Kalendarium

* Od 5 do 30 września 2017 r. - piesza pielgrzymka do Santiago de Compostela
* bezterminowo: Akcja społeczna Zielone Bronowice

piątek, 30 sierpnia 2013

Wernisaż wystawy Leszka Gałązki

W dniu 29 sierpnia 2013 r. w podziemiach Piwnicy Pod Baranami przy Rynku Głównym 27 otwarto wystawę zatytułowaną "Ogrody Melancholii". Autorem rysunków zdobiących piwniczne ściany jest Leszek Gałązka. Na co dzień wiodą one swoje własne życie w rozmaitych zakątkach świata, ale zostały czasowo wypożyczone na potrzeby pełnej prezentacji dorobku krakowskiego rysownika. W grafikach zamkniętych w secesyjnej linii w sennych krainach mieszkają bohaterowie literatury, Biblii i mitologii: Anioły, Persefona, Circe, Tristan i Izolda, Orfeusz i Eurydyka... Gdzieś po głowie pląta się natrętna myśl, że już wcześniej widziałam prace tego twórcy, ale mgła niepamięci złośliwie nie pozwala mi zlokalizować tego miejsca.  

Z Leszkiem Gałązką

Mottem przewodnim wieczoru było hasło "Kobiety i Wino". Tak właśnie brzmi nazwa Stowarzyszenia, które objęło patronat nad wystawą. Oprócz winnego poczęstunku, na stołach wabiły patery ze świeżymi owocami. Musieliśmy jednak oprzeć się tej pokusie, gdyż następnym punktem czwartkowego programu był koncert. I, chociaż wieczór spędziłam w męskim gronie, z Rafałem, Mariuszem i Wojtkiem, stało się zadość tradycji: kobiety, wino i śpiew.

Przepraszam za jakość zdjęć, ale przeszklenie prac niestety wykluczyło możliwość użycia flesza. W Piwnicy Pod Baranami panuje nastrojowy półmrok. Stanowi on świetną oprawę dla towarzyskich spotkań, jednak na potrzeby takich wydarzeń jak wernisaże optowałabym za montażem alternatywnego, mocniejszego oświetlenia. Pozostaje mi zatem jedynie zaprosić do osobistego obejrzenia rysunków Leszka. Ekspozycja dostępna jest codziennie do 25 września.






środa, 28 sierpnia 2013

Zamek Tenczyn w Rudnie

Istnieją mocno uzasadnione podejrzenia, że w którymś z poprzednich wcieleń mojego żywota byłam księżniczką. Świadczą o tym zarówno moje wygórowane ambicje wobec zapisanego mi w gwiazdach księcia, jak i ten nieodparty magnetyzm, jaki ciągnie mnie w stronę zamków wszelakich. Fascynuje mnie architektura wiekowych warowni, w takim samym stopniu tych, które szczęśliwym losu zrządzeniem współcześnie zachowały swoje oryginalne kamienne piękno, jak i tych zrujnowanych, dla których muszę szeroko rozpościerać skrzydła mojej wyobraźni, aby dostrzec ich dawny urok. Zamek Tenczyn we wsi Rudno, oddalony o 24 km od Krakowa, zmusza do intensywnej gimnastyki kolorowych komórek mózgowych, gdyż stał się ofiarą sporów kompetencyjnych między różnymi szczeblami administracji publicznej. Urzędnicza spychoterapia z roku na rok odziera go z resztek dawnej świetności. Gdzieś w tle wlecze się bezsensowna biurokratyczna wojna, natomiast koszty potencjalnej odbudowy rosną odwrotnie proporcjonalnie do mojej nadziei na uratowanie tego zabytku.



