Kalendarium

* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice

wtorek, 30 czerwca 2015

Zaproszenie na wernisaż

Mam ogromną tremę. To będzie moja pierwsza indywidualna wystawa. Trzynaście, często bardzo osobistych, opowieści o miejscach, w których zaistniały silne emocje, zamknęłam w fotografiach, którym dodatkowo towarzyszą ekfrazy. Nie korzystałam z żadnego programu graficznego. Wszystkie efekty uzyskałam dzięki obiektywom własnej konstrukcji, grze świateł czy ulotności chwili. Mam nadzieję, że moje abstrakcyjne wizualizacje spotkają się ze zrozumieniem.

Serdecznie zapraszam na wernisaż wystawy zatytułowanej "Heterotopie codzienne. Fotografie Moniki Dębowskiej", który odbędzie się w niedzielę 5 lipca 2015 r. o godzinie 17:00 w sali na parterze w Pubie "Grodzka 42 Hard Rock Music" przy ul. Grodzkiej 42 w Krakowie. Fotografie oglądać można do 5 sierpnia 2015 r.




poniedziałek, 29 czerwca 2015

Kapelusz z różyczkami

Przygotowałam upominek dla zaprzyjaźnionych właścicieli butiku, którzy promują polskich projektantów i upcyklingowe pomysły. Inspiracji dostarczyła Majalena, proponując kwietne wzory, a róże, mocny akcent kolekcji, na której prezentację zostałam zaproszona, sprecyzowały ostateczny wygląd prezentu.



Zrobiłam dekorację do sklepu w kształcie kapelusza gotowego do powieszenia na ścianie. Papierowa wiklina, z której został wykonany, nawiązuje do serii torebek dostępnych w ofercie PAON Nonchalant. Plecionkę pomalowałam ciemną farbą akrylową, a następnie tapowałam białą farbą. Poprzecierałam, żeby uzyskać efekt postarzenia. Przyozdobiłam różyczkami w technice decoupage. Dodałam otok, wypleciony w formie warkocza z pomalowanych na różowo rurek. Zabezpieczyłam bezbarwnym lakierem. W rondzie celowo zostawiłam kilka otworów, aby ułatwić wieszanie. Relacja z modowego spotkania z różami i innymi kwiatami - niebawem.


niedziela, 28 czerwca 2015

Bransoletka Shamballa

Nie planowałam makramowych prac w tym miesiącu. Sprowokowała mnie Aisha. W drodze do łóżka zgarnęłam woreczek z fioletowymi koralikami, woskowany lawendowy sznurek i nożyczki. Nawet lampy w pokoju nie chciało mi się zaświecić w przerażającej perspektywie, że po zakończeniu wyplatania trzeba będzie podnieść własne zwłoki i doczołgać się do wyłącznika. Musiała wystarczyć mi poświata komputerowego ekranu. Rozpędziłam się i wykonałam dwie bransoletki. Poranny blask, ku mojemu zaskoczeniu, nie ujawnił żadnych błędów.


Nie lubię tradycyjnych przesuwanych zapięć, więc najczęściej dokładam metalowe elementy albo wyplatam na gumce. W tym przypadku zastosowałam koralik i pętelkę ze sznurka. Łączenie dzięki temu stało się praktycznie niewidoczne.



Wprawne oko z pewnością ustali chronologię moich starych prac, chociaż zgrupowałam je kolorystycznie. W tych moich pierwszych widać dysproporcje pomiędzy końcami. Nie potrafiłam precyzyjnie ocenić długości bransoletki i oszacować ilości koralików koniecznej przy danej grubości sznurka. Niektóre zestawienia kolorów mogą wydać się dziwaczne, ale nie zapominajcie, że powstawały dla konkretnych osób i o takie właśnie połączenia prosili ich przyszli właściciele. Z ciekawostek, które mogą Wam się przydać podczas nauki makramy, zdradzę, że gruby sznurek wcale nie wyklucza użycia koralików z małą dziurką. Można wykorzystać inny element jako ten wewnętrzny. Przykładem jest tutaj tęczowa bransoletka, w której koraliki nawlekłam na żyłkę jubilerską. 












