Kalendarium

* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice

czwartek, 31 lipca 2014

Konik wąsacz

Makrofotografia pobudza moją ciekawość i rozwija detektywistyczne skłonności. Mali skrzypkowie, anonimowo do tej pory koncertujący w trawach, zdradzają mi swoje imiona. W Polsce występuje ponad trzydzieści gatunków koników polnych. Na listku mięty w Balnicy przycupnął konik wąsacz (Chorthippus parallelus), zwany również konikiem łąkowym. W polskiej kulturze konik polny jest symbolem lekkomyślności, ale w odległej Japonii owad ten symbolizuje szczęście.



środa, 30 lipca 2014

Górskie wiewiórki

Nie udało mi się upolować popielicy, ale spotkałam w lesie dwie rozbrykane wiewiórki. Zbyt płochliwe były, aby podejść blisko i pięknie je sportretować. Mimo różnic w wyglądzie w stosunku do kuzynek występujących na terenach nizinnych nie wyodrębniono dla tych gryzoni osobnego gatunku i zaliczane są do wiewiórek pospolitych (Sciurius vulgaris). Bieszczadzkie okazy mają o wiele ciemniejsze namaszczenie od tych żyjących w krakowskich parkach, wydają się też większe i bardziej puchate. Podlegają całkowitej ochronie.


wtorek, 29 lipca 2014

Jaszczurka zwinka

Na nabrzeżu Jeziora Solińskiego plażowały jaszczurki. Zamaskowały się wśród liści wystawiając swoje ciała ku słońcu, a ich obecność zdradził szelest, kiedy uciekały spłoszone warkotem quada. Jaszczurka zwinka (Lacerta agilis) podlega ścisłej ochronie. Żywi się tymi wszystkimi paskudztwami, które bez zaproszenia wdzierają się do mojego ogródka: owadami i ślimakami. Unika jednak terenów zurbanizowanych, więc szans na tak miłe sąsiedztwo nie mam żadnych.



poniedziałek, 28 lipca 2014

Bieszczadzka Kolejka Leśna

Do kolei wąskotorowej pozostał mi sentyment z dzieciństwa. Największą atrakcją wakacji spędzanych w okolicach Miechowa był dla nas pociąg przejeżdżający przez pola. Układaliśmy aluminiowe złotówki na szynach i godzinami czekaliśmy na pojawienie się lokomotywy. Zdeformowane pod jej ciężarem monety nabierały bezcennej dla nas wartości. Tamtejsza wąskotorówka wybudowana została w 1916 roku, a mój dziadziuś dojeżdżał nią do miechowskiego gimnazjum. Z dwudziestokilometrowej trasy pozostało obecnie jedynie kilka reliktów. Szkoda, że torowisko rozebrano i przetopiono, zamiast wykorzystać istniejącą infrastrukturę do turystycznego rozwoju regionu. Szczęśliwie natomiast drugie życie zyskała wąskotorówka w Bieszczadach.


Początki Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej sięgają roku 1890. Powstała z potrzeby transportu drewna eksploatowanego w tutejszych lasach. W swojej długiej historii była wykorzystywana również do celów militarnych. Podczas działań wojennych wielokrotnie ulegała zniszczeniu. Do dewastacji prowadziły także walki narodowościowe na tych terenach. Odbudowywana oraz rozbudowywana kolejka funkcjonowała aż do momentu oddania do użytkowania drogi. Transport samochodowy okazał się znacznie tańszy. Dla przemysłu wąskotorówka przestała być rentowna. Dopiero nadanie jej funkcji turystycznych doprowadziło do ponownego rozkwitu.


Pierwotnie rozstaw torów wynosił 760 mm, ale został zmieniony na 750 mm. Główna stacja Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej znajduje się w Majdanie. W sezonie letnim pociąg kursuje do Przysłupa i do Balnicy. Wybraliśmy tą drugą trasę. Na chwilę mogliśmy postawić stopy po słowackiej stronie granicy.




niedziela, 27 lipca 2014

Jezioro Solińskie

Jezioro Solińskie pojawiło się w Bieszczadach w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku jako pochodna budowy zapory i elektrowni wodnej w Solinie. Nie rozumiem zachwytów nad samą konstrukcją zapory, gdyż ten ogromny bury betonowy klocek nie harmonizuje z malowniczymi krajobrazami okolic. W niemym proteście natura powoli zasypuje zbiornik, wprowadzając w procesie abrazji 200000 m3 materiału skalnego rocznie.