Budowę zamku na przed wiekami wygasłym wulkanie rozpoczęto w 1319 r. z inicjatywy kasztelana krakowskiego Nawoja z Morawicy z przeznaczeniem na nową siedzibę rodu. Powstały wówczas drewniane zabudowania z potężną gotycką wieżą, określaną na cześć fundatora Wieżą Nawojową. Prace murarskie rozpoczął syn protoplasty, Jędrzej, piastujący funkcję wojewody krakowskiego i sandomierskiego. Przyjął on nazwisko Tęczyński w pełni integrując rodzinne losy z terenem, na którym się osiedlili oraz nawiązując do pobliskiej wsi o ówcześnie brzmiącej nazwie Tęczyn Mały. Rozbudowę warowni kontynuował kolejny potomek, Jaśko, i to on wzbogacił zamkowe wzgórze o kaplicę. Z czasem tuż obok powstały również: folwark, łaźnia, browar ze słodownią i dom praczek.

Gruntownej przebudowy w stylu renesansowym dokonał około roku 1570 kasztelan Jan Wojnicki. Powstały trzy skrzydła, otwarte ku zachodowi, zdobione renesansowymi attykami, gzymsami i krużgankami. Prace budowlane ciągnęły się aż do początku XVII w. Zamek wraz z podgrodziem został otoczony murem kurtynowym, a od północy wzmocniono go basteją wjazdową, natomiast od południa dwiema pięciokątnymi bastejami. Od strony północnej rozciągały się ogrody, a od strony zachodniej i południowej - winnice. Ostatnią dużą inwestycją była przebudowa kaplicy zamkowej.

Pierwszym sztyletem wbitym w serce tenczyńskiej warowni okazał się potop szwedzki. Fałszywa informacja o ukrywaniu narodowego skarbu w Tenczynie ściągnęła do niego w 1655 szwedzkie wojska. Splądrowali zabudowania, a opuszczając je, dla wyrażenia wściekłości - podpalili. Przyczyniło się to do architektonicznej degrengolady. Częściowo odbudowane zamczysko zostało trafione gromem z nieba w 1768 roku i był to już cios śmiertelny.












Do czasów współczesnych przetrwały ślady imponującego wjazdu do zamku - pierwotnie był to barbakan i nietypowa sień o długości ok. 60 metrów, przysklepiona i wyposażona w otwory strzelnicze w ścianie zewnętrznej. Zachowały się również ruiny trzech baszt średniowiecznych. Najstarsza baszta od północy nazywana jest Dorotką, od wschodu widać Izabelę, a od strony południowo-wschodniej basztę więzienną - turmę. Ponadto w Tenczynie podziwiać można ruiny dwóch bastei - Grunwaldzkiej i Tęczyńskiej, pozostałości budynków mieszkalnych oraz kaplicy, nie ma natomiast dojścia do sklepionych komnat. Aktualnie zamek niedostępny jest dla zwiedzających. Kiedyś nazywano go drugim Wawelem. Teraz gości tam wyłącznie dzika przyroda, a mi brakuje słów właściwych dla ogromu głupoty, która doprowadziła to magiczne miejsce do tak nieodwracalnych zniszczeń. Wszystkie powyższe fotografie pochodzą z mojego prywatnego archiwum, kiedy jeszcze można było dotknąć okruchów historii. Więcej informacji o zamku znaleźć można na przykład tutaj.


Blog Hop!

Z okazji drugich urodzin Agaterii trwa rozskakana zabawa. Odwiedzając kolejno blogi projektantek, należy pozbierać rozsypane słowa. Odrobina wirtualnej gimnastyki pozwoli trafić do nowego miejsca w sieci, w którym zdradzone zostaną wszystkie tajemnice stemplowania. Zapraszam do wspólnego skakania, szybciutko, bo czas mocno ograniczony: tylko dzisiaj do północy. Oczywiście na najlepszego skoczka czeka nagroda. Do zabawy można przyłączyć się klikając na poniższy obrazek. Nie zdradzę jednak dokąd Was zaprowadzi, aby nie zepsuć miłej niespodzianki.