Wybaczcie, że niektóre zdjęcia zrobione zostały na hotelowych prześcieradłach. Makrama bardzo często towarzyszy mi w zagranicznych podróżach. Potrzebne materiały nie zabierają wiele miejsca, potrafią skutecznie skrócić nużący lot, a upominki wykonane własnymi rękami zawsze wywołują uśmiech na twarzach osób poznanych podczas wojaży. Dołączam do zabawy zorganizowanej przez Aishę i zapraszam do wspólnego wyplatania.



sobota, 20 czerwca 2015

Figi z makiem

Przez dwa tygodnie okradałam własny sen, bo szalony projekt wdarł się pomiędzy pękające w szwach doby. Realizowałam dość abstrakcyjny pomysł na prezent ślubny. Maki kojarzą mi się z figami. Wymyśliłam sobie stojak na wino (a w zasadzie na dwie butelki wina) w kształcie gustownych majteczek. Ot, taki zestaw, z przymrużeniem oka, ośmielający na poślubną noc.


Całość wypleciona została z papierowej wikliny, pomalowana w kilku odcieniach różu, przyozdobiona makiem w technice decoupage oraz zabezpieczona lakierem bezbarwnym. Mam nadzieję, że państwo młodzi mają duże poczucie humoru i nie wyproszą mnie z wesela za obrazę moralności.


Winę za całe zamieszanie ponosi Agatka, która zasiała te kwiaty w mojej głowie. Bardzo nie lubię czerwonego koloru. Nawet moje osobiste maki ogrodowe kwitną zawsze w fioletach. Klasyczna wersja trafiła zatem do puli eksportowej. Pracę zgłaszam na makowe wyzwanie.



piątek, 12 czerwca 2015

Gruba ryba

Męczyły mnie wielkie wyrzuty sumienia, że przy okazji posta instruktażowego stworzyłam okaleczoną rodzinę. Samotna matka w milczeniu borykała się z trudem wychowania trójki swoich rozbrykanych dzieci. Postanowiłam zatem ulżyć jej cierpieniom, zarzucić wędkę i sprowadzić męża marnotrawnego. Zmobilizowała mnie Majalena i jej paleta kolorów. Pomalowałam kilka rurek z papierowej wikliny na popielato, jasnoróżowo, brązowo, ciemnoróżowo oraz zielono. Rodzinka, teraz już w komplecie, odpływa do swojego nowego akwarium.


Pstrokatą rybkę zgłaszam na wyzwanie Majaleny. Zawiera w sobie wszystkie zadane w palecie kolory i tylko oczka wybałuszyły się poza szeregiem, ale chciałam, żeby rybia głowa rodziny idealnie pasowała do wcześniejszych figurek.



wtorek, 9 czerwca 2015

Osa

Do zestawienia żółci z czernią nasuwają mi się dwa, skrajnie różne, skojarzenia. Pierwsza myśl, niezwykle pozytywna, przywołuje dzikie koty: lamparty, jaguary, oceloty, gepardy oraz tygrysy. Na drugim biegunie znajdują się te wszystkie boleśnie żądlące potwory. Na widok zbliżających się w moją stronę wrednych żółtków, salwuję się ucieczką. Tylko jeden tak zabarwiony owad okazał się wobec mnie przyjazny.


W ramach walki z własnymi fobiami wyplotłam osę. Jak zrobić dowolne zwierzątko z papierowej wikliny, prezentowałam tutaj. Innowacją, którą wprowadziłam do wariantu owadziego, są skrzydełka wycięte ze sztywnego przezroczystego plastikowego opakowania. Wykorzystałam żółte strony z gazety, natomiast pręgi, oczy, czułki i otwór gębowy pomalowałam czarną farbą. Piksele tradycyjnie dokonały sabotażu i rozjaśniły żółć, która w rzeczywistości jest o wiele bardziej intensywna.

