Kalendarium

* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice

piątek, 9 sierpnia 2013

Weekend za miastem

W poszukiwaniu prawdziwego piękna trzeba, niestety, przekroczyć granice miasta. Obecne władze Krakowa każdy skrawek zieleni traktują z niezrozumiałą dla mnie wrogością i przyklaskują każdej tonie betonu wylewanej przez pazernych developerów. Nie dociera do nich, że kumulują zjawisko smogu i pozbawiają mieszkańców terenów rekreacyjnych, tak potrzebnych zarówno dla zdrowia fizycznego, jak i dla psychicznej równowagi. O naszej walce z wiatrakami pisałam już wcześniej. Coraz częściej krakowianie salwują się zatem ucieczką z dusznej klatki metropolii. Miniony weekend spędziłam z moimi przyjaciółmi w malowniczej Dolinie Prądnika.



U naszej gospodyni w Skale - Ani - zebrała się ekipa przesympatycznych ludków: Agnieszka, Lidka, Monika, Marcin, Piotrek, Wojtek, Paweł, Konrad oraz ja. Nastrój panował radośnie grillowy. Mięsożercy zajadali się kiełbaskami, a ja pałaszowałam warzywne szaszłyki. Stół uginał się pod smakołykami i napitkami, więc bawiliśmy się do czwartej nad ranem. Niebywałą atrakcją była przygotowana przez Anię i Marcina mapa nieba. Z pasją wypatrywaliśmy gwiazdozbiorów, polując przy okazji z zestawami naszymi życzeń na te gwiazdy spadające. Na moim prywatnym domowym skrawku nieba widać bardzo niewiele zza zasłony miejskiej łuny, więc dosłownie nie mogłam oderwać oczu od tych miliardów iskierek nad moją głową. Kiedy wszyscy pozostali imprezowicze zasnęli, ukryłyśmy się z Anią w jej robótkowej pracowni, usiadłyśmy nad figurkami z masy solnej i dopiero wschód słońca wypłoszył nas do spania.




Następnego dnia wybraliśmy się z Anią i Marcinem na spacer po urokliwych polnych i leśnych ścieżkach między Skałą a Ojcowem. O zamku ojcowskim będę jeszcze pisać, historia tej warowni zasługuje na osobną notkę. Na razie podzielę się kadrami, w których próbowałam uchwycić cudowność natury.











4 komentarze:

  1. Za tę cząstkę cudowności natury - bardzo Ci dziekuję

    OdpowiedzUsuń
  2. Ech czy to miasto czy wieś wszędzie wdzierają się "betonowce". U mnie też coraz mniej miejsca na swobodne spacerowanie np. z piesiem.

    Oj to poimprezowałaś trochę. Takie wypadu są super, bo człowiek raz dwa naładuje akumulatory :).

    Zdjęcia śliczne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem co powiesz... "Nowa Huta" to nie Kraków.... ale podzielę się moimi spostrzeżeniami z pobytu.... dla mnie rodzina z Krakowa to właśnie cioteczki mieszkające w Nowej Hucie gdzie miałam przyjemność przebywać.... Sporo spacerowałyśmy: place zabaw, wyjścia z pieskiem i szok w porównaniu z Warszawą, gdzie byłam ciut wcześniej. W warszawie trawniki strzyżone, wszystko pod linijkę, a tu dzicz, pokrzywy do pasa, zamiast trawników-dzikie łąki, zarośla, drzewa przez nikogo nie pielęgnowane, cisza, spokój. Dla mnie "Czarnobyl". Dopiero jak mi cioteczki powiedziały o wycieczkach Anglików "śladami PRL-u" pomyślałam, ze jest to celowe działanie władz miasta, w końcu na turystach się zarabia. Myślisz, że to możliwe?

    OdpowiedzUsuń