Dziś Agaterii są urodziny
Więc je hucznie obchodzimy
Będą konkursy i zabawa
Stempelków darmowa dostawa
To nie koniec przyjemności
Będzie niespodzianka dla naszych gości 
W nowym miejscu się spotkamy
DO STEMPLOMANII WSZYSTKICH ZAPRASZAMY !


wtorek, 27 sierpnia 2013

Biżuteria upcyklingowa - drugie życie skóry

Moja motocyklowa kurtka dzielnie towarzyszyła mi przez wiele sezonów. Zwiedziła spore połacie świata, niekoniecznie na jednośladzie, gdyż wyjątkowo urzekała mnie swoim ciepłem i wygodą. Ale tak to już w życiu bywa, że ulubione rzeczy zużywają się najszybciej. Przy moim roztrzepaniu bardzo łatwo o rozdarcie czy postrzępienie albo inną mechaniczną niepożądaną przygodę. Chyba powinnam w końcu wylądować na Ziemi i uwierzyć w istnienie grawitacji. 


Sentyment do szacownej emerytki nakłonił mnie do jej reinkarnacji. Powycinałam zatem wszystkie zdrowe kawałki skóry, aby przerobić je na biżuterię. Powstała seria różnych kwiatuszków i listków. Efekt połysku uzyskałam za pomocą złotej farby w pudrze. Para kolczyków po sesji fotograficznej i końcowym zadowoleniu ze swojego paszportowego zdjęcia pakuje się właśnie do podróży jako nagroda za pasję poznawczą dla Lucynki. A broszka wybiera się na torcik do dzisiejszej solenizantki.


I na koniec jeszcze profesjonalny pamiątkowy portret mojej kurtki sprzed kilku lat w symbiozie ze mną i moim Harleyem. Autorem tej ostatniej fotografii jest Tomasz Wiech z "Gazety Wyborczej". Ale to już zupełnie inna historia i opowiem przy bardziej tematycznej okazji...

Fot. Tomasz Wiech


niedziela, 25 sierpnia 2013

Biżuteria upcyklingowa - shrink plastic

Moim ulubionym kierunkiem biżuteryjnym jest upcykling. W najdziwniejszych przedmiotach, które utraciły swój pierwotny blask, dostrzegam potencjał, aby nadawać im drugie życie. Puste opakowania również można wtórnie wykorzystać. Świetnym półproduktem mogą być plastikowe pudełka. Pod wpływem temperatury zmieniają one swój kształt. Niestety, robią to w sposób nieprzewidywalny, co przy moim dążeniu do perfekcji w próbach stworzenia pary identycznych kolczyków okazuje się nie lada wyzwaniem. Dodatkowe utrudnienie stanowi fakt, że każdy rodzaj plastiku podczas pieczenia zachowuje się inaczej.



Metoda ta nazywa się shrink plastic, czyli kurczenie plastiku. W kreatywnych sklepach dostępne są specjalne arkusze z precyzyjną instrukcją obsługi oraz podanym zakresem temperatur wypiekania. Osobiście jednak wolę moje własne eksperymenty na surowcach wtórnych. Przeźroczyste opakowania po żółtym serze zmieniają kolor na biały, zwijają się w rulonik i przypominają ceramikę, co zobaczyć można powyżej na dwóch pierwszych zdjęciach. Pudełeczka po ciastkach (czyli pozostałe fotografie poniżej) zachowują pierwotny kształt, natomiast w zależności od ustawienia piekarnika mniej lub bardziej wyglądają jak kawałki wyciętego albo stopionego szkła. Wzorki na moich wycinankach maluję oczywiście przed pieczeniem, więc cechują się pełną odpornością na uszkodzenia mechaniczne i warunki atmosferyczne.

Zapraszam zatem do obejrzenia przykładów mojego znęcania się nad biednymi pudełkami. Granatowe kwiatuszki znalazły się wśród nagród w przesyłce do Agnieszki z Łomży, zwyciężczyni mojego poprzedniego candy. Nie zdążyła ich nawet przymierzyć, gdyż natychmiast oddaliły się na uszach jej córki. Gwiazdki i kotki trafiły na aukcje charytatywne. Inne kolczyki wykonane tą metodą zobaczyć można w moim poprzednim poście. Dla zainteresowanych chętnie przygotuję tutorial, jednak z góry proszę o anielską cierpliwość, gdyż ciągle nie możemy się z wolnym czasem zsynchronizować.