Osę wysyłam do Danutki. Oczywiście bez cienia złośliwości. Owad został zmodyfikowany genetycznie i pozbawiony żądła jeszcze w wieku prenatalnym, na etapie szkicowania projektu w głowie. Skoro stworzyłam potwora, na osłodę dorzucam mój ulubiony dowcip o żółtym kolorze:

Pewna londyńska firma zamieściła w prasie ogłoszenie o pracę. 
Odpowiedziały na nie trzy osoby: Niemiec, Francuz i Hindus. 
Komisja rekrutacyjna sprawdzała poziom znajomości języka angielskiego u kandydatów. 
Poleciła, aby każdy z nich ułożył zdanie, które zawierać będzie trzy słowa: green, pink i yellow.
Na pierwszy ogień poszedł Niemiec:
- When I wake up I see yellow sun, green grass and I think to myself that will be wonderful, pink day.
Jako drugi był Francuz:
- When I wake up I put my green pants, yellow socks and pink shirt.
Na koniec Hindus:
- When come back home I hear the telephone green green, so I pink up the phone and say: Yellow!



niedziela, 7 czerwca 2015

Pamiętnik hejtera

Poniedziałek

Nienawidzę ich. 
Dzisiaj postanowiłem napluć im na wycieraczkę.
Nie trafiłem.
Oplułem sobie całą koszulę i parasol, którym mierzyłem, na jaką odległość potrafię splunąć.


Wtorek

Zaplanowałem, że zrobię im kupę pod drzwiami.
Zakradłem się tuż po północy.
Byłem tak podekscytowany, że zapomniałem ściągnąć spodnie.


Środa

Kupiłem najmocniejszy klej na rynku, żeby zablokować im zamki w drzwiach do samochodu.
Dzięki interwencji chirurgicznej nie muszę już dźwigać oparcia od krzesła, szuflady, słuchawki od telefonu i klamki od łazienki, które przykleiły się do moich rąk.


Czwartek

Zszedłem do piwnicy, zakręciłem im główny zawór wody i zalałem betonem.
Chciałem wykąpać się po tej ciężkiej pracy, ale okazało się, że to był zawór odcinający wodę od mojego mieszkania.


Piątek

Rozlałem olej przed ich wejściem.
Podziwiałem moje dzieło, zachwycając się perspektywą ich cierpienia.
Chciałem sprawdzić, czy wylałem odpowiednią ilość oleju.
Poślizgnąłem się, straciłem równowagę i złamałem obie nogi.


Sobota

Wysłałem kilkaset obelżywych maili w ich imieniu.
Dostaję jeszcze bardziej obraźliwe odpowiedzi.


Niedziela

Jestem podstępnym kojotem.
Wymyśliłem sprytną intrygę.
Zadzwoniłem na policję zmieniając głos i poinformowałem o planowanym zamachu bombowym.
Przedstawiłem się ich nazwiskiem i podyktowałem ich adres.
Nie wiem, czemu policja zignorowała podane przeze mnie dane.
Namierzyli mój telefon i czekam teraz w areszcie na proces.


Niniejszy tekst jest jedynie fikcją literacką i nie ma nic wspólnego z otaczającą nas rzeczywistością.


sobota, 6 czerwca 2015

Zaproszenie do (o)błędnej zabawy

Temat zabawy wydaje mi się wyjątkowo trudny. Wymaga nabrania dystansu do siebie i posiadania umiejętności przyznawania się do błędów. Nie każdy twórca znajduje w sobie tyle odwagi, aby pokazywać swoje nieudane prace. Znam malarkę, która systematycznie niszczy swoje obrazy z wcześniejszych okresów oraz próbuje zatrzeć po nich ślad wszelaki. A przecież błądzić jest rzeczą ludzką. Poznajemy nowe materiały i techniki, uczymy się, ćwiczymy, szlifujemy warsztat, jednak, nawet, kiedy już nabierzemy wprawy, chwila nieuwagi wystarczy, aby "zgubić oczko w splocie", "zachlapać farbą niemal wykończone dzieło" czy "dokleić element do góry nogami". Niektóre błędy czy niedociągnięcia widoczne są tylko dla autora. Inne potrafią przyćmić całą pracę. W banerku możecie zobaczyć moje eksperymenty fotograficzne z obiektywami własnej konstrukcji. Wyszło ciekawie, chociaż chciałam uzyskać zupełnie inne zdjęcie.



