłącznie od strony wschodniej i południowej. O rozmieszczeniu funkcjonalności zadecydowała również bliskość wyjątkowo hałaśliwej ulicy od południa.


Na plan naniosłam własne nawyki. Najwięcej czasu spędzam w sypialni. Wiem, że może to zabrzmieć dwuznacznie, lecz moja dotychczasowa przerasta swoją powierzchnią całe nowe mieszkanie. Mieści się w niej nie tylko łóżko, ale również biblioteka, garderoba i kącik radosnej twórczości. Przyzwyczaiłam się także do prywatnej łazienki. Wygospodarowałam maksymalne duże pomieszczenie w najcichszej części lokalu na potrzeby snu i wypoczynku. Łazienka dla gości pełni równocześnie funkcję pralni. Najmniejszy pokój przeznaczony został na biuro i pracownię, chociaż wcześniej planowałam trzymać tam kozę (znacie ten dowcip?). Kuchenne potrzeby odczuwam znikome, więc ograniczyłam się do wyspy w pokoju dziennym. Narożny, słoneczny pokój zostawiłam dla dziecka, gdyby zupełnie przypadkowo zatęskniło za nami i zapragnęło odpocząć od dorosłego życia. Brakuje mi przedpokoju. Najchętniej zastąpiłabym nim windę, ale współmieszkańcy kamienicy nie wyrazili zachwytu moim pomysłem. Niestety, nie da się jej przeprojektować tak, aby omijała pierwsze piętro.

Przede mną stoi konieczność zakupu rozmaitych materiałów budowlanych, armatury i elementów dekoracyjnych. Na razie nabyłam drzwi przesuwne do łazienek, designerskie toalety i bidet, jasnowrzosowe płytki ścienne oraz drzwi i drewniane podłogi do pokoi. Bliska jestem podjęcia decyzji w kwestii wyboru idealnych płytek podłogowych. Ale o tym opowiem Wam w następnym odcinku z życia mojego nowego mieszkanka.


poniedziałek, 26 grudnia 2016

Pusty talerz

nie lubię świąt

czarne myśli
wieszają się na gałęzi
z której opadły najmniejsze nawet nadzieje

puste nakrycie
wywołuje imiona tych
którzy odeszli na zawsze

zamkniętymi drzwiami
majestatycznie wchodzi
procesja cieni z przeszłości

w drobinach kurzu 
wirują wyblakłe postaci
których twarzy nie potrafię sobie przypomnieć

zwierciadła ich oczu
pękają uderzone wskazówką zegara
i już nie mogę się w nich przejrzeć

okruchami wspomnień
boleśnie kaleczę
opuszki moich palców

krople krwi
rozpryskują się w powietrzu
i zastygają w nim jak bombki, gwiazdki i sople

czerwone dekoracje
wypełniają całą przestrzeń
i zamykają w klatce bezsilności

nie lubię świąt


sobota, 24 grudnia 2016

Pan kotek był chory

Podczas standardowej dawki pieszczot wyczułam coś niepokojącego na brzuchu mojego kociaka. Początkowo podejrzewałam skutki ugryzienia, ale obca forma, zamiast znikać, powiększała się. Ciążę wykluczyłam, bo Napoleon fabrycznie był chłopcem. Zaniepokojona dziwnym guzem pobiegłam na sąsiednią ulicę, ale w lokalizacji gabinetu weterynaryjnego znalazłam sklep motoryzacyjny. Miałam dwie opcje: zdobyć aktualny adres lekarki lub poszukać nowej przychodni. Wybrałam trzecie wyjście. Postanowiłam zawieźć kota do najlepszego specjalisty, jakiego znam. Edyta Bieńko przyjmuje w Polkowicach i Lubinie. Oczywiście, pojawiły się komentarze o nierównościach pod moją kopułą. Podobno dla zwierzaka nie warto pokonywać odległości 350 km w jedną stronę. "Życzliwi" zapomnieli jednak o niesamowitym komforcie psychicznym, jaki zapewnia oddanie pupila w najbardziej zaufane ręce. Nie pomyśleli również o wartości dodanej w postaci spotkań z przyjaciółmi w czasie podróży.


Podczas zabiegu Napoleon wyglądał przerażająco. Szklane oczy, wyszczerzone zęby, łapki przywiązane do stołu. Przypominało to taksydermię. Uciekłam przed skalpelem do innego pomieszczenia. Bałam się, że zemdleję. Na widok krwi zawsze tracę przytomność.