Nie odważyłam się zanurzyć w wodzie nawet stopy. Błotniste dno nie wyglądało zachęcająco, a dzicy mieszkańcy podwodnej krainy z pewnością już ostrzyli na mnie swoje zęby. Wędrowałam więc wzdłuż wybrzeża cypla werlaskiego kadrując bogactwo flory i fauny. Obejście całego jeziora zabrałoby 6 dni marszu. Być może kiedyś, jeśli znajdę kompana nie lękającego się używania nóg, zatoczę taką pętlę.






sobota, 26 lipca 2014

Moje Bieszczady

Uwielbiam Bieszczady. Brakuje mi tej dzikości sprzed dwudziestu lat, ale komercja zalewa świat i coraz trudniej znaleźć zakamarki nieokaleczone bliznami cywilizacji. Na kilka dni wynajęliśmy domek w Werlasie, małej wiosce na półwyspie na Jeziorze Solińskim. Sześć niebanalnych osobowości wykluczało nudę nawet w najbardziej deszczowe dni: Ania, Jarek, Leszek, Andrzej, Piotr i oczywiście najbardziej zakręcona z całego towarzystwa ja.

Fot. Piotr Ulatowski

Godzinami spacerowałam samotnie po lesie zapisując na karcie pamięci niezwykłość przyrody. Uciekałam dopiero, gdy na niebie gromadziły się chmury i słychać było złowrogie mruczenie. Pogoda szalała. Boję się burzy, więc ukrywałam się wtedy w bezpiecznym domku wśród przyjaciół.






piątek, 25 lipca 2014

Festiwalowe pamiątki

Wśród atrakcji Festiwalu ETNOmania znaleźć można wiele ciekawych warsztatów rękodzielniczych. Chętnie wzięłabym udział w każdym z nich, ale po prostu zabrakło czasu. W tym roku wykonałam własnoręcznie jedynie dwa pamiątkowe przedmioty, które umilą oczekiwanie na następną edycję.

Fot. Jakub Włodek

Barbara Kossakowska pozostawiła uczestnikom swoich warsztatów pełną swobodę twórczą. Każdy więc samodzielnie projektował swoją etnokoszulkę. Do dyspozycji mieliśmy farby, kawałki tkanin z ludowymi wzorami, koronki, wstążki i cekiny. Postawiłam na prostotę z nutką abstrakcji. Przód koszulki pomalowałam fioletową farbką w rozmaite esy-floresy, ale dokąd ten labirynt prowadzi, pozostanie moją słodką tajemnicą.

Fot. Maciej Trała

Zatrzymałam się również przy warsztatach biżuteryjnych prowadzonych przez Osikową Dolinę. Technika tworzenia z wiórków drewna osikowego przypomina quilling - cieniutkie paseczki zawija się na drewnianym kołeczku i łączy klejem z kolejnymi elementami. Mój asymetryczny wisior zawieszony na rzemieniu jest luźną wariacją na temat szalonego rowerzysty. Wspomnienia ukryte w koszulce i naszyjniku sprawiają, że uśmiecham się za każdym razem, kiedy zawiesza się na nich mój wzrok.



czwartek, 24 lipca 2014

Pokaz etnomody

Tradycyjnie podczas Festiwalu Etnomania 2014 odbył się również pokaz mody. Swoje kolekcje przedstawili: Anna Starosta, Tustela, Uzi Fride, Monika Dąbrowa oraz Monkynaoko. Każdy projektant na swój sposób podszedł do zagadnienia wykorzystania motywów ludowych we współczesnym wzornictwie. Najczęściej pojawiały się pasiaki i kwieciste formy. Nie mogło oczywiście zabraknąć słynnych spódniczek słowiańskich, ale nieskromnie stwierdzam, że w porównaniu z moim egzemplarzem z pracowni Krawiectwo Melanii wypadły one bardzo blado. Zastosowanie białego tiulu jako podszewki jest nie tylko niepraktyczne, ale też po prostu nieciekawie wygląda, niczym wystająca niechlujnie bielizna. Zresztą, sami zobaczcie, że to właśnie czerń pasuje tutaj idealnie.