czwartek, 22 sierpnia 2013

Blogowe zabawy

Coraz bardziej wsiąkam w blogosferę i rozmaite zwyczaje z nią związane. Coraz pewniej czuję się w tym świecie i poznaję fantastycznych ludzi, a kilka wspaniałych dziewczyn spotkałam już na żywo. Coraz częściej też zdobywam się na odwagę, żeby napisać komentarz w prywatnej przestrzeni innych osób. Najłatwiej oczywiście na nieznanym gruncie pozostawić swój ślad w ramach blogowego konkursu albo wyzwania. I nie chodzi tutaj o wygraną, ale o wymiar poznawczy. Powoli wciągam się również w inne zabawy. W tym roku wzięłam udział w trzech wymiankach rękodzielniczych. Nadszedł czas na ich podsumowanie.






Wymianka urodzinowa u Agnieszki

Moja pierwsza wymianka miała charakter loterii. Pomysłodawczyni, Agnieszka, postanowiła zrobić 12 spersonalizowanych zakładek dla solenizantek obchodzących urodziny w poszczególnych miesiącach roku. W zamian obdarowane dziewczyny zobowiązały się przygotować w maju swoje prezenty dla organizatorki zabawy. Udało mi się wyciągnąć szczęśliwy los w wymiance urodzinowej i w marcu dostałam piękne prezenty. Jako przewodni motyw wybrałam kociaki, natomiast w konsekwencji kolorystycznej postawiłam na fiolety. Agnieszka wykonała dla mnie nie tylko zakładkę, ale wyhaftowała też fioletowe pisanki, bo moje urodziny zbiegły się z okresem Wielkanocy. Dostałam także zestaw przydasiów i zestaw słodko-herbaciany oraz urodzinowe życzenia w kociej oprawie. Dziękuję !!!





Agnieszka lubi anioły i tonację brązową. Wysłałam jej: anielskie kolczyki wykonane w technice wire wrapping, kolczyki makramowe w różnych odcieniach brązu oraz tęczowe kolczyki wykonane w technice shrink plastic. Dołączyłam też brązowe bransoletki - jedną w stylu shamballa, a drugą zdobioną kwiatuszkami z butelki PET. Do urodzinowej paczuszki dorzuciłam beżowy naszyjnik z polakierowaną muszlą przywiezioną z Portugalii. Przesyłkę dopełniłam oczywiście herbatkami i cukierkami, a moje życzenia spisałam na karteczce własnej produkcji. Więcej zdjęć zobaczyć można w podsumowaniu zakładkowego marca u Agnieszki.










Wymianka recyklingowa u Darii

Do udziału w wymiance recyklingowej namówiła mnie sama Daria. Wahałam się, gdyż czas jak zwykle mi się rozpłynął w niebycie, ale przecież nie potrafię odmawiać. I bardzo cieszę się, że uległam pokuszeniu, ponieważ dostałam śliczne prezenty. Moją parą wymiankową została Kasia. Przysłała mi puszkę i podkładkę ozdobione w technice decoupage'u, własnoręcznie wykonaną karteczkę oraz zestaw słodkościowo-kawowy. Dziękuję !!!



Ode mnie w stronę Kasi poleciały jaskrawe kolczyki ze stoperów do uszu i kwiatuszków z butelek PET, makramowe kolczyki na nakrętkach z butelek i silikonowych podkładkach, zdobione kwiatuszkami z butelek PET oraz kolczyki wykonane w technice shrink plastic i bransoletka z zakrętki od słoika po kawie. Jednym z warunków wymiany było wykonanie karteczki, okazało się to dla mnie najtrudniejszą częścią - po raz kolejny próbowałam zawalczyć z quillingiem. Przebieg wymianki można prześledzić w podsumowaniu Darii, a więcej zdjęć znaleźć można w fotorelacji na blogu Kasi.









