Kalendarium

* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice

czwartek, 10 listopada 2016

Spacer po Lublinie

Niektóre miasta mają imiona i konkretne twarze. Kiedy mówię "Lublin", widzę Patrycję i Grzesia. Na północ mam zawsze pod górkę, więc spotykamy się, kiedy oni przyjeżdżają do Krakowa. Nadarzyła się okazja, że w końcu ja mogłam ich odwiedzić. Spędziliśmy razem cudowny wieczór, a piękna pogoda w następnym dniu zachęciła do zwiedzania.





Najdroższego alkoholu w Lublinie nie skosztowałam, ale przynajmniej wiem, gdzie można go spożyć. Na sennym Rynku spotkałam równie senne służby porządkowe, ukryte na ławeczce za swoim rydwanem. Znacznie bardziej ożywiona była Cyganka, która ambitnie goniła mnie po wszystkich zaułkach próbując sprzedać mi moją predestynację. Ale mnie interesowała tylko teraźniejszość. Zresztą, sama wiem, co mnie czeka w przyszłości. Na następny raz wezmę wygodniejsze buty, gdyż na wysokich obcasach ciężko ucieka się po kocich łbach.


Z zachwytem przespacerowałam się po fasadach kamienic Starego Miasta. Zaskakują różnorodnością zarówno pod względem zastosowanych technik zdobniczych oraz materiałów, jak i samej formy. Na gzymsach ryczą kute w kamieniu lwy. Każde sgraffito wykonane jest w innym stylu. Przedstawiają głównie scenki rodzajowe. Ściany udekorowane są fryzami oraz malowidłami z motywami roślinnymi i zwierzęcymi. Medaliony upamiętniają słynnych lublinian. Najbardziej przypadł mi do gustu lazurowy przykład manieryzmu - Kamienica Konopniców, odbudowana po pożarze w 1575 r. Wyróżnia się płaskorzeźbami z wapienia, portretującymi między innymi dawnych właścicieli budynku i ukrywającymi głowy smoków wśród roślinnych dekoracji.







O najstarszej lubelskiej świątyni, kościele farnym Świętego Michała przypomina model wykonany z brązu i labirynt wyeksponowanych fundamentów.


Zwieńczeniem spaceru było wzgórze zamkowe. Spojrzałam jeszcze z perspektywy lwa na skąpane w słońcu kamieniczki i przenieśliśmy się do... Czech. Pożegnalny obiad - w moim przypadku, oczywiście, smażony ser - zjedliśmy w Ceskiej Pivnicy. Mam teraz ulubioną restaurację w Lublinie.



Szkoda, że nie mogliśmy zostać dłużej u moich przyjaciół. A moje serce skradła ich prześliczna kotka, Mia. 



1 komentarz:

  1. Lublin mi sie bardzo podoba byłam pierwszy raz w tym roku w sierpniu ,ale niestety nie zobaczyłam wszystkiego co chciałam , niektóre uliczki były pozamykane z powodu krecenia filmu ,a drugie zpowodu wyscigu kolarskiego...

    OdpowiedzUsuń