Do nietypowej tematyki zainspirowały mnie przemyślenia Ilonki. Złośliwa krytyka boleśnie wbija swoje żądło. Najczęściej rodzi się z zazdrości. Są też tacy, którzy zapomnieli, jak cielęciem byli i stawiali swoje pierwsze kroki w rękodziele, więc nowicjuszy zalewają jadem niezrozumienia. Przymrużmy oko i spójrzmy na naszą twórczość nieco inaczej. W nasze prace wkładamy własne serce, ale efekty nie zawsze spełniają wytyczne projektów naszkicowanych gdzieś w naszych głowach. Pamiętajmy, że każdy prototyp, nawet ten najbardziej nieudany, przybliża nas do doskonałości.

Na zachętę pokażę Wam coś, co miało być moim pierwszym koszyczkiem z żywej wikliny. Przypomina sito, na którym usiadło sobie stado wiercących się słoni. Biegałam za niesfornymi witkami uciekającymi przede mną po całym pomieszczeniu i zamiast kształtu okręgu uzyskałam efekt wszystkich figur geometrycznych jednocześnie. Byłam bliska rezygnacji z nauki wyplatania. Dopiero po wielu miesiącach dowiedziałam się, dlaczego wierzbowe witki stawiały wtedy tak wielki opór: organizatorzy warsztatów dali nam zbyt twarde i nienamoczone odpowiednio. Podczas drugiego podejścia do żywej wikliny udało mi się wypleść już okrągłą formę, może nie idealną, ale dla mnie w pełni zadowalającą. Sentyment do pierwszego "koszyka" pozostał. Uszyłam mu wielkie turkusowe majty, przykrywające jego wykręcone przez chorobę Heinego-Medina ciałko, i wiernie mi służy jako pojemnik na kleje, nożyczki oraz inne akcesoria potrzebne w trakcie prac ręcznych.



Czekam na śmiałków, którzy pokażą mi swoje (o)błędne prace. Chętnie poczytam, jakie jest Wasze podejście do tego, co tworzycie. Możecie, oczywiście, zgłosić również swój starszy, już opublikowany wcześniej, post na temat rękodzielniczych niedoskonałości, jeśli tylko spełnia zasady regulaminu.


Reguły gry:

1. W zabawie mogą uczestniczyć osoby prowadzące blogi.
2. Należy przedstawić jedną pracę, która nie spełniła Waszych oczekiwań lub zawiera nieplanowane błędy. 
Praca może być wykonana w dowolnym okresie własnej twórczości oraz w dowolnej technice.
3. U siebie na blogu należy umieścić osobny post z fotografiami swojej pracy, informacją o sposobie jej wykonania oraz napisać, 
dlaczego, Waszym zdaniem, praca jest nieudana, jakie popełniliście błędy lub w jaki sposób próbowaliście pracę ratować.
4. Jedno zdjęcie pracy oraz link do swojego posta należy wysłać na adres e-mail: charmonia@gazeta.pl
5. W tytule maila proszę wpisać: "(O)błędna zabawa", a w treści: "Wyrażam zgodę na publikację mojego zdjęcia w poście podsumowującym zabawę."
6. Każde zgłoszenie potwierdzę e-mailem zwrotnym. W przypadku braku takiego potwierdzenia w ciągu 3 dni, proszę o ponowny kontakt.
7. Chęć udziału należy zgłosić dodatkowo w komentarzu pod tym postem.
8. Termin wysłania zgłoszeń upływa 7 lipca 2015 r. o godzinie 23:59.
9. Po tym terminie w ciągu tygodnia opublikuję post ze wszystkimi nadesłanymi pracami i linkami do blogów ich autorów.
10. Do głosowania na najciekawsze podejście do własnej twórczości i komentowania na blogach autorów zgłoszonych prac zapraszam w ciągu kolejnych 7 dni.
10. Zwycięzca może liczyć na promocję swojego bloga i banerek z wyróżnieniem. 
Dodatkowo moja przyjaciółka Kasia wybierze jedną osobę, która otrzyma ode mnie upominek.
11. Celem zabawy jest integracja blogowej społeczności osób zajmujących się rękodziełem.