Wymianka kocia u Agnieszki

Moja powszechnie znana słabość do kotów przywiodła mnie na kocią wymiankę, w której obdarowane zostały zarówno kocie mamy, jak i ich podopieczni. Status mojej pary wylosowała Marta, dzieląca swoją codzienność z Chajjotem, Biszkoptem i Miśką. Otrzymałam pudełko po brzegi wypełnione prawdziwymi skarbami: nostalgiczną zakładką, serduszkami na fioletowych wstążkach, kolekcją serwetek do decoupage'u, koralikami oraz zestawem smakołyków do picia i pałaszowania. Sentymentalnie uśmiechnęłam się na widok załączonego papierowego listu, pełnego serdeczności i bardzo osobistego. Moje kociaki zostały poczęstowane witaminami, a do zabawy dostały pluszowe myszki. Dziękuję !!! Napoleon i Finlandia również !!!



W mojej przesyłce dla Marty i dla jej zwierzaczków znalazły się kolczyki z kocimi motywami wykonane w technice shrink plastic oraz kocie kolczyki z lakierowanego drewna. Wysłałam również makramową bransoletkę i filcowany na mokro naszyjnik. Na dżinsowym etui na telefon wyhaftowałam karykaturę kociaka. Chciałam, aby pupile mogły wszędzie symbolicznie towarzyszyć swojej właścicielce, więc uszyłam breloczkowe myszki z ich imionami. Całość dopełniłam twórczymi przydasiami: serwetkami i koralikami oraz tradycyjnym zestawem herbat i słodyczy. Do pyszczków kociego stadka trafiły kiełbaski i witaminki. Zapraszam na fotorelację Marty, gdzie zobaczyć można przecudne wykorzystanie jednej z moich serwetek.










I na koniec chciałabym jeszcze podziękować Kasi za wyróżnienie i odpowiedzieć na towarzyszące mu pytania. Tradycyjnie dalej nie przekazuję, po prostu nie czuję idei takich łańcuszków, ale można częstować się do woli. 

1. Pies czy kot? - zdecydowanie kot, a nawet dwa ;)
2. Filiżanka czy herbata? - filiżanka, ogromna, wypełniona kawą z mlekiem ;)
3. Słone czy słodkie? - słodkie i bardzo dużo czekolady ;)
4. Poranek czy wieczór? - wieczór ;)
5. Horror czy komedia? - komedia ;)
6. Książka czy film? - książka ;)
7. Zrobione czy kupione? - zrobione )
8. Morze czy góry? - góry do łazęgi, a jeśli morze, to tylko plaża i zbieranie muszelek bez zanurzania do wody ;)
9. Rodzina czy kariera? - rodzina ;)
10. Wino czy drink? - wino ;)
11. Rower czy samochód? - nogi najchętniej, samochód jako zło konieczne, rower ostatnio - za mało ;)



Kolejne wyróżnienie dostałam od Patrycji, dziękuję i tutaj również pozostawiam pełną swobodę w częstowaniu się i zachęcam do samonominacji. A poniżej moje odpowiedzi na zestaw związanych z nim pytań.
1. Dlaczego prowadzisz bloga? - lubię pisać ;)
2. Jak opiszesz siebie jednym słowem? - artystyczna ;)
3. Potrawa której nie cierpisz to? - mięso we wszelakiej postaci ;)
4. Ulubiona piosenka? - "Kocie sprawy" Buzu Squat ;)
5. Jakie jest Twoje wymarzone miejsce na śniadanie? - nie jadam śniadań ;)
6. Jeśli miałabyś okazję zjeść pyszną kolację z jakąkolwiek znaną osobą, żyjącą lub nie, kto by to był? - Terri Hatcher ;)
7. Ulubiona bajka z dzieciństwa? - Garfield ;)
8. Jest coś czego chciałabyś się nauczyć? - nowe techniki rękodzielnicze ;)
9. Czy masz jakiś konkretny cel w życiu - jaki? - uszczęśliwianie ludzi ;)
10. Na co zwracasz uwagę poznając nowych ludzi? - sami piszą swoją historię ;)
11. Jesteś bardziej osobą bujającą w obłokach czy twardo stąpającą po ziemi? - zdecydowanie obłoki ;)