Z narkozy wybudzał się słodki jak niemowlę. Dostał nawet specjalny kaftanik, aby zabezpieczyć szwy przed jego zbytnim zainteresowaniem.


Wykorzystałam okazję, aby zawrzeć nowe znajomości. Do gabinetu zaglądały przepiękne dziewczyny i przystojni kawalerowie. Z wizytą wpadł również zjawiskowy Szafir, którego poznałam w sierpniu. Na fotografiach pominęłam jedynie pacjentów, których uroda powróci dopiero po zakończeniu leczenia.

Bubu z Polkowic                                                                            Bruno z Polkowic

Ogoniasty z Polkowic                                                                    Fiona z Polkowic

Szafir z Parszowic                                                                               Filip z Lubina

Koty towarzyszyły nam przez cały weekend. Mieszkaliśmy u Kacpra, Sary i Maniusia. Odwiedziliśmy Sylwestra. Na koniec pojechaliśmy do Milki i Kleszcza.

Maniuś z Lubina                                                                                 Sara z Lubina

Kacper z Lubina                                                                         Sylwester z Lubina

Milka z Wrocławia                                                                      Kleszczu z Wrocławia

Po powrocie do domu Napoleon przeszedł w tryb snu dwudziestoczterogodzinnego. Wynosiłam go do misek i do kuwety. Zainteresowanie jedzeniem było znikome. Głodomór pojawił się dopiero dzisiaj. Kiedy zdjęłam kaftanik, kot momentalnie wyzdrowiał i zaczął radośnie biegać po całym domu zapominając o swoim sędziwym wieku. Pewnie o wszystkim mi opowie już za kilka minut. Wigilijna noc to idealny czas na wysłuchanie kocich zwierzeń. I pewnie niektórzy w tym miejscu zaczną znacząco pukać się w czoło, ale nie ma nic piękniejszego niż bezinteresowna miłość. Tak właśnie kochają domowe zwierzaki. Życzę Wam wszystkim, abyście takiej miłości zaznali. Wesołych Świąt!


piątek, 23 grudnia 2016

Muzyczna bombka

Przez kilka dni bombka choinkowa grała w mojej głowie. Sam pomysł jest banalnie prosty, ale wymaga kilku minut wolnego czasu. W przedświątecznej gorączce wracałam do domu w stanie skrajnego wyczerpania po bliskich spotkaniach z koszmarnymi korkami. Dopiero dzisiaj udało mi się urealnić moje wyobrażenie.


Bazą bombki jest zwykła rolka po papierze toaletowym. Tutorial znajdziecie u mnie na blogu. Dodatkowo pocięłam w paski stare nuty mojego dziecka i okleiłam konstrukcję z zewnątrz. Na koniec polakierowałam bezbarwnym lakierem w sprayu.


niedziela, 18 grudnia 2016

Kolonializm

Dla kolonializmu znajduję tylko jeden synonim: okupacja. Wielcy podróżnicy w imieniu swoich arystokratycznych sponsorów zajmowali nowo odkryte ziemie. Nie przejmowali się tym, że były już od wieków zamieszkane. Kulturę tubylców traktowali jako prymitywną, a ich religię - jako pogaństwo. Pod pretekstem nawracania podbitych ludów rabowali ich dobra.

Podczas konferencji w Berlinie w latach 1884-1885 kraje europejskie podzieliły się Afryką. Nowe władze zreorganizowały dotychczasowe systemy polityczne silnie ingerując w tożsamość lokalnej społeczności i często generując konflikty etniczne. Społeczeństwa, które nie miały wcześniej kontaktu z innymi grupami, zostały wplecione w siatkę globalnych powiązań. Wprowadzone w ten sposób kontakty kulturowe zmieniały tradycje, często całkowicie je niszcząc i wytwarzając nowe.

Bezprecedensowa ekspansja procesów kulturowych, zainaugurowana przez Krzysztofa Kolumba w 1492 roku, zapoczątkowała rozwój globalizacji, chociaż sama kolonizacja w ograniczonym technologicznie stopniu istniała już w czasach prehistorycznych i antycznych. Wyprawy piętnastowiecznych podróżników nadały jednak zupełnie inny trend temu zjawisku, wprowadzając świadomą i konsekwentną politykę przejmowania nowych terytoriów, zwiększania produktywności gospodarki i poprawiania efektywności administracji oraz szeroko pojętą działalność misyjną.