Zaprezentowane podczas pokazu stroje nie zrobiły na mnie specjalnego wrażenia. Na tle wszystkich kolekcji wyróżniały się jedynie projekty Moniki Dąbrowy. Artystka zachowała surowość formy gładkich tkanin, wprowadzając do nich drobne elementy ozdobne z koronki klockowej. Połączenie takie sprawiło, że właśnie ta odzież ujęła mnie swoją prostotą oraz dyskretną elegancją i tylko te modele mogłabym dobrowolnie na siebie założyć. 

Kreacje pozostałych twórców były w większości, niestety, przejaskrawione i przeładowane wzorzystością. Przesyt jest odwiecznym wrogiem estetyki, a ludowość nie musi przecież być synonimem pstrokacizny i tandety. Pikowane spódnice skojarzyły mi się z kurtkami modnymi na targowiskach w latach osiemdziesiątych, a te ze ściągaczem na dole wyglądały, jakby modelka ubrała na siebie... szeroki rękaw. Równie szpetne, moim zdaniem, były "rogate" spódniczki. Te udziwnione kształty nie dość, że są niewygodne, to jeszcze dodatkowo deformują sylwetkę. Ale oczywiście o gustach nie należy dyskutować.






Spośród ubiorów, jakie znaleźć można było na stoiskach wystawców, spodobała mi się jedna czarna dziergana suknia, chociaż ten czerwony kwiat uważam tutaj za zbędny dodatek. Kreacja pochodzi z butiku Wesołe Szydełko.




środa, 23 lipca 2014

Festiwal ETNOmania 2014

Minęło kilka dni od festiwalowego szaleństwa, a moje emocje z nim związane nie chcą opaść. Najważniejszym dla mnie komponentem ETNOmanii są ludzie, których mogę tam spotkać. Niektórych osobiście poznałam już wcześniej, z kolejnymi połączyła mnie wirtualna nić przyjaźni, a jeszcze z innymi dopiero nawiązuję kontakt, dzięki niezwykłej atmosferze serdeczności stworzonej przez organizatorów. Wspólnym mianownikiem tych wszystkich osób jest pasja tworzenia i radość, jaką daje praca własnych rąk. Krążyłam między stoiskami, zachwycając się unikalnymi wyrobami i częstując się rozmową.


Agata i Łucja z Polskiej Wierzby wyplatały żywą wiklinę oraz uczyły dzieciaki, jak wyhodować własną wiklinową rybkę. Magda i Małgosia z Żywej Pracowni zachęcały festiwalowych gości do wspólnego haftowania ogromnej kanwy rozwieszonej między drzewami.

                                      Agata Knop                Łucja Malec-Kornajew                                           Haftowanie z Żywą Pracownią

Magda, tworząca cudeńka pod marką Magbod, jest niekwestionowaną królową frywolitki. Te artystyczne koronki urzekają filigranową wręcz delikatnością. Jeszcze bardziej skomplikowana wydaje mi się koronka klockowa wykonywana przez Monikę z Igielnika. Już samo urządzenie wygląda dla mnie abstrakcyjnie.

Magdalena Bodnarowska                                                                                  Monika Dąbrowa

Edyta kusiła kolorową biżuterią, sygnowaną marką EMUshop.pl. Równie barwnie było u Małgosi, która przyozdobiła jedną ze skansenowych stodół swoimi gobelinami, haftami oraz koronkami. Przykładowe prace tej autorki można obejrzeć w galerii na facebookowym profilu.

Edyta Kania                                                                 Małgorzata Polańska-Kubiak