Kalendarium

* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice

piątek, 2 sierpnia 2013

Kocie sprawy

Tytuł tego posta zaczerpnęłam z piosenki mojej najukochańszej kapeli "Buzu Squat". Niestety, zespół nazbyt szybko zniknął w niebycie i bardzo odczuwam niedosyt jego twórczości. Pozostała mi jedynie płyta, najważniejsza w mojej muzycznej kolekcji. Można też "Kocich spraw" posłuchać w serwisie youtoube.

Koty uwielbiam. Po moim domu biega sobie około 10 rozkosznych kilogramów sierści, oczywiście w podziale na dwie sztuki: Napoleon oraz Finlandia. W poprzednim wcieleniu zapewne sama byłam kotem, gdyż rozumiemy się znakomicie. No, może tylko kocie prezenty niezbyt trafione są. Jako wegetarianka nie lubuję się w mysich denatkach. Liczą się jednak dobre intencje i dowody miłości przyjmuję.

Napoleon trafił do nas jako maleństwo z chorobą sierocą. Panicznie bał się dźwięku silnika i panów w roboczych ubraniach. Nie sposób wyliczyć, ile uśmiechów na naszych twarzach wymalowała ta mała rozrabiaka. Z każdego przedmiotu potrafi zrobić zabawkę, a jako leżanki wybiera najbardziej abstrakcyjne miejsca. Jedynie kocie legowiska nigdy nie zyskały jego aprobaty, bo przecież spać powinno się na łóżku.







Finlandia zamieszkała u nas już jako kocię dorosłe. Ona też nie miała łatwej młodości. Przyzwyczajona do bycia słodkim pościelowym przytulaczkiem, nagle trafiła do nieogrzewanego garażu, a wszelkie próby wejścia na pokoje kończyły się kopniakiem. Do tej pory na łóżko wskakuje z pewną taką nieśmiałością i trzyma się blisko krawędzi. Uwielbiała spać w koszyku, dopóki nie wdarł się do niego Wypłosz, przechowywany u nas w ramach wakacyjnej przysługi. Do wirtuozerii doszła natomiast w budowaniu sobie domków z kartonów, a w ogrodzie codziennie rzeźbi swoją ulubioną deseczkę.





Lubię też koty obce. Z Jasperem spędziłam ostatniego Sylwestra i bawiliśmy się wyśmienicie. Smuteczki jednak mnie ogarniają, kiedy widzę kociaki opuszczone, zaniedbane, okaleczone, niekochane. Chciałabym móc je wszystkie przygarnąć, ale mam tylko dwie łapki do głaskania. Szkoda, że w tym okrutnym świecie brakuje troski, poszanowania i ciepłych uczuć dla braci mniejszych.




I na koniec nie mogłam powstrzymać się od dokonania rozboju na moim koledze. Poniżej dwie genialne fotografie, których autorem jest Marcin Huet. Zły pies podbił moje serce, a ta parka kociaków ukrytych w trawie do złudzenia przypomina moich domowników.


Do kocich wynurzeń nakłoniła mnie Maskotka, organizując koci konkurs na swoim blogu http://maskotkaipieska.blogspot.de, w którym do udziału zapraszam.




9 komentarzy:

  1. bardzo tu dzisiaj kocio ^^ aż miło popatrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie słodziakiiii!!!!!!! :)) Uwielbiam kotki. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Urocze kociaczki, widać że są u Ciebie szczęśliwe. Ja nigdy nie miałam kota, zawsze był w domu psiak. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. przecudowne
    ja kota nie mogę miec, niestety :-(

    OdpowiedzUsuń
  5. świetne kociaki
    Dziekuję za udział w moim candy
    Wkrótce rozdanie
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna foto-kocia relacja.Widać, że kociaki mają u Ciebie dobre życie.
    Zdjęcie z cudownym rudzielcem i notką Uwaga zły pies jest niesamowite,co za poza:)))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocio-foty jak nic. Najlepszy ten w czekoladzie:) Pozdrowienia i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam i dziękuję za udział w moim rozdaniu:) wspaniały post, idealny dla mnie:) kocham koty, choć nie zawsze tak było. Dopiero około cztery lata zaczęłam się do nich przekonywac, gdy przebywałam z nimi, opiekowałam się od urodzenia i poznawałam. Zdjęcia super. Też jestem w posiadaniu dużej kolekcji. Patrzac na nie trudno się powstrzymać przed uwiecznianiem:)A co do ludzi i postępowania wobec zwierząt, to powiem tak: "Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta" G.B. Shaw
    I właśnie tak to u mnie jest.

    OdpowiedzUsuń