Kolonializm europejski nie był jednowymiarowy. W podstawowym podziale wyróżnić można kolonie osadnicze oraz kolonie eksploatacyjne. Klasycznym przykładem kolonii osadniczych były Stany Zjednoczone. Rdzenne ludy wysiedlano, marginalizowano i niszczono. Potomkowie kolonistów stawali się większością na podbitym terytorium, a ich kultura całkowicie zastąpiła kulturę wcześniejszych mieszkańców. W przypadku kolonii eksploatacyjnych celem było jedynie dostarczanie do Europy tanich nieprzetworzonych produktów, takich jak bawełna, guma czy kawa. Masowe osadnictwo było zbędne, gdyż wystarczało zorganizowanie ludności tubylczej w "produktywną" siłę roboczą.

W ślad za odkrywcami na podbój nowych terytoriów wyruszali misjonarze. Jedną z najbardziej prężnych grup było Towarzystwo Jezusowe, katolicki zakon znany jako jezuici. Swoim nauczaniem, nie pozbawionym przemocy, wymuszali wiele zmian w rdzennych kulturach. Jednocześnie jednak pozostawiali po sobie szereg prac opisowych na temat miejsc, tradycji i religii, które bezpowrotnie zniknęły w procesach akulturacyjnych. Szczególnie cenne są dokumenty z zakresu językoznawstwa, ponieważ misjonarze spisywali słowniki w celu przekładu chrześcijańskiej Biblii na języki lokalne.

Epoka kolonializmu dobiegła końca, ale jej wpływy pozostały widoczne do dziś. Z popłuczynami wprowadzania przez Europejczyków własnego systemu wartości na afrykańskim gruncie spotkałam się w Kenii. Już na lotnisku w Nairobi obsiadła nas chmara tubylców, z których każdy uzurpował sobie prawo do zajęcia konkretnego stanowiska w programie naszej podróży: kierowca, kucharz, zaopatrzeniowiec, tragarz, pucybut itd. Nam jednak wystarczył tylko kierowca.


* Artykuł opracowany na podstawie książki: J. D. Eller, Antropologia kulturowa. Globalne siły, lokalne światy, Kraków 2012


środa, 14 grudnia 2016

Kultura i Subkultura. Część 9

Wszyscy szykują się już do wielkiego świętowania. Moje fioletowe kociaki podchwyciły ten nastrój i wpadły w gorączkowy rytm przygotowań.



niedziela, 4 grudnia 2016

Zaproszenie do dyskusji

Jednym z przedmiotów z moim programie studiów są "spotkania kultur i religii we współczesnym kinie". Jako temat pracy semestralnej wybrałam komedię, pełną absurdów, ale przemycającą w swojej fabule bardzo trafne przesłanie. Pod mój mikroskop warsztatowy, uzbrojony w szkiełka psychologiczne, kulturoznawcze i religioznawcze, trafiła indyjska produkcja z 2014 roku zatytułowana "PK". Reżyserem jest Rajkumar Hirani. W rolach głównych występują cenione bollywoodzkie gwiazdy: Aamir Khan, Anushka Sharma oraz Sushant Singh Rajput.

Obraz podzielony jest na dwie części. Pierwsza z nich porusza temat miłości przedstawicieli zwaśnionych krajów, podzielonych przez historię, tradycję i wierzenia. Druga, oparta na gagach wynikających z niekompetencji kulturowej, to przegląd religii z punktu widzenia obiektywnego obserwatora. Zdradzę jedynie, że jest nim... przybysz z kosmosu. Zachęcam Was do obejrzenia filmu, dostępnego z polskimi napisami na cda.pl. Ciekawa jestem, czy Wasze spostrzeżenia pokryją się z moimi akademickimi rozważaniami, które opublikuję w przyszłym miesiącu.


sobota, 3 grudnia 2016

Nie idź tam człowieku!

Wybieramy się z Dagmarą na pielgrzymkę do Santiago de Compostela. Taka wyprawa wymaga przygotowań nie tylko w zakresie kondycji fizycznej, ale również zebrania ogromnej wiedzy, na jakie niespodzianki musimy być przygotowane podczas pieszej wędrówki w 818 kilometrach nieznanego terenu. Droga wzdłuż północnego wybrzeża Hiszpanii, Camino del Norte, uznawana jest za najtrudniejszą, ale też za najpiękniejszą trasę.

Na początek sięgnęłam po książkę "Nie idź tam człowieku! Santiago de Compostela". Po lekturze miałam ochotę zrezygnować z pielgrzymki. Nie, nie przeraziły mnie trudy wędrowania. Wystraszyłam się, że mogę tam spotkać kogoś takiego, jak autor tego pseudoprzewodnika. Andrzej Kołaczkowski-Bochenek reprezentuje zestaw najgorszych cech charakteru, jakie potrafię sobie wyobrazić. Egoizm w czystej postaci. Małostkowość. Bezpardonowa walka o dostępne dobra. Pycha. Postawa roszczeniowa. Wachlarz pretensji w każdej dziedzinie. Przekonanie o nieomylności. Podkreślanie własnej wyższości. Żądza pochwał. Krytykowanie wszystkich oraz wszystkiego. Szukanie w każdej sytuacji powodów do narzekania. Skąd biorą się tacy aspołeczni ludzie?

Dla autora pielgrzymka jest synonimem taniej wycieczki. Paradoksalnie stawia bardzo wysokie wymagania odnośnie jakości noclegów i obsługi turystycznej na trasie. Jego największym życiowym dylematem jest... brak haczyków w łazienkach. Wyśmiewa ideę składania wotum, aby za chwilę w swoim zakłamaniu poszukać w najbliższych krzakach kamienia i dołożyć do tych, które prawdziwi pielgrzymi przez wiele kilometrów nieśli ze sobą. Zdobycie łóżka w schronisku traktuje jako efekt własnego sprytu i cieszy się, że osoby, które przyszły później, muszą szukać miejsca gdzieś dalej. Prowadzi swoisty ranking albergues, bez świadomości, że przecież podstawą pielgrzymki jest ubóstwo i pokora, a każde wyrzeczenie przybliża do celu.

Wydawać by się mogło, że jeden raz "nasz bohater" zdobył się na ludzki gest. Pożyczył swoje skarpetki innemu pielgrzymowi. Niestety, przez kolejne karty książki ciągnęło się pasmo narzekania, jak bardzo mu tej zapasowej pary brakuje... I nawet rzekoma przemiana pod wpływem tej niezwykłej drogi, wielokrotnie deklarowana przez tego człowieka, umacnia mnie w przekonaniu o jego zakłamaniu. Nie zmienia się jego pełna pretensji ocena zaplecza dla pielgrzymów. Dowodem arogancji było dla mnie wymądrzanie się wobec hospitalero, że jego prośba o gaszenie światła po opuszczeniu pomieszczenia wcale nie prowadzi do oszczędności energii. Zamiast okazać wdzięczność za gościnę, kolejny raz próbował pokazać swoją wyższość. Miarka przebrała się, kiedy naskoczył na młodą dziewczynę, że jej plany rocznego wolontariatu wyrządzą więcej szkody niż pożytku, gdyż, streszczając jego pokrętną logikę, "jest zbyt ładna i doprowadzi do konfliktów wśród młodych mężczyzn w tamtejszej społeczności". Spowiedź, która była zwieńczeniem owej przemiany, nie miała nic wspólnego z rachunkiem sumienia, postanowieniem poprawy i pokutą. Hiszpańskojęzyczny ksiądz pokazał kartkę z dziesięcioma przykazaniami, na której należało palcem wskazać te, przeciwko którym się zgrzeszyło...

Przykładów odpychających zachowań oraz niestosownych wypowiedzi autora mogłabym przytoczyć znacznie więcej. Nie znam jego biogramu i nie uważam, aby wart był mojego zainteresowania. Próbę interpretacji takiej roszczeniowej postawy mogę podjąć jedynie czytając między wierszami. Autor przedstawia się jako uchodźca polityczny. Przy jego megalomanii z pewnością pochwaliłby się "swoimi wielkimi czynami" dla dawnej ojczyzny. Jednak milczy w tej kwestii. Odnoszę wrażenie, że to zwykły migrant ekonomiczny, który wykorzystał zawieruchę w naszym państwie do poprawy swojego statusu materialnego. Związek z Polską ogranicza do możliwości rozmowy w rodzimym języku. Wciąż krytykuje Niemcy, kraj, który udzielił mu azylu. Nie mogę oprzeć się tutaj analogii do zachowań przedstawicieli współczesnej fali syryjskich uchodźców, którzy nie proszą o pomoc, ale żądają pakietów socjalnych i innych przywilejów. Ludzie, którzy dostają wszystko bez minimum wkładu pracy, tracą świadomość stanowienia części społeczeństwa. Nie potrafią się dzielić swoimi zasobami, nie chcą bezinteresownie pomagać innym, skupiają się na upominaniu się o luksus nawet w warunkach, które z definicji powinny być surowe. Moim zdaniem, prawdziwa pomoc w takich przypadkach nie polega na podaniu usmażonej ryby, ale na wręczeniu wędki. Własny dobrobyt należy stworzyć samodzielnie. Nikt nie potrafi docenić życia podanego na tacy.